Dziennikarka „Polityki” Ewa Siedlecka pozywa polskie władze o naruszenie dóbr osobistych. – Mam prawo wiedzieć, czy byłam inwigilowana – przekonuje. W pozwie publicystka podkreśla, że brak gwarancji w tym zakresie narusza prawo Unii Europejskiej. Wniosek o skierowanie zapytania do TSUE ma rozpatrzyć we wtorek warszawski sąd.
Ewa Siedlecka od ponad dwudziestu lat podejmuje w swoich tekstach tematykę praw człowieka, mniejszości, wykluczenia – inwigilacji. Tematyka, którą zajmuje się dziennikarka i jej aktywność obywatelska, czynią z niej prawdopodobny cel inwigilacji – uważa Siedlecka. Dlatego domaga się, by sąd skierował jej sprawę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Jej zdaniem Trybunał powinien przyjrzeć się polskim regulacjom dotyczącym inwigilacji.
– Niepokojąc się, czy tajemnica tożsamości jej źródeł dziennikarskich nie była zagrożona, próbowała dowiedzieć się, czy została poddana inwigilacji- mówi Konrad Siemaszko z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, która wspiera dziennikarkę przed sądem. – Służby odrzuciły jej wnioski, twierdząc, że nie mają podstaw, by udzielić takiej informacji. Jednak sama niewiedza, czy doszło do inwigilacji narusza jej prawa.
„Nikt nie może czuć się bezpieczny”
Sama Ewa Siedlecka podkreśla, że nie czuje się bezpieczna i nikt nie może się tak czuć. Co dalej?
– Sąd rozpatrzy sprawę, rozstrzygając, czy doszło do naruszenia praw Ewy Siedleckiej, może też zadać pytanie prawne (prejudycjalne) do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej – wyjaśnia Siemaszko. – TSUE już nieraz w swoich wyrokach wskazywał, że osoby inwigilowane powinny mieć prawo do informacji, że pozyskiwano ich dane – wyjaśnia Wojciech Klicki z Fundacji Panoptykon, która przyłączyła się do sprawy. – Oczywiście dopiero od momentu, kiedy taka informacja nie narazi na szwank postępowań, w ramach których te dane zostały pozyskane. Polskie prawo nie przewiduje takiej możliwości i jest pod tym względem niezgodne z prawem Unii Europejskiej. Wyrok TSUE może wpłynąć na polskie władze, żeby to zmieniły – dodaje.
Sprawa z powództwa Ewy Siedleckiej toczy się przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Dziennikarkę reprezentuje na prośbę HFPC pro bono mec. Maciej Dudek z kancelarii LSW Leśnodorski Ślusarek Wspólnicy. Fundacja Panoptykon przyłączyła się do sprawy na prawie strony (oznacza to, że będzie mogła np. złożyć apelację). Do sprawy przyłączył się również Rzecznik Praw Obywatelskich. Zarówno Panoptykon, jak i RPO popierają wniosek dziennikarki, by sąd skierował sprawę do TSUE.
Spór o Pegasusa
Od kilku tygodni w Polsce toczy się dyskusja na temat wykorzystywania przez służby specjalne systemu do inwigilowania – Pegasus. W grudniu ub. roku grupa Citizen Lab, działająca przy Uniwersytecie w Toronto, ustaliła, że za pomocą opracowanego przez izraelską spółkę NSO Group oprogramowania Pegasus byli inwigilowani m.in. adwokat Roman Giertych, prokurator Ewa Wrzosek i senator KO Krzysztof Brejza. Do telefonu polityka miano się włamać 33 razy w okresie od 26 kwietnia 2019 r. do 23 października 2019 r., gdy był on szefem sztabu KO przed wyborami parlamentarnymi.
W Senacie od połowy stycznia działa komisja nadzwyczajna (bez uprawnień śledczych), która wyjaśnia przypadki nielegalnej inwigilacji z użyciem oprogramowania Pegasus.
W minioną środę prezes PiS Jarosław Kaczyński udzielił wywiadu dla Polskiego Radia 24, w którym odniósł się do sprawy Pegasusa. Stwierdził, że sprawa ta jest „jednym wielkim wymysłem, bajką o jakimś smoku, który tutaj biegał po Polsce”.
– Nie wypowiadam się w sprawie samego Pegasusa, czyli tego programu komputerowego, tylko ja się wypowiadam w sprawie twierdzeń, że działania służb specjalnych – czy przy pomocy takiego instrumentu czy innego instrumentu – miały jakiekolwiek cechy, które im się przypisuje, to znaczy były jakimiś nadużyciami, działaniami sprzecznymi z prawem” – dodał prezes rządzącej partii.