Hejt leje się na dziennikarzy: Chajzer ma „wielką głowę z twarzą dziecka”, Rożek „uciekł ze szpitala psychiatrycznego”, a Bosacka „się sprzedała”

Tomaszowi Rożkowi ktoś chciał wbić igłę w oko, skoro lubi szczepionki. Katarzynie Bosackiej zarzucono, że zachorowała na COVID, bo to teraz modne. Filipowi Chajzerowi specjalistka w wielkim koncernie napisała, że nienawidzi faceta „próbującego na siłę być śmiesznym”. Jak dziennikarze radzą sobie z hejtem internautów?

„»Nie cierpię widoku tego wielkogłowego faceta z twarzą dziecka (to o mnie) próbującego na siłę być śmiesznym«. I do tego momentu kupuję. Twarzy nie zmienię, jest jaka jest. Tak mnie mama urodziła, ale rozumiem, że nie jest to Pani kanon piękna. Też wniósłbym parę poprawek, ale będę z tym żyć. Co do poczucia humoru – rozumiem. Nie wszystkie żarty mi w życiu wyszły. Jak każdemu. Biorę na klatę” – napisał Filip Chajzer na Instagramie do internautki, która skomentowała jego wygląd. Z obraźliwymi komentarzami w sieci prezenter „Dzień dobry TVN” mierzy się od lat.

„Styczeń 2020 to tysiące komentarzy dziennie o tym, że powinienem się zabić, że jestem nic nie warty, że jakiś człowiek z jutuba ma rację. Nawet, kiedy wiesz, że nie możesz tego czytać, to jest wszędzie. Zmasowany atak, który zniszczył mi soft. Do dziś go do końca nie poskładałem” – dodał w zeszłym tygodniu. I wyznał, że od półtora roku walczy z depresją. Do jego choroby przyczyniły się właśnie obraźliwe wpisy w internecie.

O wyznanej przez internautkę „nienawiści do wielkogłowego faceta z twarzą dziecka” pisał: „Sprawdziłem. Tekst, który polubiło 61 osób, napisała bardzo ważna specjalistka w wielkim koncernie. Pani Maju. Jeśli znajdzie Pani czas – zapraszam na kawę. Będzie mogła mi to Pani powiedzieć w twarz. Ciekawe, czy będzie tak samo easy jak w necie. Tylko jeden warunek. Po 15 minutach rozmowy. Wydaje mi się, że to bardzo ciekawy eksperyment społeczny. Nienawiść jest niebezpieczna, ale może da się ją leczyć. Zobaczymy”.

– Zabrnęliśmy tak daleko, że raczej trudno będzie ją wyleczyć – uważa dr Mirosław Oczkoś, ekspert od wizerunku. Przyznaje, że w Polsce jest spora grupa osób, która karmi się nienawiścią i jest im wszystko jedno z jakiego powodu wyleją żółć na drugą osobę. Dr Oczkoś uważa, że przyznanie się do depresji może pomóc wielu osobom, które cierpią na tę samą chorobę, ale bałyby się do tego przyznać. Ma jednak wątpliwości, czy takie wyznanie pomoże samemu prezenterowi TVN i zapobiegnie hejtowi.

– Wpis jest emocjonalny i osobisty, ale Filip odkąd pracuje w telewizji ma zagorzałych zwolenników, jak i przeciwników. Być może to wynika stąd, że pracuje w stacji, która wzbudza spore kontrowersje. Mamy w Polsce niestety liczne grono komentujących, którzy jeśli tylko kogoś nie lubią, to są w stanie przypisać mu jak najgorsze rzeczy. I tak dzieje się właśnie pod wpisami Filipa Chajzera.

Hejt na dziennikarzy i pielęgniarki

Z językiem nienawiści mierzy się też Tomasz Rożek, dziennikarz naukowy „Gościa Niedzielnego” i radia 357. Kilka dni temu wrzucił na Twittera, jak stoi w strefie czerwonej w kombinezonie ochronnym. Przy okazji przyznał: „dzisiaj po raz pierwszy, odkąd zacząłem pracę jako wolontariusz na oddziale covidowym, okazało się, że nie ma dla mnie pracy. To dobra wiadomość”. Dobra, bo chorych jest coraz mniej, czyli pandemia w odwrocie. Przy okazji wielu internautów dowiedziało się, że Rożek był wolontariuszem. –

Napisałem o tym, bo chciałem, żeby było trochę optymistycznie po trudnych miesiącach. Nie chcę się lansować na tym, że pomagałem – mówi portalowi Wirtualnemedia.pl Rożek i z trudem daje się namówić na rozmowę. – Obawiam się, że pisanie o tym, co robiłem, tylko wzmocni nienawistne głosy – dodaje.

Dziennikarz przyznaje, że z obraźliwymi komentarzami spotyka się od dawna. – Kilka miesięcy temu ktoś napisał, gdzie mieszkam i groził, że jeśli mnie spotka, wbije mi igłę w oko, skoro tak lubię szczepionki – opowiada Rożek. – Miał być pozytywny wpis, a czytam, że pizza się skończyła i pewnie dlatego nie chce mi się już chodzić do szpitala. Pewnie za kilka dni nikt nie będzie pamiętał o moim wpisie, ale boli mnie, co ludzie wypisują. Tym bardziej, że widzę, jak ciężko od rana do nocy pracują pielęgniarki. One też mierzą się z hejtem. Jedną wyrzucili ze sklepu, bo ludzie krzyczeli, że wnosi ze sobą zarazę. Innej pomazano samochód. To obrzydliwe. A ktoś sugeruje w komentarzach, że nic nie robią, piją kawkę i zarabiają wielkie pieniądze. Byłem, widziałem i wiem, jak to wygląda z tamtej strony.

Twittera to nie oburza

Dziennikarz zgłaszał obraźliwe wpisy. – Moja prawniczka zawsze podkreśla, by robić screeny, bo to dowód w sprawie. Ale też podkreśla, że trudno namierzyć osoby, które wypisują takie rzeczy. Nawet, gdyby się udało, proces może trwać latami. I nigdy nie ma pewności, czy sąd przychyli się do wniosku o zwrot kosztów albo obciążenie nimi drugiej strony – dodaje Rożek. Podaje inny przykład języka nienawiści.

– Ktoś wrzucił moje zdjęcie i podpisał je: „To człowiek chory psychicznie, właśnie uciekł ze szpitala psychiatrycznego. Jeśli go zobaczysz, zgłoś to natychmiast na policję”. Zgłosiłem to Twitterowi. Chwilę później dostałem odpowiedź, że ich zdaniem taki wpis nie łamie regulaminu. Serio? Pomijam już wykorzystanie mojego wizerunku, ale jeśli ktoś potraktuje ten wpis na poważnie, to różnie się to może dla mnie skończyć. Przetłumaczyłem więc Twitterowi na angielski, co tam napisano. Po trzech minutach kolejna odpowiedź. Identyczna. W następnej wiadomości pytają, jak bardzo jestem usatysfakcjonowany informacjami, które od nich dostałem. Mam to ocenić na skali od 1 do 10. To są jaja! – oburza się Rożek.

I dodaje: – Wiele osób mówi w takich sytuacjach, by się nie przejmować. W końcu jak ktoś pracuje w mediach, powinien się przyzwyczaić. Ale ja nie chcę się przyzwyczajać do takiego chamstwa. Może to właśnie błąd, że się nie przejmujemy i idziemy dalej? Idąc chodnikiem nie akceptujemy przecież sytuacji, w której ktoś nas opluje, nawet gdy kolejnych 20 osób będzie dla nas miłych i sympatycznych.

Opowiadam o tych wpisach doktorowi Oczkosiowi. – Gest szlachetny, bo ktoś chce coś bezinteresownie zrobić, a wylewa się na niego kubeł pomyj. To zwykłe chamstwo. I dotyczy to społeczeństwa, które deklaruje wartości chrześcijańskie. Mam wrażenie, że ludzie uwalniają swoje własne frustracje poprzez te wpisy i cieszą się, że dziennikarzom czy celebrytom można dowalić. Coś z tym trzeba zrobić. Ale trzeba uważać, żeby nie wylać dziecka z kąpielą. Tak jak to zrobiono w Chinach, gdzie żeby mieć internet, trzeba się zarejestrować i pokazać twarz. Tego raczej nie chcemy – mówi dr Oczkoś.

Zachorować na COVID w modzie

Gdy Katarzyna Bosacka, która w TTV prowadzi program „DeFacto Bosacka”, wracała rok temu do telewizji po rocznej przerwie, oberwało jej się od internautów. Wytykali jej, że „się sprzedała”, nawiązując współpracę z firmą kosmetyczną i jednocześnie pracując w TVN. Stacja ostatecznie zerwała z dziennikarką umowę. Bosacka odpowiedziała na złośliwości na Instagramie. „Drodzy hejterzy! Jeśli według was powinnam siedzieć w kącie i udawać, że mnie nie ma, to sami sobie w nim siedźcie! Tak, wracam do telewizji i to nie byle jakiej, bo do TTV. Trudno, będziecie musieli z tym żyć. Peace&Love” – napisała Bosacka.

– Na pewno to nie zaszkodzi pani Bosackiej, ale nie sądzę, czy przyniesie taki efekt, jaki sobie założyła. Na ogół takie reakcje potrafią rozjuszyć hejterów – uważa dr Oczkoś. A Bosacka wyjaśnia: – Odpowiadam im w cywilizowany sposób. I wiem, że to ich wybija z tropu nienawistnej wypowiedzi. Jestem waleczna, dlatego jasno i wprost mówię, co mi ślina na język przyniesie.

Dziennikarka przyznaje, że całkiem niedawno spotkała się z kolejnymi złośliwymi komentarzami. Jeden z nich szczególnie pamięta. – Miesiąc temu zachorowaliśmy na COVID. Ja przeszłam łagodnie, a mąż był w tak złym stanie, że myśleliśmy, że trafi do szpitala. A jakaś kobieta napisała w internecie, że mam koronawirusa, bo to teraz modne. To najgłupsza rzecz, jaką o sobie przeczytałam w sieci. Weszłam na jej profil. Ta pani jest chrześcijanką, która opowiada się za życiem. Ciekawe – opowiada. Bosacka przypomina też, jak kiedyś usłyszała, że zaszła w ciążę, żeby mieć program w telewizji.

Podzieleni opluwamy się wzajemnie

– Moja koleżanka, Magda Grzebyk z „Krytyki Kulinarnej”, powiedziała mi: „Łatwo cię tak bezinteresownie obrzucą błotem w internecie, ale jak spotkają cię na ulicy, to poproszą o autograf”. I Magda ma sporo racji, bo gdy spotykamy się z człowiekiem twarzą w twarz, to normy społeczne i językowe obowiązują nas dużo bardziej niż gdy komunikujemy się przez internet, gdy możemy się ukryć za ekranem komputera – mówi Bosacka. Jej profil na Facebooku „Wiem, co jem” ma prawie 600 tys. fanów.

Komentarze internautów śledzi na bieżąco. Gdy pojawią się obraźliwe, są usuwane. Jaki sposób na walkę z hejtem ma dziennikarka? – Każdy pozytywny komentarz trzeba liczyć razy pięć. A pojedyncze, nienawistne sygnały puszczam mimo uszu, choć czasem zaboli. Mam też ogromne wsparcie męża, który mówi, by robić swoje i nie przejmować się głupotami. I staram się tak robić od 20 lat, odkąd pracuję w mediach. Niestety chamstwa w internecie jest coraz więcej. Bo jako społeczeństwo jesteśmy skłóceni i podzieleni. Opluwamy się wzajemnie i nie dzieje się tak tylko w internecie. To samo jest w rodzinach, gdy nie jesteśmy w stanie usiąść przy stole i ze sobą rozmawiać. Przykład idzie z góry. Jest przyzwolenie na plucie na osoby LGBT, łamanie rąk kobietom na demonstracjach, pomiatanie osobami z niepełnosprawnością, a każdemu należy się szacunek – mówi Bosacka.

Dr Oczkoś przyznaje, że nienawistny język w komentarzach wynika z tego, że trudno z nim walczyć. – Anonimowy hejterski wpis to tak, jakby ktoś dał nam w twarz. Jeśli ktoś raz przekroczy granicę dobrego smaku, a nie zostanie za to skarcony, następnym razem zrobi to samo albo pójdzie krok dalej – mówi ekspert od wizerunku. – Dziennikarze zawsze byli narażeni na krytykę. Ale to już jest ordynarna napaść, brutalny, chuligański napad na innego człowieka. Niestety, jeśli zostanie pan napadnięty na ciemnej ulicy przez 15 zamaskowanych typów z prętami w rękach, to się pan nie obroni. Dziś w internecie siły są tak nierówne, że te dobre są w mniejszości, a siły ciemności są w ofensywie.