Bogucka z warszawskiego SDP porównuje zarząd SDP do Komitetu Centralnego

Dorota Bogucka zarzuca Krzysztofowi Skowrońskiemu, Jolancie Hajdasz i Jadwidze Chmielowskiej centralizowanie władzy SDP

W tekście „Ferajna z Foksal” Dorota Bogucka z warszawskiego oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich zarzuca zarządowi głównemu SDP skupienie pełni władzy, niedotrzymywanie zobowiązań i obchodzenie przepisów.

„Demokratycznie wybrany Zarząd SDP coraz bardziej przypomina Komitet Centralny partii z poprzedniego systemu. Niewielka grupa skupia pełnię władzy, rozdziela między siebie funkcje i zasoby, obchodzi przepisy, nie dotrzymuje zobowiązań i coraz mniej liczy się z wyborcami” – napisała Dorota Bogucka na stronie warszawskiego SDP. Zaznaczono, że tekst wyraża osobiste poglądy autorki i nie jest oficjalnym stanowiskiem zarządu oddziału.

W publikacji Bogucka opisuje m.in., że prezes SDP Krzysztof Skowroński został wybrany na prezesa Fundacji Solidarności Dziennikarskiej, będąc „teoretycznie kontrolowanym przez Radę Fundacji, ale w praktyce niekontrolowanym”. Jej zdaniem ma to niebagatelne konsekwencje, m.in. dla działania Domu Dziennikarza Seniora, na który miała być przeznaczona połowa dochodów Fundacji. „Ale nie jest przeznaczony nawet jeden złoty, a ostatnio Fundacja rozesłała »ankietę«, z której ma wyniknąć, że Dom Dziennikarza Seniora w ogóle nie jest potrzebny” – zaznacza Bogucka. Jednak, jak zauważa, najwięcej funkcji w SDP sprawuje Jolanta Hajdasz: jest członkinią zarządu głównego, wiceprezeską SDP, prezeską jego oddziału wielkopolskiego, choć zgodnie z regulaminem członkostwa w zarządzie głównym nie można łączyć z zatrudnieniem w SDP lub podległych mu jednostkach.

– SDP przestaje być demokratyczną organizacją pozarządową i od jakiegoś czasu działa już tylko na rzecz wąskiej grupy członków – kwituje swój tekst Bogucka.

Poprosiliśmy wczoraj Krzysztofa Skowrońskiego i Jolantę Hajdasz, by odnieśli się do zarzutów Doroty Boguckiej. Skowroński wyjaśnił, że jest w trakcie podróży radiowej Wnet i nie czytał artykułu. Hajdasz stwierdziła, że każdy może pisać, co chce, i poprosiła, aby zadzwonić do niej za kilka dni.