Jacek Kurski pozywa Onet i przypadkowo publikuje swój numer telefonu

Kurski pozywa Onet o upublicznienie jego prywatnych danych, ale sam zrobił to samo na Twitterze - ujawnił swój numer telefonu i adres

24 grudnia br. na Onet.pl pojawił się artykuł, który ujawniał, że Jacek Kurski dwukrotnie – 12 i 14 grudnia – wykonał w znajdującym się w Warszawie szpitalu MSWiA testy na obecność koronawirusa. Drugi miał mieć wyniki pozytywny. Jak podkreślał Onet, według obowiązujących przepisów, prezes TVP powinien spędzić kolejne 10 dni na kwarantannie i zostać w domu do 24 grudnia. Tak się nie stało – Kurski 19 grudnia poleciał do Paryża na finał Eurowizji Junior.

Dzień po publikacji tekstu na Onet.pl w sieci pojawiło się oświadczenie szpitala. Czytamy w nim, że „z uwagi na fakt, że całość obrazu klinicznego pacjenta wskazywała na okres ozdrowieńczy COVID-19, w dniu 15 grudnia 2021 r. CSK MSWiA zwrócił się do PSSE w Warszawie z wnioskiem o zakończenie okresu izolacji pacjenta z uwagi na uznanie go za ozdrowieńca, co nastąpiło w dniu 15 grudnia 2021 r.”. Oznacza to, że prezes TVP potrzebował zaledwie 24 godzin, aby otrzymać status ozdrowieńca.

29 grudnia Kurski powrócił do sprawy i poinformował, że złożył pozew przeciwko autorowi tekstu – Kamilowi Dziubce. „Jedynym celem takiego działania było dążenie do wywołania niechęci do mnie wśród moich rodaków i widzów TVP. Dlatego podjąłem zapowiedziane kroki prawne: akt oskarżenia przeciwko p. Dziubce i doniesienie do prokuratury na Onet. Wkrótce też wobec Onet akt oskarżenia” – napisał na Twitterze.

W kolejnym wpisie prezes TVP pokazał skany pism, które miał złożyć. Widoczne na nich były zarówno jego numer telefonu, jak i miejsce zamieszkania. Kurski usunął je po kilkudziesięciu minutach od publikacji. Warto podkreślić, że skanu aktu oskarżenia nadal są widoczne na Twitterze, gdyż wielu internautów zdążyło je ściągnąć i ponownie opublikowało.

Redaktor naczelny Onetu Bartosz Węglarczyk i autor tekstu o ozdrowieniu Kurskiego Kamil Dziubka odpowiedzieli prezesowi TVP na Twitterze w prześmiewczym tonie: „To by było nawet śmieszne, gdyby nie odbywało się za nasze pieniądze” – napisał Węglarczyk.