– Im bardziej zabraniają nam tam być, tym bardziej powinniśmy się tam mimo wszystko znaleźć. To nasza dziennikarska powinność, żeby udokumentować to, co się tam dzieje – mówi Jerzy Jurecki o sytuacji przy granicy polsko-białoruskiej.
To dlatego pojechał z Zakopanego na drugi koniec Polski, na Podlasie. Na początku listopada w „Tygodniku Podhalańskim” opublikował tekst „Przez las do piekła”. Niespełna tydzień później, 10 listopada, zamieścił na YouTube reportaż wideo pod tym samym tytułem, który wtedy nakręcił.
– Są takie dni, kiedy w ogóle nie ma tam dziennikarzy i są też tereny, na których dziennikarzy brakuje. Tak jak na północy Podlasia widać też organizacje pozarządowe, a na południu jest już z tym gorzej. Na szczęście jest w Siemiatyczach taka mała redakcja tygodnika „Kurier Podlaski – Głos Siemiatycz”, która zmobilizowała mieszkańców tych okolic do działania – mówi Jurecki.
Wydawca „Tygodnika Podhalańskiego” jest zdania, że są takie momenty, kiedy warto wyjść poza tematy lokalne. – Traktuję swój zawód jako misję i wiem, że jeśli gdzieś dzieje się coś ważnego, to tam jadę. To nasza dziennikarska rola i nie ma znaczenia, gdzie człowiek mieszka czy pracuje – uważa Jurecki, który nakręcił też dokumenty m.in. o śmierci lokalnych dziennikarzy w Meksyku, czy po trzęsieniu ziemi na Haiti.
Przez las do piekła
W napisach końcowych „Przez las do piekła” wymienione są trzy osoby: za reżyserię, scenariusz i zdjęcia odpowiadał Jerzy Jurecki, za redakcję – Beata Denis, a za montaż – Jarek Jastrzębski. – Zawsze jeżdżę sam, mam kamerę, znam się na tym – mówi Jurecki. Koszty takiego wyjazdu też nie są duże. – To delegacja. Jadę samochodem, śpię w możliwie tanim miejscu. Na Podlasiu nie jest bardzo drogo, zwłaszcza teraz, po sezonie, za pokój można zapłacić 30-50 zł.
To była druga wizyta Jureckiego na Podlasiu od momentu wybuchu kryzysu migracyjnego. Już planuje trzecią. – Zakopiańskim SOR-em kiedyś kierował Syryjczyk, który dziś pracuje w szpitalu na Śląsku. Chcę go zabrać ze sobą, a i jemu ten pomysł się podoba. Z jednej strony trochę popracuje tam jako lekarz, a z drugiej pomoże jako tłumacz – wyjaśnia dziennikarz.
– My, dziennikarze, też mamy dwie ręce i kiedy dostajemy pinezkę na Google Maps z lokalizacją migrantów, to pomagamy. Skoro państwo nie wypełnia tej roli, to ktoś to musi robić – mówi Jurecki i dodaje: – Są takie momenty w życiu, że trzeba się zachować jak człowiek, żebyśmy mogli sobie później spojrzeć w oczy.