Sytuacja dziennikarzy w Polska Press o wiele bardziej złożona, niż się wydaje

"Polskie prawo jest bezsilne"

W portfolio prasowym Polska Press Grupy jest ponad 20 dzienników regionalnych

Problematyczną sytuację dziennikarzy zatrudnionych w Polska Press po przejęciu przez Orlen podniósł na Twitterze Witold Głowacki, który w październiku 2021 roku zakończył 11-letnią współpracę z tą grupą wydawniczą. Zwrócił uwagę, że nakłanianie dziennikarzy do „stawiania oporu” z warszawskiej perspektywy jest niewspółmierne i nieadekwatne wobec realiów rynku medialnego, z jakimi mamy do czynienia chociażby w mniejszych miejscowościach. – Tam, gdzie pracy dla dziennikarzy praktycznie nie ma, odejście z Polska Press może oznaczać decyzję o pożegnaniu się z dziennikarstwem – komentuje w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl.

Po przejęciu Polska Press przez PKN Orlen Towarzystwo Dziennikarstwie wystosowało apel do dziennikarzy, zatrudnionych w mediach regionalnych, należących do tej grupy wydawniczej.

Przypomnijmy, że poprzez zakup ogólnopolskiego wydawnictwa Polska Press Orlen uzyskał dostęp do 174, mln użytkowników portali grupy, a także do czytelników „Dziennika Bałtyckiego”, warszawskiego „Polska The Times” i „Dziennika Polskiego”. Ponadto państwowa spółka kierowana przez Daniela Obajtka objęła kontrolę nad 20 dziennikami regionalnymi oraz 120 lokalnymi tygodnikami. Do Polska Press należy również łącznie 500 portali internetowych.

„Teraz macie zostać kolejnym głosem Nowogrodzkiej, a ci, którzy się nie podporządkują, będą musieli odejść. Waszymi szefami zostaną, już sprawdzeni, propagandyści z lokalnych mediów ‘publicznych’, wyznaczą Wam cele i przeciwników” – napisało Towarzystwo Dziennikarskie, zwracając się do zatrudnionych w mediach podlegających Polska Press.

„Nie możemy od nikogo wymagać heroizmu, ale pamiętajcie: możecie stawiać opór. Obowiązujące ciągle prawo prasowe gwarantuje Wam dziennikarską autonomię, prawo odmowy publikacji treści, z którymi się nie zgadzacie. Kiedyś mówiło się „Nic tak nie plami człowieka jak atrament” – mogliśmy przeczytać w zeszłorocznym komunikacie.

„Towarzystwo Dziennikarskie podejmuje monitoring zwolnień pracowników w mediach zakupionych przez Orlen. Apelujemy do zwalnianych dziennikarzy o informowanie nas o czystkach/ Będziemy te zwolnienia nagłaśniać i spróbujemy zapewnić Wam pomoc prawną. Nie pozostaniecie sami” – podkreślono.

Sytuacja dziennikarzy w Polska Presse. „Moralny terror z pozycji warszawskiego ciepełka”

W środę do tej sprawy odniósł się na Twitterze Witold Głowacki, dziennikarz, który w połowie października 2021 odszedł z grupy Polska Press po jedenastu latach. Podkreślił trudną sytuację, w jakiej znaleźli się pracownicy lokalnych mediów.

„Tam wciąż pracuje rzesza uczciwych dziennikarzy, świetnych, lepszych i gorszych, jak wszędzie_ – napisał na Twitterze. „Zdecydowana większość z nich pracuje w ośrodkach mniejszych niż Warszawa, spora część w mniejszych niż Kraków, Trójmiasto czy Wrocław. Na całym rynku pracy w mediach nie ma za bardzo szału, ale tam decyzja o odejściu z PP może oznaczać po prostu pożegnanie z zawodem” – uważa Witold Głowacki.

A teraz kilka słów o Polska Press. Otóż najważniejsze jest to, że choć odeszło i odchodzi mnóstwo ludzi, to tam wciąż pracuje RZESZA uczciwych dziennikarzy, świetnych, lepszych i gorszych, jak wszędzie. To łącznie było 2000 ludzi, czyli jakaś 1/5 ogółu polskich dziennikarzy. 1/5

— Witold Głowacki 🇵🇱💯🏳️‍🌈 (@WitoldGlowacki) October 20, 2021

„Poddawanie dziennikarzy mediów regionalnych i lokalnych moralnemu terrorowi z pozycji warszawskiego ciepełka to zatem albo dowód zupełnego braku rozeznania w sytuacji, albo zwykły sadyzm i/lub cynizm. I tak jedzie prosto na nich prowadzony przez politruków walec” – stwierdził.

„Zamiast kwików i płomiennych apeli o ‚stawianie oporu’ zdecydowanie lepiej byłoby na przykład usłyszeć jeden konstruktywny pomysł na naprawę sytuacji w mediach regionalnych i publicznych po ewentualnej zmianie władzy i ich odpolitycznienia” – wskazywał.

„Odejście z Polska Press może oznaczać decyzję o pożegnaniu się z dziennikarstwem”

W rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl Witold Głowacki podkreśla, że problem jest znacznie bardziej złożony.

– Myślę, że zupełnie inaczej szuka się pracy w Warszawie, z pozycji dziennikarza zajmującego się np. polityką, mającego sieć warszawskich kontaktów itp., a zupełnie inaczej szuka się pracy w małym mieści powiatowym czy też w mieście, w którym jest jedynie filia któregoś z dzienników regionalnych. Tam, gdzie pracy dla dziennikarzy praktycznie nie ma, a odejście z Polska Press może oznaczać decyzję o pożegnaniu się z dziennikarstwem – mówi.

Zaznacza, że mowa jest przede wszystkim o ogromnej liczbie ludzi, zatrudnianych przez Polska. – To jest rząd wielkości mniej więcej 20 procent wszystkich dziennikarzy w Polsce, więc rynek tego po prostu nie wchłonie. Nie ma takiej możliwości – zauważa nasz rozmówca.

– W Krakowie czy we Wrocławiu, albo w Trójmieście mimo wszystko będzie łatwiej o pracę dla dziennikarza niż np. w Zielonej Górze i Koszalinie – dodaje.

Jak wspierać dziennikarzy, którzy nie mogą odejść z Polska Press?

Czy istnieją jakiekolwiek alternatywny dla dziennikarzy, którzy sprzeciwiają się naciskom politycznym, a jednocześnie, m.in. z powodu sytuacji życiowej, nie mogą podjąć decyzji o zakończeniu współpracy z Polska Press? – Na pewno przydałyby się porady prawne, i to zarówno w zakresie prawa prasowego, jak i prawa pracy – podkreśla dziennikarz.

– To co jest gigantycznym problemem to fakt, że poza ustawą o mediach narodowych nie istnieją żadne regulacje prawne, które dotyczyłyby państwowej własności w mediach. To znaczy, o ile TVP i media publiczne – w ramach Rady Mediów Narodowych, KRRiT – teoretycznie mają określone sposoby powoływania władz, o tyle w przypadku Polska Press państwowy właściciel jest takim samym właścicielem, jak każde inne wydawnictwo – zaznacza Witold Głowacki.

„Polskie prawo jest bezsilne”

– Wiemy, że państwowy właściciel powoływany jest z klucza politycznego, jak we wszystkich spółkach Skarbu Państwa w tej chwili. I jednocześnie nie ma żadnych regulacji, które w jakikolwiek sposób chroniłyby przed tym należące do takiej spółki Skarbu Państwa media. Więc pod tym względem polskie prawo jest bezsilne – ocenia.

Nasz rozmówca nawiązuje również do zachowania niektórych polityków opozycji, chwalących dziennikarzy, którzy odchodzą z tej grupy wydawniczej.

Witold Głowacki: do dziś nikt nie przedstawił żadnego projektu czy ustawy

– Od polityków opozycji, zamiast pomstowania na to, co dzieje się na łamach tych wszystkich dzienników regionalnych i zamiast wzywania dziennikarzy do przyklaskiwania tym, którzy odeszli – kiedy zakomunikowałem na Twitterze, że odchodzę to również zebrałem takie oklaski, w tym od polityków opozycyjnych – powinna wypłynąć jakaś alternatywa. Do dziś nikt nie przedstawił żadnego projektu czy ustawy, czy też w ogóle sposobu przywrócenia normalności w mediach regionalnych, należących do Polska Press. To można by zrobić pewnie na dwa sposoby: zadeklarować, że ta własność zostanie nabyta – ale też pytanie, kto by miał to kupić i na jakich warunkach? Albo można pomyśleć o ustawie, która w jakiś sposób regulowałaby państwowe posiadanie mediów, czego w Polsce (poza „Rzeczpospolitą” lata temu) praktycznie nie było – wskazuje Głowacki.

Od listopada zaczynam w https://t.co/q2cOUXSHq6. Będę się zajmował polityką i sprawami okołopolitycznymi, czy też czasowo politycznymi. Ogromnie się z tego cieszę, bo mogę dołączyć do redakcji, którą od lat bardzo, bardzo wysoko cenię – a także zwyczajnie lubię. 1/2

— Witold Głowacki 🇵🇱💯🏳️‍🌈 (@WitoldGlowacki) October 19, 2021

– Abstrahując oczywiście od mediów publicznych, które są teoretycznie regulowane ustawowo. Na ich przykładzie widzimy jednak, że regulacje te nie muszą przed czymkolwiek chronić. Te media obecnie spełniają jedynie funkcję propagandową – podsumował dziennikarz.

Witold Głowacki w maju br. zrezygnował z funkcji pierwszego zastępcy redaktora naczelnego miesięcznika „Nasza Historia”. „To było wprawdzie 11 lat, ale nadszedł moment na decyzję, która okazała się już bardzo łatwa, by nie rzec, przyjemna” – oznajmił wówczas na łamach mediów społecznościowych. Witold Głowacki poinformował również, że przeszedł do Oko.press i rozpoczął współpracę z „Tygodnikiem Powszechnym”.

„Często osoby, które zostają w Polska Press, są w pewien sposób gorzej oceniane”

Podobne zdanie w tej sprawie ma były dziennikarz „Dziennika Bałtyckiego”, a obecnie zatrudniony w Wirtualnej Polsce, Rafał Mrowicki. – Trudno się nie zgodzić w wielu kwestiach, Chociażby w kwestii „stawiania oporu” ruchom politycznym ze strony szefostwa – mówi.

Jak dodaje w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl, w trakcie poprzedniej, kilkuletniej pracy w Radiu Gdańsk wielokrotnie podpisywał się pod petycjami i apelami przeciwko m.in. zwolnieniom dziennikarzy z powodów politycznych. Jak przyznaje, jego doświadczenie pokazało, że działania te nigdy nie przyniosły rezultatu.

Rafał Mrowicki pracuje w trójmiejskim oddziale Wirtualnej Polskie. Jak mówi, w samym Gdańsku znalezienie pracy w zawodzie nie należy do najłatwiejszych, niemniej nie jest to porównywalne z realiami w małych miastach.

– Nie jest tak trudno jak powiedzmy w Kościerzynie, Tczewie czy Wejherowie. W miastach powiatowych nie aż tyle alternatyw oprócz mediów regionalnych – dodaje.

Z „Dziennika Bałtyckiego” odszedł jeszcze przed zmianą kadrową, jak podkreśla jednak, efekt nacisków politycznych na przestrzeni dzienników regionalnych jest widoczny. – Jeżeli komuś nie odpowiada, to w jakim kierunku zmierza Polska Press, to raczej się tam nie odnajdzie. W tym momencie nie wyobrażam sobie, żebym miał się tam teraz z powrotem znaleźć – kontynuuje dziennikarz.

Stwierdza również, że znalezienie optymalnego rozwiązania w przypadku osób pracujących w Polska Presse – a jednocześnie nie zgadzających się ze z góry narzucaną linią – jest bardzo problematyczne. – Sam miałem szczęście, ponieważ udało mi się znaleźć pracę w innym miejscu ale dla wielu osób to są duże dylematy. Słyszę, że często osoby, które zostają w Polska Press są w pewien sposób gorzej oceniane, spotykają się z jakimś krytycznym spojrzeniem, a bardzo często nie są to proste sytuacje. Wielu z nich ma rodziny – zaznacza.