Lisicki tłumaczy sprawę tekstu nt. ks. Dymera

„Rzeczpospolita” już w 2007 roku, a więc rok przed opisaniem sprawy przez „Duży Format”, miała tekst o wykorzystywaniu seksualnym podopiecznych szczecińskiego ośrodka im. św. Brata Alberta, którym kierował ks. Andrzej Dymer. „Nie chcieliśmy, by przypięto nam łatkę, że specjalizujemy się w ujawnianiu przypadków molestowania w Kościele” – mówił nam w 2008 roku ówczesny naczelny „Rz” Paweł Lisicki.

Ks. Andrzej Dymer zmarł w poniedziałek w kierowanym przez siebie szpitalu – Instytucie Medycznym im. Jana Pawła II w Szczecinie. Przez lata był oskarżany o pedofilię. Miał wykorzystywać nastoletnich chłopców, m.in. podopiecznych schroniska im. św. Brata Alberta. Kościół zamiatał sprawę pod dywan, śledztwo prokuratorskie zostało umorzone, a sprawy przed sądem zamknięte bez skazania ze względu na przedawnienie.

W poniedziałek TVN 24 wyemitował reportaż na temat ks. Dymera w „Czarno na białym”. Sprawę ofiar księdza opisywał w ostatnim czasie także serwis OKO.press.

Po emisji telewizyjnego reportażu publicysta Tomasz Terlikowski przypomniał na Facebooku, że sprawę ks. Dymera już w 2007 roku opisał dziennikarz „Rzeczpospolitej”, ale ówczesny naczelny gazety Paweł Lisicki zdecydował, by tekstu nie publikować. „I wtedy i teraz mówi to samo: nie chciał, żeby do Rzeczpospolitej przylgnęła łatka pisma walczącego z Kościołem” – napisał Lisicki.

Lisicki, który jest naczelnym tygodnika „Do Rzeczy”, odpowiedział wczoraj Terlikowskiemu w serwisie Dorzeczy.pl. Napisał, że „Terlikowski od dłuższego już czasu występuje w roli Katona i etatowego komentatora w mediach lewicowych i liberalnych wszystkich prawdziwych i domniemanych błędów Kościoła”. Dodał, że wpis publicysty wywołał „wściekły jazgot różnego rodzaju znawców”, którzy zaczęli wyzywać go od „obrońców pedofilii w sutannach”. „To podłość. Nigdy i nigdzie nie broniłem księży pedofilów” – oświadczył.

Lisicki zapewnia, że nigdy nie uważał, że przemilczenie jest właściwą metodą, by Kościół pokonał kryzys. Wyjaśnia też obszernie, dlaczego w 2007 roku nie zdecydował się na publikację materiałów na temat ks. Dymera:

Z prostego powodu: miałem duże wątpliwości, co do prawdziwości stawianych mu zarzutów. Trzeba być po stronie ofiar – to brzmi dobrze, ale trzeba też pamiętać, że oskarżycielski materiał dziennikarski, opublikowany w „Rz” był i jest zapewne – cywilnym wyrokiem śmierci dla danej osoby. Takie decyzje można podejmować jedynie wówczas, kiedy ma się pewność, że zebrane materiały nie pozostawiają wątpliwości. W 2007 roku jej nie miałem. Rzucenie na kogoś kalumnii też jest przecież krzywdą, czyż nie? Po prostu sprawa, wtedy, wydawała się niejednoznaczna. Publikując tego rodzaju materiały redaktor musi liczyć się z procesem. Musi mieć pewność, że obroni się tak przed sądem, jak przed opinią publiczną. Takiego przekonania wówczas nie miałem.

Poza tym jako redaktor naczelny odpowiadam nie tylko za siebie, ale za całe powierzone mi pismo i jego reputację. Ta odpowiedzialność nazywa się polityką redakcyjną. Dlatego uznałem, że „Rz”, która miała na koncie serię tekstów o abp. Paetzu i seminarium w Płocku, nie może być jedynym pismem w Polsce, które bierze na siebie jako pierwsza ciężar ujawniania tego rodzaju materiałów.

„Nie chcieliśmy, by przypięto nam łatkę”

Sprawę opisaliśmy w „Presserwisie” i na Press.pl już w marcu 2008 roku, gdy sprawę księdza ujawnił ”Duży Format”, dodatek reporterski ”Gazety Wyborczej”. – Wiosną 2007 roku Michał Stankiewicz, korespondent ”Rzeczpospolitej” w Szczecinie, przygotował tekst na ten sam temat. Jednak nie ukazał się on na łamach – mówił nam wówczas Maciej Duda, który był wtedy dziennikarzem śledczym ”Rz”.

Nasi informatorzy przekazali, że tekst był już gotowy do druku. – Piotr Gabryel (zastępca naczelnego ”Rz” – przyp. red.) argumentował, że ten temat już się w prasie pojawiał, więc nie będziemy go publikować. Chociaż żadne medium tego tematu nie poruszało, nie przekonało to kierownictwa do opublikowania tekstu – mówił nam jeden z dziennikarzy.

O to, dlaczego tekst nie został opublikowany zapytaliśmy wtedy ówczesnego redaktora naczelnego ”Rz”. W rozmowie z Mariuszem Kowalczykiem nie wskazywał na wątpliwości co do prawdziwości zarzutów wobec księdza. Paweł Lisicki powiedział nam w marcu 2008 roku: – Wcześniej ”Rzeczpospolita” opisywała sprawę arcybiskupa Juliusza Paetza i sprawę molestowania kleryków w diecezji płockiej. Uznaliśmy więc, że lepiej będzie, jeśli tym razem takim tematem zajmie się ktoś inny. Nie chcieliśmy, by przypięto nam łatkę, że specjalizujemy się w ujawnianiu przypadków molestowania w Kościele – tłumaczył Paweł Lisicki.

Michał Stankiewicz, autor tekstu, który nie został opublikowany przez ”Rz”, nie chciał wtedy komentować sprawy.