Czy plotkarskie media przekraczają granicę ingerencji w prywatność, produkując dziesiątki tekstów na delikatne tematy, jak choćby o rozstaniu Martyny Wojciechowskiej i Przemysława Kossakowskiego? – Tabloidy z zasady nie mogą przestrzegać żadnych granic, jeśli chcą być tabloidami. Na tym polega ta konwencja – mówi prof. Jacek Dąbała. – Granicę wyznaczają sami celebryci – uważa Grzegorz Zasępa.
Tabloidy i serwisy plotkarskie od kilkunastu dni żyją rozpadem małżeństwa dziennikarzy Martyny Wojciechowskiej i Przemysława Kossakowskiego. Pod tagiem „Martyna Wojciechowska” na stronie Pudelek.pl wyświetla się obecnie 20 materiałów, które pojawiły się tam od 14 lipca. Samego 14 lipca pojawiło się aż sześć tekstów, tyle samo dzień później, 16 lipca zaś kolejne pięć. Na Plotek.pl od 14 lipca opublikowano 24 teksty otagowane „Martyna Wojciechowska”, a na Pomponik.pl – 25, z czego sześć 15 lipca, a siedem dzień później (stan na 23 lipca).
Sami zainteresowani początkowo nie komentowali pogłosek o rozstaniu, potem zaś – by użyć tu terminologii tabloidów – co chwilę „przerywali milczenie”. W czasie kiedy jeszcze nie odnosili się do sprawy, wśród komentarzy użytkowników pod tekstami można było znaleźć zarzuty, że media zbytnio rozdmuchują sprawę i ingerują w ich prywatność. Czy istnieją jakieś granice?
Życie celebrytów ma być pokazane najintymniej jak tylko się da”
Prof. Jacek Dąbała, medioznawca i audytor jakości mediów, uważa, że granic… nie ma. – Tabloidy z zasady nie mogą przestrzegać żadnych granic, jeśli chcą być tabloidami. Na tym polega ta konwencja. Czytelnicy kochają wyciąganie brudów i maksymalnie wyrazistą, zrozumiałą dla każdego, narrację. Dodam, że to jeszcze nie jest ekstremum tego stylu dziennikarskiego. Nadchodzi coś, co naprawdę pokaże brak granic – zapowiada Dąbała.
Czy odbiorca tego typu medium pragnie otrzymywać na bieżąco choćby najbardziej błahą informację o interesującym go celebrycie? – Oczywiście, że tak. Życie celebrytów ma być pokazane najintymniej jak tylko się da. Czytelnik dopiero wtedy doznaje rozkoszy „poznania” swojego idola. Dlatego dziennikarze tabloidów prześcigają się w pomysłach i bezlitośnie wchodzą w prywatność. Trzeba jednak zaznaczyć, że sami celebryci chętnie w tę grę grają. To układ połączony wspólnym interesem: pieniędzmi i sławą – mówi prof. Dąbała.
„To nie nasze pokolenie wymyśliło romanse, nieślubne dzieci czy skandale obyczajowe”
Nieco inaczej kwestię granic ingerencji w prywatność opisywanych osób postrzega redaktor naczelny „Super Expressu” Grzegorz Zasępa. – Granice na pewno istnieją, natomiast w dużej mierze wyznaczają je sami celebryci. Jakoś nie czytamy skandalicznych informacji o Januszu Gajosie, bo on całe życie dba o swoją prywatność. Zabawni są ludzie, którzy sami szeroko otwierają drzwi do swojej sypialni, a potem oburzają się na media, które ingerują w ich życie – podkreśla w rozmowie z Wirtualnemedia.pl.
– Nie znam dobrze sprawy Kossakowskiego i Wojciechowskiej, ale z tego, co czytałem, oni sami ją komentowali i uczynili z rozstania informację publiczną. Media tylko za nimi podążały – zaznacza naczelny „SE”. – Czytelnicy oczywiście tego oczekują, a my jesteśmy od tego, żeby oczekiwania naszych czytelników spełniać. Przy rozwodach zaś celebryci nierzadko wykorzystują media instrumentalnie, na przykład podczas walki o podział majątku czy alimenty – dodaje.
Zasępa zwraca uwagę, że niewiele wspólnego z faktycznym stanem rzeczy ma narzekanie, że „kiedyś to było”, a w „starych dobrych czasach” media nie interesowały się życiem prywatnym osobistości. – Kiedy słyszę, że ostatnio przesunęły się granice ingerencji w życie prywatne, przypomina mi się przedwojenna prasa, która komentowała romanse i inne skandale o wiele bardziej szczegółowo niż czynią to media dzisiaj. Paryska bulwarówka opublikowała pikantne listy miłosne Marii Skłodowskiej-Curie do jej kochanka. Dostarczyła je zdradzana żona mężczyzny. Mocno to nadszarpnęło reputacją naszej noblistki. To nie nasze pokolenie wymyśliło romanse, nieślubne dzieci czy skandale obyczajowe – dodaje naczelny „SE”.
„Oni sami nie potrafią uszanować swojej prywatności”
Dziennikarka Karolina Korwin-Piotrowska podkreśla, że „każdy ma prawo do życia prywatnego i prywatności”. – Nawet ten, który o niej dużo opowiada, ale w pewnym momencie przychodzą trudne chwile. Pytanie, jak wychowaliśmy odbiorców. Oni uważają, że życie prywatne jest życiem publicznym, żyjemy w czasach podglądactwa i ekshibicjonizmu. Sami zainteresowani, wymagając od innych mediów, by milczały na ich temat, powinni też milczeć – zaznacza w rozmowie z Wirtualnemedia.pl.
Celebryta, który chwali się swoim życiem w mediach społecznościowych, może liczyć się z tym, że na jaw wyjdą również jego mniej chlubne elementy? – Musi mieć świadomość, że ludzie będą chcieli wiedzieć. Oni mogą mówić: skoro celebryta przez lata zarabia na sprzedawaniu prywatności, niech się nie dziwi, że chcemy wiedzieć wszystko – odpowiada Korwin-Piotrowska.
– Pytanie, jaką drogę wybierze bohater takich historii. Czy będzie próbował edukować odbiorców, mówić im, że ma prawo do przeżywania czegoś w ciszy i prosi o uszanowanie tego? Jeśli napisze post o takiej treści, konsekwentnie byłoby nie poruszać tego gdzie indziej. A w sprawie Kossakowskiego i Wojciechowskiej widzę niekonsekwencję. Na początku jest prośba o uszanowanie prywatności, a potem oni sami nie potrafią uszanować swojej prywatności – dodaje dziennikarka.
– Tabloidy czekają na każdą wpadkę i będą napędzały tę sprawę, ale nie będą robiły tego bez końca, jeśli bohater nie da im paliwa – mówi Korwin-Piotrowska. – A w tej sprawie widzę, że paliwo jest dawane cały czas i to z obu stron. Może to taka strategia – zastanawia się.