Sąd pierwszej instancji oddalił pozew Adama Andruszkiewicza, posła i ministra w kancelarii premiera odpowiadającego za cyfryzację, dotyczący reportażu „Superwizjer” TVN sprzed trzech lat na temat śledztwa ws. fałszowania podpisów popierających kandydatów Młodzieży Wszechpolskiej. – Sąd w uzasadnieniu zaznaczył m.in. że powództwo było przejawem cenzury i kneblowania prasy – podkreślił Jarosław Jabrzyk, szef redakcji „Superwizjera”.
Pozew Adama Andruszkiewicza dotyczył reportażu „Wiceminister i sfałszowane podpisy” (Andruszkiewicz był wówczas wiceministrem cyfryzacji) autorstwa Macieja Dudy i Łukasza Rucińskiego. Materiał pierwszy raz wyemitowano w „Superwizjerze” w TVN24 9 lutego 2019 roku.
Andruszkiewicz chciał przeprosin i wpłaty charytatywnej, sąd oddalił pozew
Polityk domagał się natychmiastowego usunięcia reportażu (dostępnego m.in. na portalu TVN24.pl), emisji przeprosin oraz wpłaty 10 tys. zł na rzecz Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej.
– Materiał w programie „Superwizjer” spowodował publiczny lincz mojej osoby z fałszywym oskarżeniem o mój rzekomy udział w procederze fałszowania podpisów w 2014 roku – podkreślił.
W środę członkowie redakcji „Superwizjera” poinformowali na Twitterze, że sąd pierwszej instancji w całości oddalił powództwo Adama Andruszkiewicza, nakazując mu pokrycie kosztów procesu.
– Sąd w uzasadnieniu zaznaczył m.in. że powództwo było przejawem cenzury i kneblowania prasy – stwierdził Jarosław Jabrzyk. – Sąd podkreślił staranność i rzetelność, wagę tematu – dodał Maciej Duda.
Reportaż „Superwizjera” o kulisach śledztwa dot. fałszowania podpisów
W reportażu „Wiceminister i sfałszowane podpisy” opisano śledztwo w sprawie fałszowania podpisów na listach poparcia dla kandydatów Młodzieży Wszechpolskiej w okręgu podlaskim przed wyborami samorządowymi w 2014 roku. Szefem Młodzieży Wszechpolskiej w tym rejonie był wtedy Andruszkiewicz.
Autorzy materiału podali informacje od anonimowych informatorów z organów ściągania w Białymstoku, według których w śledztwie ustalono, że nawet ok. 90 proc. z 400 podpisów popierających kandydatów wywodzących się z Młodzieży Wszechpolskiej zostało sfałszowanych. Z zeznań podejrzanych i świadków wynika, że działacze spisywali je z list poparcia z wcześniejszych wyborów. Jeden z podejrzanych stwierdził, że w fałszowaniu miał brać udział sam Andruszkiewicz.
W reportażu przedstawiono też kulisy wstrzymania postępowania w tej sprawie. Według ustaleń dziennikarzy miał się do tego przyczynić Marek Czeszkiewicz, który po odejściu z białostockiej prokuratury został doradcą marszałka Sejmu. – Ja w tej sprawie nie mam żadnego statusu. Nie jestem świadkiem, ani oskarżonym, ani podejrzanym – stwierdził Andruszkiewicz w materiale. – Na pewno podpisów nie fałszowałem. To jest kwestia dla prokuratury, mnie w tym śledztwie nie ma – podkreślił. Zapewnił, że nie ma w prokuraturze żadnego parasola ochronnego nad nim.
Andruszkiewicz szybko zapowiedział działania prawne
Następnego dnia po emisji reportażu Adam Andruszkiewicz ocenił, że jest to „kontynuacja trwającej od dwóch lat oszczerczej kampanii medialnej, mającej na celu wyeliminowanie mnie z walki o zmiany w Polsce”.
– Oświadczam, że nigdy nie fałszowałem ani nie kazałem fałszować podpisów, a rzekome oskarżenie mnie przez jednego z podejrzanych (!) jest nieprawdziwe, co w razie konieczności udowodnię przed sądem. Warto zwrócić uwagę, że ten sam podejrzany w rozmowie z TVN nie skierował żadnych (!) zarzutów przeciwko mnie, mimo nacisków ze strony dziennikarza, by to uczynił. Nigdy nie wpływałem na przebieg opisanego postępowania prokuratorskiego, nie przedstawiono mi również żadnych zarzutów w tej sprawie. Jestem do pełnej dyspozycji prokuratury, nigdy nie uchylałem się od złożenia zeznań – zależy mi bowiem na szybkim wyjaśnieniu wszelkich spekulacji – zapewnił wiceminister cyfryzacji.
– Wobec redakcji i osób, które powielają fałszywe oskarżenia wobec mnie jako osoby niewinnej, będę kierował odpowiednie działania prawne. Nie pozwolę, na bezkarne niszczenie mojego dobrego imienia – zapowiedział Andruszkiewicz.
Postępowanie dyscyplinarne dot. opieszałych prokuratorów
Po emisji „Superwizjera” Prokuratura Krajowa poinformowała, że trwa postępowanie dyscyplinarne dotyczące zbyt opieszałego prowadzenia przez białostockich prokuratorów tego śledztwa oraz roli, jaką miałby w tej sprawie odegrać Adam Andruszkiewicz.
Ewa Bialik, rzecznik prasowa Prokuratury Krajowej, poinformowała, że postępowanie w białostockiej prokuraturze wszczęto w wyniku kontroli przeprowadzonej w ubiegłym roku przez Prokuraturę Krajową, która badała akta śledztwa prowadzonego od 2014 r. W efekcie oceniono, że nastąpiła nieuzasadniona zwłoka w prowadzeniu postępowania i w zbieraniu dowodów. Chodzi m.in. o to, że prokuratorzy nie zlecili grafologowi porównania próbek pisma Adama Andruszkiewicza, którymi prokuratura dysponuje, ze sfałszowanymi podpisami na listach wyborczych. Według Prokuratury Krajowej takie badanie pomogłoby ustalić, czy Andruszkiewicz mógł się dopuścić fałszerstw.
Z kolei Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości i prokurator generalny, przyznał, że w śledztwie dotyczącym tej sprawy nastąpiły poważne uchybienia.
Szef „Superwizjera”: nie zmienilibyśmy w reportażu nawet przecinka
Informację o złożeniu pozwu przez Adama Andruszkiewicza szybko skomentował na Twitterze Jarosław Jabrzyk. –
Komentując ostatnią aktywność wiceministra Adama Andruszkiewicza chciałbym powiedzieć, że jeśli mielibyśmy jeszcze raz wyemitować reportaż Macieja Dudy i Łukasza Rucińskiego „Wiceminister i sfałszowane podpisy” w „Superwizjerze”, to nie zmienilibyśmy w nim nawet przecinka – podkreślił Jabrzyk.
Do komentarzy Andruszkiewicza o materiale Jarosław Jabrzyk odniósł się już 10 lutego 2019 roku. Na antenie TVN24 zwrócił uwagę, że polityk nie zaprzeczył, że podpisy na listach poparcia jego i innych działaczy Młodzieży Wszechpolskiej były fałszowane. – Wiceminister w żaden sposób do tego się nie odnosi. Czyli uważa, że to jest kwestia po prostu nieistotna – ocenił producent „Superwizjera”.