Dziennikarze zadowoleni ze zmiany prawa o autoryzacji: ułatwi pracę, ograniczy PRL-owski relikt

Zmiany w Prawie prasowym proponowane przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego idą w dobrym kierunku, a co ciekawsze: jednoczą środowisko dziennikarskie. Takie opinie wyrażają rozmawiający z portalem Wirtualnemedia.pl redaktorzy naczelni i dziennikarze ogólnopolskich i regionalnych dzienników oraz tygodników.

Ministerstwo Kultury przedstawiło zmienioną wersję nowelizacji Prawa prasowego dotyczącej przepisów o autoryzacji. Według proponowanych zasad nie trzeba już będzie autoryzować stwierdzeń z konferencji prasowych, udzielający wypowiedzi będzie miał maksymalnie dobę na autoryzację, a jeśli wprowadzi w tekście duże zmiany – nie będzie to uznawane za autoryzację. W myśl dotychczasowych przepisów, publikacja wypowiedzi bez autoryzacji jest zagrożona karą grzywny lub ograniczenia wolności. W proponowanej nowelizacji określono, że w takim przypadku dziennikarz podlega nie Kodeksowi karnemu, tylko Kodeksowi postępowania w sprawach o wykroczeniu.

Bogusław Chrabota, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”, uważa, że zmiany idą w dobrym kierunku. – Aczkolwiek jestem za systemami, gdzie kwestia autoryzacji w ogóle się nie pojawia, a sankcją za przefałszowania wypowiedzi są postępowania sądowe – podkreśla w rozmowie z Wirtualnemedia.pl.

Zdaniem naczelnego „Rzeczpospolitej” sześć godzin na autoryzację dla dziennika to istotny krok do przodu. – Bardzo ułatwi nam pracę. Nie do końca radzę sobie z sytuacją, kiedy nie ma autoryzacji, ale były np. liczne próby kontaktu. Czy są w przypadku procesu uzna takie próby za dołożenie należytej staranności? W świetle logiki tych nowelizowanych przepisów powinien. A jak będzie, zobaczymy – podsumowuje.

Jarosław Kurski, zastępca redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”, podkreśla, że sama instytucja autoryzacji jest na wskroś zła i „bardzo dobrze się stało, że została zliberalizowana”. – Nie będzie już takich sytuacji, że interlokutor może przetrzymywać dziennikarza w nieskończoność, a w istocie uniemożliwiać publikację tekstu. To są na pewno zmiany, które idą w dobrym kierunku. Ale szczerze mówiąc w aspekcie tego, co ma się wydarzyć w najbliższej przyszłości z mediami nie są jakoś szczególnie istotne. O wiele bardziej niebezpieczne są zapisy antykoncentracyjne i repolonizacyjne, do których przymierza się PiS. Kończąc wątek autoryzacji: całe szczęście, że pomysł został podtrzymany i że w tej sprawie jest konsensus całego tzw. środowiska dziennikarskiego, którego – jak wiadomo – przecież nie ma – konkluduje Kurski.

Zdaniem Wojciecha Potockiego, redaktora naczelnego „Gazety Pomorskiej”, najlepiej byłoby, gdyby wymóg autoryzacji zniknął w ogóle. – Jak kiedyś przypomniał Andrzej Rzepliński: gdyby Oriana Fallaci musiałaby respektować ten wymóg, nigdy by się nie ukazał jej słynny wywiad z ajatollahem Chomeinim. Jasną stroną projektu jest natomiast nadzieja, że pod nowymi przepisami o autoryzacji może być mniej sytuacji, gdy w trakcie „doskonalenia” treści przesłanych do autoryzacji zmieniają się one nie do poznania, a nawet powstają wersje, które dziennikarz widzi po raz pierwszy – uważa Potocki.

Według szefa „Gazety Pomorskiej” to, że czas autoryzacji nie jest ujednolicony i skrócony nie jest najlepszym rozwiązaniem, gdyż redakcje pracują dziś 24 godziny na dobę – zarówno w rzeczywistości cyfrowej i drukowanej. – No i na koniec wrażenie ogólne: nad projektem zmian unosi się zapaszek chronienia naszych rozmówców – a wielu spośród nich to politycy – przepisami prawnymi. Wszystko to w anturażu dbania o wiarygodność mediów. A przecież tej wiarygodności nie zapewni żadne prawo. Mogą to zrobić tylko redaktorzy i dziennikarze i redaktorzy, dla których rzetelność jest jedynym drogowskazem. Ilu ich jeszcze się ostało, to temat na inną opowieść – podsumowuje w rozmowie z nami Wojciech Potocki.

Jacek Pochłopień, redaktor naczelny tygodnika „Wprost” podobnie jak wszyscy nasi rozmówcy stwierdza, że zmiany w prawie prasowym idą są w dobrym kierunku. – Choćby dlatego, że skrócono, znany z poprzedniej wersji, absurdalnie długi czas na autoryzację. Oczywiście trudno źle ocenić zmiany, polegające na usunięciu resztek PRL-u: rady prasowej, która nie działała i tak dalej. A więc zmiany idą w dobrą stronę, ale jeszcze są niewystarczające. Należę do tych, którzy uważają autoryzację za relikt, za coś niepotrzebnego. To powinna być kwestia umowy rozmówcy i dziennikarza. Ustalają zasady, czy dziennikarz pokaże wypowiedzi, czy nie – jeśli obu stronom odpowiada, to rozmawiają, jeżeli nie odpowiada to nie rozmawiają. Określanie sztywnych terminów i tak będzie trochę rozmijać się z życiem, bo przecież koledzy z dzienników czasem piszą teksty bliżej zamknięcia, niż 6 godzin. Oczywiście my w tygodnikach mamy to samo. Dobrze, że złagodzono sankcję za nieprzestrzeganie rygorów autoryzacji.

Naczelny „Wprost” podkreśla coś innego: – To prawo nie rozstrzyga sprawy wywiadów, z których rozmówcy wyrzucają atrakcyjne wątki. Możemy teoretycznie „puścić” cytat, jeżeli jest prawdziwy, ale nie wiemy, czy cytatem w myśl prawa jest jedno zdanie, czy trzy zdania, czy cała wypowiedz? A poza tym będzie już istniało ryzyko wejścia w proces. Dopóki nie będzie orzecznictwa w tym zakresie, nie będziemy pewni, jak sądy będą podchodziły do tych nowych regulacji.

Nieco inaczej na sprawę patrzy tylko Robert Mazurek, przeprowadzający od lat wywiady prasowe (od lutego br. dla weekendowego wydania „Dziennika Gazety Prawnej”). Podkreśla, że trochę szkoda mu instytucji autoryzacji.

– Moje doświadczenie jest takie, że – jakkolwiek autoryzacja utrudnia życie – to ja na tyle nie ufam dziennikarzom, że bałbym się jej braku. Wiem po sobie: kilka razy zdarzyło mi się udzielać rozmaitych wypowiedzi i dopóki nie nauczyłem się prosić o autoryzację, ukazywały się one drukiem z pomylonymi faktami. Zastanawiałem się, jak to możliwe, że jeśli ja zaznaczałem wyraźnie, iż nie pracowałem w jakiejś gazecie, to dziennikarz pisał odwrotnie, że tam właśnie pracowałem – stwierdza. – Sam w gruncie rzeczy przeprowadzam ponad 50 wywiadów rocznie, które robię od ponad 10 lat (czasami tych wywiadów było ponad 100 rocznie). I mam dwa wywiady na rok, z którymi jest jakiś kłopot z autoryzacją – dodaje Mazurek.

Projekt nowelizacji opublikowano w połowie lutego i wówczas rozpoczęto konsultacje społeczne. Kilka dni temu resort poinformował, że swoje opinie przesłało 14 podmiotów: wydawcy (wśród nich m.in. Agora, PMP Polskie Media, Grupa Polska Press, Edipresse Polska, Instytut Gość Media, Dziennik Internautów, Niebezpiecznik), organizacje prasowe i dziennikarskie (m.in. Press Club Polska, Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, Stowarzyszenie Dziennikarzy Rzeczpospolitej Polskiej, Izba Wydawców Prasy) oraz organizacje społeczne (Helsińska Fundacja Praw Człowieka, Konfederacja Lewiatan).