Prokuratura umorzyła dochodzenie w sprawie Mateusza Groca, pracownika Polsatu, który podczas protestu pod Sejmem przeciw „lex TVN” miał znieważyć Dobromira Sośnierza, posła Konfederacji. – Mimo że zostałem oczyszczony z zarzutów, wciąż mam problem ze znalezieniem pracy w mediach – mówi w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl Mateusz Groc.
W środę, 11 sierpnia br. pod Sejmem było gorąco. Kilkaset osób protestowało przeciw przyjęciu nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji, nazywanej popularnie „lex TVN” (bo zdaniem wielu komentatorów miała być wymierzona bezpośrednio w Grupę TVN). Manifestacje nie pomogły. Posłowie PiS dopięli swego i „lex TVN” przegłosowali.
Wieczorem media społecznościowe obiegły nagrania sprzed Sejmu. W roli głównej wystąpił Dobromir Sośnierz, poseł Konfederacji, który wstrzymał się od głosu w sprawie „lex TVN”. Gdy opuszczał teren Sejmu, tłum krzyczał do niego: „Wyp…aj!”. W pewnym momencie do posła podszedł mężczyzna w szarej bluzie z kapturem i wygrażał mu palcem. Rozdzielili ich funkcjonariusze policji. Prawicowy portal Medianarodowe.com twierdził, że parlamentarzysta był szarpany i popychany, a mężczyzną, który podszedł do Sośnierza, był Mateusz Groc, pracujący przy obsłudze wozów transmisyjnych Polsatu. Z części nagrań opublikowanych w internecie wynikało, że miał używać wulgaryzmów wobec posła i wzywać go do oddania immunitetu.
Mateusz Groc użył wulgaryzmów, ale nie znieważył
Sprawą zajęła się prokuratura. Z dokumentów, do których dotarliśmy, wynika, że 21 października br. postanowiła umorzyć dochodzenia w sprawie znieważenia posła Sośnierza. Według śledczych Mateusz Groc nie popełnił przestępstwa. Prokuratura pisze w uzasadnieniu, że przesłuchała m.in. policjanta, który był na miejscu. Analizowano także nagrania upublicznione w sieci przez dziennikarzy oraz filmy nakręcone przez funkcjonariuszy. Wynika z nich, że pracownik Polsatu krzyczał do posła: „chodź tu k…a, oddaj immunitet i chodź tu k…a”.
„Opis wyglądu zewnętrznego mężczyzny bez wątpienia wskazuje, że był nim Mateusz Groc” – czytamy w dokumencie. Prokurator wyjaśnia dalej: „Zniewaga jest czymś więcej niż nietaktownym albo niekulturalnym zachowaniem, stanowiącym przejaw braku szacunku czy dobrych manier. W związku z tym nie można poczytywać jako zniewagi zachowania polegającego na zwróceniu się do innej osoby, używając przy tym określeń mających na celu podkreślenie ważności czy istotności wypowiedzi, nawet słów powszechnie uznanych za obelżywe”.
W uzasadnieniu prokuratura pisze, że „użyte wulgaryzmy nie zostały skierowane pod adresem podejrzanego, a stanowiły niejako ‚podkreślenie’ wysoce emocjonalnego przekazu”.
„Poszedłem tam jako obywatel, a nie pracownik Polsatu”
Decyzja prokuratury cieszy Mateusza Groca. – Sprawa została umorzona na etapie śledztwa z oczywistych względów. Nawet prokuratorzy funkcyjni względem Zbigniewa Ziobry nie byli w stanie udowodnić mi popełnienia przestępstwa mimo wielu dowodów audiowizualnych oraz zeznań policjantów – mówi nam Mateusz Groc.
Nie żałuje, jak się wtedy zachował. – Były nerwy i ogromne emocje, ale wystarczy posłuchać polityków, którzy posługują się o wiele gorszym językiem. Poszedłem pod Sejm, bo nie podobało mi się to, co działo się na sali plenarnej ws „lex TVN”. Ale po co do tłumu rozemocjonowanych obywateli wyszedł poseł Sośnierz? Wiedziałem już wtedy, że jego ugrupowanie, wstrzymując się w głosowaniu, przyczyniło się do próby ograniczenia swobód dziennikarskich w Polsce – mówi Groc.
Dziś zapewnia, że nie użyłby wobec posła innych słów. Nie przejmował się też tym, że wokół niego było pełno kamer i smartfonów, którymi rejestrowano wydarzenia z 11 sierpnia. – Poszedłem tam w czasie wolnym jako zwykły obywatel, a nie pracownik Polsatu. Wielokrotnie uczestniczyłem w realizacji wywiadów z prezydentem Dudą czy premierem Morawieckim. I mimo że się z nimi w wielu sprawach nie zgadzam, nigdy nie zdarzyło mi się zachować w stosunku do naszych gości nieprofesjonalnie – mówi Groc.
„Z internetu dowiedziałem się, że jestem zwolniony”
Dwa dni później Telewizja Polsat zakończyła z nim współpracę. Jak informowaliśmy nieoficjalnie w sierpniu, umowa z Grocem została rozwiązana nie ze względu na jego poglądy, tylko słowną agresję wobec innego człowieka.
Groc uważa, że to stacja zachowała się nie fair. – Dzień po proteście zadzwoniła kierowniczka produkcji. Zapytała, czy byłem na manifestacji i czy to ja jestem w szarej bluzie i czarnym podkoszulku. Potwierdziłem, a ona powiedziała, że stacja wytnie materiały z moim wizerunkiem. Zapytałem, czy grożą mi w związku z tym konsekwencje. Usłyszałem, że nie – relacjonuje Groc. – Tego samego dnia wieczorem jeden z prawicowych dziennikarzy podesłał mi artykuł z portalu Medianarodowe.com, w którym podano moje dane osobowe, miejsce pracy, wrzucono screenshoty z Facebooka ze zdjęciami najbliższych. W tym samym czasie TVP Info na antenie informowała o całym zajściu, podając moje dane, pokazując mój wizerunek, sugerując jednocześnie, że jestem bandytą, który napadł na posła Sośnierza. W piątek o godz. 10 usłyszałem, że zawieszają moją pracę w Polsacie, a trzy godziny później dowiedziałem się od zaprzyjaźnionego kierownika produkcji i z internetu, że zostałem zwolniony.
Mateusz Groc idzie do sądu
Groc ma 24 lata. Studiuje w Szkole Filmowej im. Krzysztofa Kieślowskiego na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Z Telewizją Polsat był związany od sierpnia 2019 r. Był tam zatrudniony na podstawie umowy o dzieło.
– Mimo że zostałem oczyszczony z zarzutów, wciąż mam problem ze znalezieniem pracy w mediach. Nadal ponoszę konsekwencje nagonki medialnej, której dopuściło się TVP Info, Medianarodowe.com i szereg prawicowych dziennikarzy, dlatego w najbliższym czasie będę dochodził swoich praw na drodze sądowej – zapowiada Groc. – Prokuratura i policja potwierdziły jednoznacznie, że nie złamałem prawa, które daje mi konstytucja jako obywatelowi do swobodnej wypowiedzi oraz manifestacji swoich poglądów. Wszelkie szykany, których dopuścili się wyżej wymienieni, oceni pod względem prawnym niezawisły sąd.
Groc przyznaje, że być może jego udział w zajściach pod Sejmem 11 sierpnia zaszkodzi mu w szukaniu pracy w mediach. Wysyłał już CV do kilku miejsc, m.in. do TVN. Nikt się do niego nie odezwał.
„Chcę, by młodzi ludzie protestowali”
Teraz jest taksówkarzem. – Wożę też polityków i nawet w tej pracy dostrzegam patologię „dobrej zmiany”. Urzędnicy jednego z ministerstw wożą się w sobotę na zakupy i za przewóz płacą publicznymi pieniędzmi. Skąd to wiem? Bo na koniec kursu wyświetla mi się płatnik – mówi nam Groc.
Przyznaje, że nie chce do końca życia pracować jako taksówkarz. Marzy o pracy w telewizji. Pasją zaraził go ojciec, Artur Groc, który wcześniej kandydował do Sejmu (bezskutecznie) z list Pawła Kukiza. – Od zawsze chciał pracować w telewizji. Udało mu się to w telewizji Puls i Superstacji, w której został głównym producentem – opowiada Mateusz. – Był też bliskim współpracownikiem Pawła Kukiza, którego zawsze wspierał. Odciął się od niego, gdy ten zagłosował za „lex TVN”. Wiem, że Kukiz od zawsze mówił o repolonizacji mediów, ale na spełnienie tej obietnicy przyjdą lepsze czasy. Korelacja czasowa między krytycznym wywiadem wobec Kukiza, jakiego udzielił mój ojciec dla „Gazety Wyborczej”, a nagonką na mnie przez media prawicowe nie jest przypadkowa. Ja również straciłem do niego szacunek.
Groc dodaje, że nie czuje się ofiarą ani osobą, która zasłużyła sobie na to, co go spotkało: – Chcę, by młodzi ludzie manifestowali, jeśli nie zgadzają się z tym, co dzieje się w kraju. Nie bójcie się, bo kiedyś ta władza przeminie, a wtedy będzie za późno na robienie rachunku sumienia. Protestowanie to nie jest nakładanie sobie naklejek na zdjęciu profilowym na Facebooku z piorunami czy hasłami protestów. Mam nadzieję, że także dzięki mnie wiele osób zechce wyjść na ulicę i mówić głośno o tym, co im się nie podoba.