Portal Spider’s Web zaczął podpisywać pod tekstami nie tylko autorów, ale także redaktorów. Jakub Wątor, redaktor prowadzący portalu, apeluje do innych mediów o podobne rozwiązanie. Pytani przez Press.pl redaktorzy naczelni portali i gazet nie spodziewają się masowego przyjmowania tego pomysłu przez redakcje.
Jakub Wątor ze Spider’s Web zwraca uwagę na to, że wielu dziennikarzy nie potrafi poprawnie pisać, a za ich sukcesem stoją redaktorzy. „To autor i redaktor wspólnie odpowiadają za końcowy wygląd tekstu. I to autor i redaktor powinni być pod tekstem podpisani” – stwierdził na Facebooku. Zaapelował też do innych mediów, żeby zaczęły stosować takie rozwiązanie.
Bartosz Węglarczyk, redaktor naczelny Onet.pl, zauważa, że w mediach nie ma tradycji podpisywania redaktorów. – To mogłoby sprawdzać się przy dużych, ważniejszych tekstach, ale nie wydaje mi się, żeby była taka potrzeba przy wszystkich publikacjach. Trzeba to przegadać – ocenia.
Podpisywanie redaktorów jak romantyczny odruch
– Ten postulat to romantyczny odruch, który skrywa pewną prawdę o współczesnych mediach – mówi Przemysław Szubartowicz, redaktor naczelny Wiadomo.co. Jak wyjaśnia, w czasach przedinternetowych prawdziwe redakcje składały się m.in. z sekretarzy redakcji, redaktorów wydań, sekretarzy wydań, dziennikarzy czy korektorów, ale obecnie bardziej niż jakość liczy się klikalność. – Dziś w tekstach roi się od błędów, także interpunkcyjnych, bo każdy jest każdym – autorem i redaktorem – zauważa. Ocenia, że podpisywanie redaktora byłoby wobec niego miłym gestem. – Ale tylko w prawdziwych redakcjach, a nie w marnych fabrykach clickbaitów – podkreśla.
W internecie to lepszy pomysł
Zdaniem Bogusława Chraboty, redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej”, pomysł jest trafiony, choć powinien być stosowany w pierwszej kolejności w mediach internetowych. – W wypadku profesjonalnych gazet sprawa jest łatwiejsza, bo – przynajmniej w wydaniach papierowych – podaje się najczęściej redaktorów wydania, którzy odpowiadają za jakość tekstów. A zarazem bardziej skomplikowana, bo teksty przechodzą przez kilka szczebli pracy redaktorskiej – zaznacza. Jak dodaje, w zawodowych mediach codzienna praca pozwala tak doszlifować warsztat, że ingerencje redaktorskie dotyczą mniej niż 5-10 procent objętości tekstu. – Czy to tytuł do dopisywania nazwiska redaktora? Wątpię – mówi. I dodaje: – Czym innym są teksty opiniowe, pisane często przez amatorów. Tu praca redaktora jest niekiedy niezbędna i w tym przypadku redaktor powinien mieć prawo dopisania swojego nazwiska w pozycji: „redagował”.
Na pierwszym planie dziennikarz
Podobnie sprawę widzi Bartosz Węglarczyk. – Są redaktorzy, którzy mają olbrzymi wpływ na teksty i tak naprawdę są czasami ich współautorami. My stosujemy wtedy pod tekstem podpis „współpraca” albo „redakcja” – mówi.
Zdaniem Bogusława Chraboty nawet największy wysiłek redaktora nigdy nie powinien deprecjonować pracy autora. Wtóruje mu Bartosz Węglarczyk. – Specyfika dziennikarstwa polega jednak na tym, że na pierwszym planie jest dziennikarz, a reszta osób pracującym nad tekstem jest trochę w cieniu – mówi.
Węglarczyk przyznaje też, że czasem zdarza się, że redaktor popsuje dziennikarzowi tekst. – Jest to jednak po prostu błąd w sztuce, a nie coś, co powinno mieć miejsce. Jeśli redaktor wprowadza większe zmiany w tekście, to zawsze powinien to skonsultować z dziennikarzem – uważa.
Bloomberg – podpisuje. „The Economist” – nie daje nawet autorów
Różna jest praktyka mediów zagranicznych. Agencje prasowe Reuters i Bloomberg z reguły podpisują pod tekstami dziennikarzy i redaktorów. Prestiżowy „The Economist” nie podpisuje dziennikarzy pod tekstami. Portal Politico podpisuje jedynie autorów, podobnie jak brytyjski „The Guardian”.
Podpisywanie pod tekstami także redaktorów mogłoby przełożyć się też na kwestie prawne, związane z działaniami organów ścigania czy sądów. Adwokat Wiktor Wesołowski, partner w LWW Łyszyk Wesołowski i Wspólnicy przypomina, że przepisy Prawa prasowego, dotyczące odpowiedzialności za naruszenie prawa spowodowane opublikowaniem materiału prasowego, obejmują zarówno odpowiedzialność cywilną, jak i karną.
Szybsze ustalenie „winnych”
– Jeśli chodzi o odpowiedzialność cywilną, to ustawa wprost mówi, że mogą być do niej pociągnięci autor, redaktor lub inna osoba, którzy spowodowali opublikowanie tego materiału oraz wydawcy – mówi prawnik. Jak dodaje, nie ma tutaj znaczenia, czy pod danym artykułem prasowym podpisał się jedynie jego autor, czy również wskazano osobę redaktora. Podobnie wygląda to w przypadku przestępstw wymienionych w Prawie prasowym.
– Wskazywanie w materiałach prasowych, oprócz ich autorów, także na osoby redaktorów, którzy uczestniczyli w podejmowaniu decyzji o opublikowaniu danego materiału, mogłoby ewentualnie prowadzić do szybszego ustalenia kręgu osób potencjalnie odpowiedzialnych – ocenia Wesołowski.