Weekendowy kryzys sejmowy z wolnymi mediami w tle zaowocował zalewem internetu przez transmisje na żywo z gmachu Sejmu nadawane w serwisach społecznościowych przez opozycyjnych posłów. W ten sposób politycy weszli w role sejmowych reporterów. – W zależności od dalszych decyzji władz to może przerodzić się w stały trend, choć politycy nie powinni zastępować dziennikarzy. PiS ograniczając swobodę mediów w Sejmie strzela sobie w stopę, bo poseł z telefonem komórkowym jest dużo mniej przewidywalny niż reporter z kamerą – oceniają dla serwisu Wirtualnemedia.pl dziennikarze i eksperci nowych technologii.
Kryzys narastał od momentu, gdy Kancelaria Sejmu ogłosiła nowe zasady pracy mediów w parlamencie ograniczające dostęp dziennikarzy do posłów. Na plany nowych regulacji medialnych w Sejmie i Senacie środowisko dziennikarskie zareagowało oburzeniem i protestem. Jedną z form sprzeciwu był zorganizowany przez prawie 30 redakcji bojkot polityków. W piątek w ramach akcji opatrzonej hashtagiem #DzieńBezPolityków w prasie, telewizji i internecie nie publikowano wizerunków polskich polityków lub wycinano z fotografii ich twarze.
Live na Facebooku zamiast telewizji
W piątek doszło jednak w Sejmie do wydarzeń, które wprowadziły konflikt na linii Sejm – media i opozycja na znacznie wyższy poziom. Podczas obrad parlamentu Platforma Obywatelska postanowiła stanąć w obronie mediów, co wyraził jeden z jej posłów – Michał Szczerba. W efekcie parlamentarzysta został wykluczony z obrad, co z kolei spowodowało masowy protest jego partyjnych kolegów zakończony okupacją mównicy sejmowej.
Media miały wówczas ograniczony dostęp do miejsc z najbardziej gorących wydarzeń, tymczasem posłowie i posłanki PO zaczęli transmitować na żywo sytuację w parlamencie za pomocą telefonów komórkowych i serwisów społecznościowych.
Jedną z najczęściej wykorzystywanych była dostępna na Facebooku platforma Live, gdzie swoje prowadzone na żywo wideo relacje z Sejmu prowadziły m.in. posłanki Joanna Mucha i Agnieszka Pomaska.
W sobotę posłowie PO nadal okupowali sejmową mównicę, jednak w wyniku zarządzenia Marszałka Sejmu tego dnia od rana do budynków parlamentu nie wpuszczano dziennikarzy.
W tej sytuacji opozycyjni politycy nadal dostarczali za pomocą live streamingu bieżące informacje na temat wydarzeń toczących się w Sejmie. Przykładem były relacje nadawane przez posła Sławomira Nitrasa, który korzystając ze smartfona opublikował swoją nieco jednostronną rozmowę z wicemarszałkiem Ryszardem Terleckim, a także zapis spotkania przedstawicieli mediów i marszałka Senatu Stanisława Karczewskiego.
Poseł z komórką groźniejszy od reportera
Na tak postawione pytania dziennikarze w rozmowach z serwisem Wirtualnemedia.pl w większości uznają podobny scenariusz za teoretycznie możliwy, choć podkreślają, że nie jest to bynajmniej scenariusz korzystny dla rzetelności przekazu. Jednym z tych dziennikarzy jest Agata Adamek, reporterka sejmowa TVN 24, dla której gmach parlamentu jest od kilku lat miejscem pracy.
– Mam nadzieję, że tak się nie stanie, że jednak politycy nie będą nas musieli wyręczać w relacjonowaniu wydarzeń, bo to niesie za sobą niebezpieczeństwo – ocenia Agata Adamek. – Politycy nie są bezstronni i obiektywni, to oczywiste. Pokazują tylko to, co z ich punktu widzenia jest korzystne. Teraz są jedynym źródłem jeśli chodzi o przekaz tego, co dzieje się w sejmie, a więc dobrze, że z tej możliwości korzystają. Ale sytuacja w której to politycy mieliby przejąć rolę reporterów parlamentarnych jest tyleż surrealistyczna, co kuriozalna. To zaprzeczenie trójpodziału władzy. Mam nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie – zaznacza Adamek.
Ewa Wanat, dziennikarka, w przeszłości m.in. redaktor naczelna stacji TOK FM i RDC oraz Michał Broniatowski, redaktor naczelny miesięcznika „Forbes” są przekonani, że ograniczenie swobody mediów w parlamencie przyniesie rządzącym więcej kłopotów niż korzyści, z czego być może nie zdają sobie oni jeszcze sprawy.
– Co za tuza pisowskiego intelektu wykombinowała ograniczenia dla dziennikarzy? Kiedy w sejmie zabraknie dziennikarzy to dopiero zacznie się wysyp sensacyjnych materiałów – przewiduje w rozmowie z nami Ewa Wanat. – Cała opozycja wyciągnie smartfony. Będzie co nagrywać, bo rozluźnieni posłowie i posłanki, uwolnieni od nieustająco śledzących ich tłumów dziennikarzy zaczną zachowywać się swobodniej i naturalniej. No chyba, że teraz poseł Kaczyński zakaże używania w sejmie smartfonów, tabletów i laptopów.
Zdaniem Wanat Jarosław Kaczyński kompletnie nie rozumie tego, jak dzisiaj przekazuje się informacje i jak one działają. – I przecenia rolę dziennikarzy oraz tradycyjnych mediów w tym procesie. Kaczyński tkwi w końcówce XX wieku, kiedy potęgą były gazety i telewizja – ocenia dziennikarka. – A tymczasem poseł czy posłanka opozycji nagrywa komórką ministra sprawiedliwości, który podpisuje już po głosowaniu listę obecności, demonstranci sprzed sejmu sami nagrywają filmy ze swojej demonstracji – te materiały przez YouTube’a i media społecznościowe minutę po nagraniu trafiają do tysięcy, dziesiątków i setek tysięcy ludzi.
Wanat spodziewa się teraz, że dużo częściej będą trafiać do obiegu kompromitujące czy demaskujące materiały. – Do tej pory dziennikarze byli widoczni ze swoimi kamerami i mikrofonami, najczęściej przemieszczali się w grupie, łatwo ich było zlokalizować i przygotować się na atak – przypomina nasza rozmówczyni. – Teraz nie będzie wiadomo gdzie czai się wróg, czy za węgłem jakiś poseł opozycji nie nagrywa cichaczem smartfonem czegoś co nie miało się z korytarza sejmowego wydostać. Posłowie opozycji zostawiali tę robotę dziennikarzom, mogą się poczuć zobowiązani, żeby ich zastąpić i dopiero rozpęta się piekło.
W podobnym tonie ocenia obecną sytuację i przyszłość Michał Broniatowski. – Telefoniczne transmisje na żywo znamy już z czasów Arabskiej Wiosny, placu Tahrir czy Majdanu – przypomina Broniatowski. – Nie przypuszczałem jednak, że wejdziemy do tej samej ligi i że stanie się to kiedyś w Polsce głównym narzędziem transmitowania obrad Sejmu. Dzięki tej technologii nie ma już szans ukryć niczego – na przykład podpisywania listy obecności po głosowaniu. Pan Marszałek Kuchciński pewnie jeszcze zatęskni do czasów kiedy dziennikarstwem zajmowali się dziennikarze, a nie posłowie, bo ci mają dostęp do miejsc i rozmów, w których nikt poza nimi uczestniczyć nie może. I chyba nic się na to nie da zrobić, bo ewentualne odcięcie Sejmu od sieci komórkowej unieruchomi także odcinającego. A nie wyobrażam sobie straży marszałkowskiej siłą odbierającej posłom smartfony – przyznaje naczelny „Forbesa”.
Dla Pawła Nowackiego, byłego zastępcy redaktora naczelnego „Dziennika Gazety Polskiej” ds. online, który był też pierwszym redaktorem naczelnym i menadżerem serwisu dziennikarstwa obywatelskiego Wiadomosci24.pl nowe „zjawisko medialne” w Sejmie to efekt szerszych zmian zachodzących w komunikacji na linii politycy – obywatele.
– Wraz z pojawieniem się serwisów społecznościowych znacząco zmieniła się relacja między dziennikarzami i politykami – zauważa Paweł Nowacki. – Facebook, a zwłaszcza Twitter, stały się miejscem, gdzie relacje między politykami a ich wyborami mocno się skróciły. Dziś nie trzeba organizować konferencji prasowej, by szybko poinformować wyborców o decyzjach parlamentarnych czy politycznych. Czasem nawet jeden tweet dziennikarza może wiele załatwić. Kilka lat temu mój tweet skierowany do ówczesnego ministra infrastruktury – Sławomira Nowaka wystarczył, by ministerstwo przyjrzało się problemowi godzin odjazdów pociągu z Łodzi do Warszawy. Teraz może zadziałać to w drugą stronę.
Relacje live parlamentarzysty zamiast dziennikarskich? Nowacki przyznaje, że jest w stanie sobie to wyobrazić. – Strategia Facebooka polega m.in. na rozwijaniu narzędzi do relacji live video, chce w ten sposób zabrać uwagę internautów sprzed TV (czy z konkurencyjnego YouTube’a), a jednocześnie powalczyć o reklamowe budżety telewizji – przypomina nasz rozmówca. – Streaming (posła, dziennikarza, obywatela) może być skuteczny gdy jest spełnionych kilka czynników: odpowiedni zasięg (profil na FB to tylko część potrzeby), dobre łącze internetowe, ważność wydarzenia. Nie umiem sobie wyobrazić władzy w Polsce, która jakkolwiek zechce ograniczać dostęp do internetu, w tym politykom opozycji chcącym relacjonować wydarzenia z Sejmu. Kto zadrze z młodzieżą – przypomnę, że najsilniejsze protesty w Europie przeciw ACTA były w Polsce – a dla niej internet jest emanacją wolności i demokracji, ten przegra wybory lub straci władzę.
Dla Nowackiego smutne w historii o relacji posła Nitrasa z nocnego spotkania marszałka Senatu z dziennikarzami jest to, że żaden z dziennikarzy obecnych na spotkaniu (a byli tam ludzie znający też świat online) nie pokusił się o takie działania, czyli relację live.
– Dziennikarze zawodowi nie mają jeszcze tego instynktu co obywatelscy? Obywatele podświadomie zawsze chcą relacjonować to czego są świadkami lub czego są udziałem – podkreśla Nowacki. – Media to My! – takim hasłem posługiwał się właśnie serwis dziennikarstwa obywatelskiego Wiadomosci24.pl gdy ponad 10 lat temu pojawił się w sieci. Miałem przyjemność go zakładać i przez pierwsze lata prowadzić. Do dziś wspominam silnie akcentowaną potrzebę dziennikarzy obywatelskich – relacji live. Przysyłali teksty, zdjęcia, później nawet nagrania video. Na live kilka lat temu było za wcześnie. Około 2010 r. serwis zaczął słabnąć bo ową potrzebę obywatelskiego „wygadania się” zaczął spełniać rosnący w Polsce zasięg Facebooka. Dziś wiele zachowań dziennikarstwa obywatelskiego znajduję na Twitterze czy Facebooku. Poseł jest obywatelem więc przyszłość (o ile zaistnieje taka „potrzeba”) może wyglądać tak, że poseł-dziennikarz obywatelski zastąpi dziennikarzy. Dziennikarze są jednym z filarów wolności i demokracji stąd ten spór, a ta opowieść będzie mieć pewnie jeszcze wiele odsłon – przewiduje Nowacki.
Media społecznościowe zmieniają politykę
Adam Jesionkiewicz, szef Ifinity i baczny obserwator rozwoju nowych technologii, w rozmowie z nami nie ukrywa, że ostatnie wydarzenia wokół Sejmu oglądał wyłącznie w formie transmisji na żywo prowadzonych przez opozycyjnych polityków oraz internautów.
– Ostatni kryzys parlamentarny był niezwykłą okazją do osobistego przekonania się, jak bardzo zmienił się paradygmat przekazywania informacji w świecie polityki – podkreśla Adam Jesionkiewicz. – Po pierwsze, trzymając na kolanach laptopa czy smartfona w ręku, można było poczuć głębokie emocje towarzyszące takim zajściom w skali do tej pory nieznanej, a po drugie uświadomić sobie, jak bardzo ograniczonym konałem komunikacji masowej jest telewizja.
Zdaniem Jesionkiewicza media społecznościowe pozwalają czerpać informacje u swojego źródła – w czasie rzeczywistym. – To już nie redakcje decydują, co i jak pokazać. To ty, jako widz czy odbiorca decydujesz, co w danej chwili oglądasz – przypomina nasz rozmówca. – Co więcej, potencjalna zmiana regulaminu dotyczącego obecności mediów w Sejmie, zapewne wbrew zamierzeniom jej twórców, doprowadza oto do czegoś zupełnie odwrotnego. Zamiast zwiększyć kontrolę nad tym, co z parlamentu trafia przed oczy masowego widza przyczynia się do społecznego zrywu reporterskiego, gdzie każdy może być twórcą i nadawać transmisję z przysłowiowej toalety.
Szef Ifinity przyznaje, że w ubiegłym tygodniu mogliśmy zobaczyć obrazy, jakich do tej pory widzieć nie mieliśmy szans. – Staram się w tym komentarzu nie oceniać ich treści. Odsyłam do obejrzenia tego, co przez swoje smartfony transmitowali posłowie opozycji: Krzysztof Brejza, Joanna Mucha, Agnieszka Pomaska, czy wielu innych – poleca Jesionkiewicz. – Za pomocą technologii Facebook Live czy Periscope mogliśmy jednocześnie śledzić to, co dzieje się w środku, jak i poza budynkiem sejmu. Nie sposób nie zastanowić się, w jaki sposób rząd chce ograniczyć dostęp do informacji z wykorzystaniem nowych środków przekazu? W jaki sposób zabroni transmitować posłom obraz na żywo z miejsc, w których tradycyjnych mediów już nie będzie? Wygląda na to, że i w Polsce dożyliśmy czasów, gdzie internet stał się większym zagrożeniem dla jakiejkolwiek władzy niż telewizja.
Jako obserwator rynku nowych technologii Jesionkiewicz jest żywo zainteresowany tym, jak one zmieniają obraz naszej cywilizacji. – Czasami dzieje się to w sposób ewolucyjny, a czasami eksploduje – jak podczas ostatniego kryzysu – ocenia nasz rozmówca. – Bo nie mam żadnych wątpliwości że po tym, jak młodzi posłowie odkryli moc społecznościowej transmisji wideo nic już ich nie powstrzyma przez wykorzystaniem jej dla swoich celów. Nie można jednak zapominać że internet, jak każda masowa technologia, może być użyty także dla niecnych celów. Bardzo łatwo jest w tym medium budować alternatywny obraz rzeczywistości. Niby bazujący na faktach, ale sprytnie zmieniający ich interpretację. Nie jestem przekonany, czy jest ktoś na świecie mający konkretny, realizowalny pomysł jak się przed tym ustrzec. Nie mam pojęcia, jak bardzo zmieni to obraz polityki. Czy pchnie ją bardziej w stronę rządów obywatelskich, czy wręcz przeciwnie – spowoduje, że walka o kontrowersyjne treści jeszcze bardziej ją zbrutalizuje. Patrząc, co dzieje się w krajach wielkich „internetowych przewrotów” sądzę, że przed nami trudny czas adaptacji technologicznej, z którego wcześniej czy później urodzi się coś nowego – przewiduje Jesionkiewicz.