Seria odejść z Polska Press

W tle upolitycznienie i tematy tabu

Wpisu do Krajowego Rejestru Sądowego dokonano 20 stycznia 2022 roku

Karina Obara, związana od 18 lat z „Gazetą Pomorską” (Polska Press Grupa), to kolejna osoba, która odchodzi z Polska Press, stawiając wydawcy zarzut kneblowania dziennikarzy. – Upolitycznienie orlenowskiej prasy to część całego projektu PiS-owskiego zbudowania autorytarnej władzy – mówi publicysta „Polityki” Jacek Żakowski.

Karina Obara, związana od 18 lat z „Gazetą Pomorską” (Polska Press Grupa), to kolejna osoba, która odchodzi z Polska Press, stawiając wydawcy zarzut kneblowania dziennikarzy. – Upolitycznienie orlenowskiej prasy to część całego projektu PiS-owskiego zbudowania autorytarnej władzy – mówi publicysta „Polityki” Jacek Żakowski.

„Nie mogę już dłużej pracować w Polska Press i w »Gazecie Pomorskiej«. Nie potrafię spojrzeć sobie w lustrze w twarz” – napisała w piątek w mediach społecznościowych Karina Obara z „Gazety Pomorskiej”. Jak relacjonuje, po tym jak Orlen kupił wydawcę dziennika, dostała zakaz komentowania wydarzeń politycznych, a jeśli mogła porozmawiać z ekspertem, miała to być wyznaczona osoba, która „oceni sytuację zgodnie z linią partii rządzącej”.

„Nie można wykonywać zawodu dziennikarki z kneblem na ustach. Nie można milczeć, gdy w Polsce łamane są prawa człowieka. A mnie i moich kolegów komentujących wydarzenia polityczne, zmuszono do milczenia. Chcesz tu pracować – żadnego analizowania wydarzeń politycznych, żadnych rozmów z »mądrymi głowami« (sic!)” – napisała Obara, dodając: „Poprzedni właściciele: najpierw Norwegowie, później Anglicy, Niemcy, nigdy nie ingerowali w treść tekstów dziennikarskich” – zaznacza.

Dziennikarze bez swobody

Obara to kolejna osoba, która odchodzi z Polska Press ze względu na upolitycznienie spółki. Z końcem października wypowiedzenie w „Dzienniku Zachodnim” złożył Tomasz Borówka, wydawca strony internetowej Dziennikzachodni.pl.

Borówka przyznaje, że do decyzji o odejściu dojrzewał kilka miesięcy, a jej przyczyn jest kilka. – Byłem zaszokowany, że pojawiły się tematy, których nie można poruszać, a nawet zbierać o nich informacji. Nie spotkałem się z tym nigdy wcześniej w swej zawodowej praktyce dziennikarskiej i redaktorskiej. Nie potrafiłem też zrozumieć ani tym bardziej zaakceptować odsuwania od pełnionych funkcji znakomitych redaktorów i prób ich marginalizowania – opowiada Borówka. – Przełomowy był chyba moment, gdy ktoś z kierownictwa redakcji bez uzasadnienia zaatakował mnie słownie na firmowym czacie, tonem, jakiego nie doświadczyłem przez ponad ćwierć wieku pracy w mediach – dodaje, wyjaśniając, że nie o wszystkim może w tej chwili swobodnie mówić, bo do końca stycznia jest pracownikiem Polska Press.

– Naciski są – przyznaje anonimowo były pracownik Polska Press. – Bywało, że do wydawców dzwoniło kierownictwo, że opublikowany tekst zbyt uderza w PiS. To nie były naciski pod tytułem zdejmij to, bo cię zwolnię. Raczej sugestie, że materiał nie spodobał się na górze, na przykład Dorocie Kani – opowiada.

Polska Press odpowiada na zarzuty

Rzecznik Polska Press Grupa Adrian Majchrzak nie zgadza się z zarzutami Obary. „Zdecydowanie i kategorycznie należy zaprzeczyć by Pani Obara lub którykolwiek z dziennikarzy doświadczył nacisku, kneblowania czy ingerencji w teksty dziennikarskie. Zarzuty te są ogólnikowe, lakoniczne i poczynione jedynie na użytek wzbogacenia swojego listu motywacyjnego” – powiedział Wirtualnym Mediom Majchrzak.

Rzecznik prasowy Polska Press dodał: „Natomiast bez wątpienia to nie pani Obara jest uprawniona do oceny, który z ekspertów ma status »mądrej głowy«”.

Obara, jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, ma dowody potwierdzające prawdziwość tego, co napisała.

Jacek Żakowski, publicysta „Polityki”, nie ma złudzeń co do Polska Press. – Nie po to Orlen kupował te gazety, żeby ich nie przerobić na biuletyn partyjny. To jest część całego projektu PiS-owskiego zbudowania autorytarnej władzy – mówi publicysta. – Upolitycznienie orlenowskiej prasy może się zatrzymać, jak PiS straci władzę, w przeciwnym razie, będzie się posuwać naprzód. Czasem może być maskowane, tak jak w PRL-u czasem następowały odwilże, ale te są przecież tylko przejściowe – uważa Żakowski.

Zakaz pisania o uchodźcach

To, jak dziś pracuje się w dziennikach należących do Polska Press, pokazuje też przypadek redakcji białostockiego „Kuriera Porannego”, którego dziennikarka Olga Goździewska-Marszałek dostała w czwartek zakaz pisania o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej. Dwa miesiące wcześniej z kolei pracownicy gazety protestowali przeciwko zatrudnieniu na stanowisku wicenaczelnej Agnieszki Siewiereniuk-Maciorowskiej, znanej z kontrowersyjnych wypowiedzi stałej komentatorki m.in. Telewizji Republika i TVP Info. Nic nie wskórali.

Po 11 latach pracy w Polska Press, we wrześniu, odszedł z kolei z dziennika „Polska Times” Witold Głowacki. – Miałem już pełną świadomość, że nie jest to miejsce, w którym powinienem dalej publikować – mówił wtedy „Pressowi”. W maju zrezygnował z funkcji zastępcy redaktora naczelnego miesięcznika „Nasza Historia”, również wydawanego przez Polska Press Grupę. – Od pierwszego wydania magazynu opisywaliśmy historię bez podporządkowywania jej narracjom ideologicznym i politycznym. (…) Nie sądzę, żebym miał okazję odnaleźć się w nowej formule magazynu przygotowywanej przez wydawnictwo – komentował wtedy Głowacki, dziś w OKO.press.

Wulgarna propaganda

O realiach pracy w Polska Press opowiadał także Marek Kęskrawiec, były redaktor naczelny „Dziennika Polskiego” i dwukrotny laureat nagrody Grand Press, który rozstał się z wydawnictwem w czerwcu. – Nowym szefom nie po drodze ze mną, mnie z nimi również – mówił, kiedy żegnał się z redakcją. Gdy rozmawialiśmy z nim w październiku, nie ukrywał, że widzi zmiany, jakie zachodzą w Polska Press po przejęciu przez Orlen. – Trudno było pracować u poprzedniego właściciela, bo warunki finansowe były średnie, natomiast mieliśmy wolność wyrażania swoich opinii. Teraz wolność w Krakowie polega na tym, że można pisać krytyczne teksty wobec władzy lokalnej, bo nie jest PiS-owska. Natomiast z tego, co wiem, jest problem z krytycznymi materiałami na temat władzy samorządowej na szczeblu wojewódzkim, ponieważ ona podlega pod PiS – mówił dziennikarz, który od listopada jest szefem działu krajowego w „Tygodniku Powszechnym”.

– Prasa orlenowska, choć wciąż są tam jeszcze wyjątki, to jest wulgarna propaganda – komentuje Żakowski. – Oczywiście te wyjątki, czyli błędy w propagandzie, mogą się zdarzyć, ale to jest luka w systemie, który jest klasyczną próbą odbudowania frontu ideologicznego. Dziennikarz w nim jest, jak mówili towarzysze, oficerem frontu ideologicznego. Nie mam w tej kwestii żadnych złudzeń – dodaje.