„Nie bądźcie obojętni, jeżeli widzicie kłamstwa historyczne. Nie bądźcie obojętni, kiedy widzicie, że przeszłość jest naciągana na poczet aktualnej polityki. Nie bądźcie obojętni, kiedy jakakolwiek mniejszość jest dyskryminowana” – to przemówienie Mariana Turskiego, wygłoszone 27 stycznia 2020 roku w Oświęcimiu, podczas obchodów 75. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau, zapadło wszystkim w pamięć. Dziś, po dwóch latach, warto je przypomnieć i wrócić do niedawnego wywiadu, jakiego magazynowi „Press” udzielił Marian Turski.
Znakomite przemówienie Turskiego – więźnia Auschwitz – wielu wtedy poruszyło. W Polsce tekst ten publikowały niemal wszystkie media, szeroko go komentowano, omawiano w szkołach. Nikt nie miał złudzeń, że świat wokół nagle się zmieni, ale już sama refleksja nad tym przemówieniem wnosiła nadzieję.
Turski, niespecjalne skłonny do szybkich komentarzy i błyskawicznych telefonicznych rozmów, dopiero po kilkunastu miesiącach opowiedział nam o tym wystąpieniu. W rozmowie z Weroniką Mirowską – wywiad ukazał się w listopadowym numerze magazynu „Press” – Marian Turski mówił m.in.:
– Jak długo pisał Pan przemówienie „Nie bądź obojętny”, które nazwaliśmy na Gali Medalu Wolności Słowa najlepszym, jakie wygłoszono w ostatnich latach w języku polskim?
– Ja go nie napisałem.
– Mówił Pan z głowy?
– Miałem tylko spisane główne punkty. O tym, że będę przemawiał, wiedziałem już dwa lata wcześniej. Ale lubię przemyśleć wcześniej, co powiem na wejście i zejście, a dopiero w trakcie przemowy wypełniam środek. W tym przypadku pewne olśnienie spadło na mnie wtedy, kiedy byłem u prezydenta Austrii, a on stwierdził: „Wie Pan, Auschwitz nie spadło z nieba…”. Zrozumiałem, że to zdanie może być główną ideą przemówienia, a ja będą mógł jeszcze dodać: „O, jest z nami autor, który to wymyślił”.
– Od razu miał Pan pomysł, by mówić do córki i wnuczki?
– Nie, ale gdy stanąłem za pulpitem, nagle zobaczyłem, jak duża jest widownia, a między mną i nimi zieje pustka. A gdy ja mówię, muszę zawsze patrzeć słuchaczowi w oczy. Po jego reakcji wiem, czy jestem rozumiany, a jeśli nie – mówię i tłumaczę dalej. Wtedy moja córka i wnuczka siedziały na widowni, więc uznałem, że to przemówienie będzie jakbym mówił tylko do nich.
– Czuł Pan wtedy, że ta mowa ma tak niebywałą siłę?
– Nie, ponieważ – powiem szczerze – z mojego punktu widzenia, to co mówiłem wcześniej na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ było mocniejsze. Tam też mówiłem z głowy: „Słuchajcie, pytają mnie, co było najstraszniejsze w tamtych czasach w obozie. Pewnie byście odpowiedzieli – głód. Nie, to nie on był najgorszy. Myślicie może że był to ziąb, straszna zima, pobito mnie niemal na śmierć za to, że wykroiłem sobie z worka cementowego taką kamizelkę, by mnie chroniła przed mrozem. To było najgorsze? Nie. A może warunki w baraku? Jak jesteś na górnym piętrze to masz lepiej, bo to ty sikasz komuś na głowę, a nie inni sikają na ciebie. Ale z drugiej strony, gdy jest nagły apel, to ledwo zdążysz się zgramolić, bo trudniej schodzić z górnej półki i boisz się że cię zabiją, bo się ociągasz. Czy to było najgorsze? Nie. Czy wszy były najgorsze? Miałem ich setki tysięcy, z ich powodu na końcu wojny zapadłem na tyfus i niemal umarłem. Nie. Co było najgorsze – spytacie? Powiem Wam – Upokorzenie”. W ONZ widziałem, że na tych ludziach sytych, którzy byli na sali, to zrobiło wrażenie, a w Auschwitz tego nie czułem. Jednak następnego dnia przychodzę do redakcji, a nasza genialna Kasia Czajka mówi mi „Panie Marianie, Pan zawojował internety”. Nie uwierzyłem, więc pytam: „Śmieje się Pani?”. I to jest cała historia. Choć później, po przemówieniu młodzi podchodzili do mnie. Po tym wyczułem, że stało się coś o czym człowiek może tylko marzyć – trafiłem do młodych ludzi.
– Teraz młodzi i starzy wychodzą na ulicę i na transparentach mają Pana hasło „Jedenaste przykazanie: Nie bądź obojętny!”.
– Mówiono mi potem: „Panie Marianie, dodał Pan otuchy”.
Gdy w sierpniu 2021 roku Marian Turski odbierał w Gdańsku od Fundacji Grand Press Honorowy Medal Wolności Słowa, o tym urodzonym w 1926 w Druskienikach historyku, dziennikarzu, działaczu społecznym, byłym naczelnym „Sztandaru Młodych” i publicyście tygodnika „Polityka”, mówiliśmy w laudacji:
„Mógłby nam powiedzieć wprost: nie dorośliście, nie rozumiecie, zawiedliście. Ze swoją wiedzą, czuciem, charakterem, pozycją i wiekiem ma prawo nas pouczać. Ale nigdy nie stawia się w pozycji sędziego. Jest raczej naszym adwokatem. Wie, że gdybyśmy przeżyli to co on, bylibyśmy lepiej przygotowani do walki z nacjonalizmem, totalitaryzmem, nadużyciami władzy.
To pewnie paradoks, ale wciąż wierzy w ludzkość: „Gdybym musiał wybrać spośród wszystkich lekcji i wszystkich słów jedno lub dwa, wybrałbym tak: empatia i współczucie. To jest w życiu najważniejsze” – mówił młodym ludziom w 2019 roku w siedzibie ONZ.
Przeżył Holokaust, odrobił lekcję komunizmu, który początkowo go uwiódł, walczył z dyskryminacją rasową. Orędownik porozumienia polsko-niemieckiego, kustosz pamięci o Żydach Polskich, członek Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej, przewodniczący Międzynarodowego Komitetu Oświęcimskiego, publicysta, wieloletni szef działu historycznego „Polityki”.
Autor najwspanialszego przemówienia, jakie w ostatnich latach wygłoszono w języku polskim”.