Krytyka po wywiadzie Pratasiewicza dla białoruskiej telewizji

"Nie mamy prawa go osądzać"

Rozmowę z Romanem Protasiewiczem przeprowadził Marat Markow

Osadzony w areszcie białoruski opozycyjny dziennikarz, Roman Protasiewicz, udzielił wywiadu białoruskiej telewizji, w którym m.in. przyznał, że działalność opozycyjna w tym kraju finansowana jest przez Zachód. Niektórzy komentatorzy zarzucili mu tchórzostwo i brak „kwalifikacji na bohatera”. – Nie dane nam było stanąć przed taką próbą, nie sądźmy więc innych, którzy są właśnie jej poddawani – mówi portalowi Wirtualnemedia.pl Seweryn Blumsztajn z Towarzystwa Dziennikarskiego.

Pod koniec maja br. białoruski opozycyjny dziennikarz Raman Pratasiewicz, współzałożyciel kanału Nexta, został zatrzymany na lotnisku w Mińsku po awaryjnym lądowaniu samolotu Ryanair. W czasie protestów na Białorusi przebywał w Polsce, był jednym z redaktorów opozycyjnego kanału Nexta. Trafił do aresztu KGB, skąd na początku czerwca udzielił wywiadu białoruskiej telewizji.

Wywiad prowadzony przez Marata Markowa trwa ponad trzy godziny. Więzień mówi w nim m.in. o konfliktach pomiędzy liderką opozycji Swietłaną Cichanouską, a byłym ministrem kultury Pawłem Łatuszką. Zaznacza też, że Polska jest słabszym graczem w sprawach białoruskich niż Litwa, a jedynym naszym aktywem jest właśnie – pozbawiony realnego poparcia – Łatuszka. W wywiadzie Protasiewicz oskarża też o organizowanie protestów na Białorusi wiele przebywających tam osób – które zdaniem komentatorów mogą w wyniku tego trafić do więzień, lub będą zmuszone opuścić kraj.

Kilkukrotnie też stwierdza, że białoruska opozycja „jest finansowana przez zachodnie, w tym polskie i litewskie, służby specjalne”. Część pieniędzy miałaby być przekazywana przez podległe tym służbom fundacje, część – bezpośrednio.

„Protasiewicza rozdeptali”

Po opublikowaniu wywiadu zaczęły mnożyć się głosy wskazujące, że Protasiewicz nie wykazał wystarczającego hartu w starciu z KBB i dał się złamać, co miałoby świadczyć o tym, że nie nadaje się na „bohatera opozycji”. – Oczywiście powinniśmy potępiać reżim, który złamał człowieka, natomiast facet, który dał się złamać, dał się po prostu złamać. Można mu nawet współczuć, co jednak nie zmienia faktu, że dał się złamać i jest złamany. Na bohatera pasuje tyle o ile. Takie są fakty, niestety – napisał na Twitterze właściciel portalu Salon24, Sławomir Jastrzębowski.

– Łatwe osądy kogoś, kto poddany został torturom, szantażom, groźbom, praniu mózgu, a może i działaniu medykamentów są albo naiwnością albo podłością. Nawet największym bohaterom zdarzało się posypać w śledztwie, uwierzyć oprawcom, a mimo to wejść do Panteonu – odpowiedział Jastrzębowskiemu Konrad Piasecki z TVN24.

– Protasiewicza najwyraźniej rozdeptali… Część życia złamali mu łukaszyści, drugą złamał sam. Białorusini przechodzą przyspieszoną szkołę odwagi, tchórzostwa, poświęcenia, egoizmu, solidarności, buntu, zdrady – wszystkiego co wiąże się z walką o wolność – skomentowała szefowa TV Biełsat, Agnieszka Romaszewska-Guzy.

„Twitterowa husaria” w akcji

Odpowiadając na podobne głosy, redaktor naczelny portalu Onet.pl, Bartosz Węglarczyk napisał, że podobne wpisy zamieszcza „twitterowa husaria”. – Siedzą w domach w Warszawie, Krakowie, ale również np. w Brukseli, ostatnio wyjątkowo często również w gabinetach utrzymywanych przez polskich podatników, popijają kawę ufundowaną im z naszych pieniędzy i przyniesioną przez sekretarkę, i wypisują w sieci opowieści o swoim teoretycznym bohaterstwie.

Komentujący w ten sposób obrali sobie teraz za cel – pisze Węglarczyk – Pratasiewicza. – Napiętnują go, bo jest tchórzem. Bo powinien dzielnie znosić tortury i umrzeć z okrzykiem „Wolna Białoruś!” na ustach. Czytam to i zastanawiam się, ile trzeba mieć pychy w sobie, żeby z bezpiecznego, przytulnego domu w Polsce wyznaczać innym standardy bohaterstwa.

Na koniec szef Onetu definiuje: – Bohaterami są tylko i wyłącznie ci, którzy przeszli test bohaterstwa. Ci, którzy są pewni, że ten test by przeszli, są dokładnie tym – butną twitterową husarią przekonaną, że bohaterem się zostaje, jak wystarczająco szybko macha się polską flagą, najchętniej kupioną za publiczne pieniądze. Mam nadzieję, że gdybym stanął w obliczu takiego testu, zdałbym go. Mam nadzieję, że nigdy przed takim testem nie stanę.

Blumsztajn: „Dramat całej opozycji”

Seweryn Blumsztajn jest redaktorem „Gazety Wyborczej”, wiceszefem Towarzystwa Dziennikarskiego. W czasach PRL-u działał aktywnie w antyrządowej opozycji. Między latami 1965-1980 był trzykrotnie aresztowany przez milicję, skazywany łącznie na ponad trzy lata więzienia. Był m.in. współtwórcą KOR-u, uczestnikiem wydarzeń marcowych z 1968 r., organizatorem podziemnych drukarni, wydawnictw i redakcji.

W rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl podkreśla, że – mimo swojej opozycyjnej karty, a może właśnie dzięki niej – jest ostatnim, który osądzałby dzisiaj Protasiewicza za udzielenie wywiadu białoruskiej telewizji. – Jestem też ostatnim, który by sądził człowieka osadzonego w białoruskim więzieniu. W polskim doświadczeniu opozycyjnym (a nie mówię w tej chwili o czasach stalinowskich) nie torturowano więźniów, a tam się torturuje. Więc naprawdę: nie jesteśmy powołani do tego, by sądzić ludzi, których się tam bije, trzyma w straszliwych warunkach, które prawdopodobnie przypominają więzienia stalinowskie. Nie mamy do tego prawa.

Nasz rozmówca przypomina: w więzieniach stalinowskich załamywali się i zeznawali najwięksi polscy patrioci. – Tak więc naprawdę: wszystkich tych, którzy zarzucają Pratasiewiczowi, że dał się złamać, prosiłbym o refleksję. Oczywiście to jest dramat jego, ale i całej tamtejszej opozycji. Bo jeżeli ktoś tak znany się załamuje i mówi, to jest to dramatem. Myśmy przecież też mieli takie przypadki po Stanie Wojennym, że znani działacze występowali w telewizji, a nie torturowano ich. Podkreślam jednak, że jestem ostatnim, który chciałby osądzać Protasiewicza. Nie mam zamiaru potępiać go. Na szczęście nie dane nam było stanąć przed taką próbą, nie sądźmy więc innych, którzy są właśnie jej poddawani.

NextaA działa od 2019 r. Kanał założyło dwóch przyjaciół: Sciapan Puciła, który dziś ma 23 lata i Raman Pratasiewicz. Co piąty Białorusin czerpie z tego kanału informację o tym, co dzieje się jego kraju. Kanał ma swoją siedzibę w Warszawie. Dziennikarze – z obawy o własne życie – pracują w Polsce. Nikt nie wie, ilu ich jest i gdzie dokładnie pracują. Są ochraniani przez policję.