– Podkomisja (ani jej Przewodniczący) nigdy nie występowali przeciwko emisji tego filmu w TVP czy w jakimkolwiek innym medium – zapewniono w oświadczeniu sejmowej podkomisji ds. katastrofy smoleńskiej wydanym w sobotę po południu „w związku z fałszywymi informacjami na temat stosunku Podkomisji smoleńskiej do emisji filmu p. Ewy Stankiewicz ‘Stan zagrożenia’”.
Poinformowano, że podkomisja w maju ub.r. zwróciła się do producenta filmu, żeby nie publikował „materiałów, będących jej własnością, których ujawnienia prawo lotnicze zakazuje, bez wiedzy sądu lub przewodniczącego”. Autorka i producent filmu nie skontaktowali się z podkomisją, żeby uzgodnić tę sprawę.
W sobotę „Gazeta Wyborcza”, powołując się na swoje źródła, powtórzyła krążące od czwartku doniesienia, że emisja filmu Ewy Stankiewicz została wstrzymana po interwencji Antoniego Macierewicza. – Antoni poruszył niebo i ziemię. Użył wszystkich wpływów, jakie ma, by nacisnąć na Jacka Kurskiego – powiedział „GW” anonimowy dziennikarz z mediów sprzyjających obecnej władzy.
Macierewicz nie chciał tego komentować. – Ha,ha, ha… Skąd taka informacja? Niech pani porozmawia w tej sprawie z TVP, ten film jest własnością TVP, a nie moją – powiedział „GW”.
Stankiewicz krytykuje podkomisję smoleńską
Według informatora „Gazety Wyborczej” Antoni Macierewicz nie chce dopuścić do emisji „Stanu zagrożenia”, ponieważ został bardzo niekorzystniej przedstawiony w filmie. – Tam jest totalna krytyka jego działań w ostatnich latach i ciężkie oskarżenia pod adresem prokuratury – opisał.
Ewa Stankiewicz taką opinię o pracach podkomisji smoleńskiej wyraziła w rozmowie z serwisem internetowym tygodnika „Do Rzeczy”. – Bardzo mnie niepokoi to, co dzieje się w podkomisji. Sądząc po owocach – mija pięć lat, a Polska nie ma raportu końcowego, który miał być dopiero pierwszym krokiem, narzędziem do poprawy bezpieczeństwa państwa. Jeśli taki raport zostanie opublikowany pod koniec kadencji, to będziemy mogli go włożyć do szuflady. Nie ma raportu, nie ma zarzutów – stwierdziła. – Nie mam wiedzy na temat tego, co się dzieje w prokuraturze – zaznaczyła.
W filmie ma być dowodzona teza, że katastrofa smoleńska była zamachem, a nie wypadkiem lotniczym. – Film opowiada o tragedii smoleńskiej w pigułce w sposób zrozumiały dla widza zagranicznego bądź młodego widza w Polsce. Jest trochę materiału śledczego. Na pewno istotną rzeczą jest to, co kto robi na miejscu szczątków – kto kogo odprawia, kto kogo powstrzymuje przed dokumentowaniem tego, co Rosjanie robią; kto jaką wiedzę powziął – opisała Stankiewicz.
Stwierdziła, że emisja „Stanu zagrożenia” została zablokowana, ponieważ „jeden z polityków zaczął wysyłać do TVP listy z bezpodstawnymi zarzutami wobec filmu”. Sprecyzowała, że chodzi o polityka prawicowego.
– Film trafił na półkę. Nie wiem, czego się przestraszono – przyznała dziennikarka.
Film „Stan zagrożenia” 10 lat po katastrofie smoleńskiej
Dokument „Stan zagrożenia” miał zostać wyemitowany w TVP1 w zeszłą środę o godz. 21:00, film był wcześniej promowany przez stację. W środę po południu pojawiły się informacje, że emisję filmu odwołano. Ostatecznie o godz. 21 w TVP1 transmitowano mecz piłkarski o Superpuchar Włoch.
– To efekt 10 lat gromadzenia materiałów i dziennikarskiego śledztwa na temat śmierci polskiego Prezydenta na terenie Federacji Rosyjskiej, a także próba ujęcia problemu »w pigułce« w sposób zrozumiały dla międzynarodowego widza – zapowiadała film Ewa Stankiewicz.
Jak TVP uzasadniła przesunięcie emisji filmu?
Centrum informacji Telewizji Polskiej w komunikacie wydanym w środę wieczorem wyjaśniło, że do firmy „wpłynęły zastrzeżenia natury formalno-prawnej, stwarzające poważne wątpliwości co do ryzyka użycia w filmie materiałów prawnie chronionych”.
Nadawca poinformował, że po przeprowadzeniu szczegółowych analiz prawnych zdecydowano się przełożyć emisję „Stanu zagrożenia” na 10 kwietnia.
TVP zapewniła, że „gorąco wspiera wszelkie działania zmierzające do wyświetlenia prawdy o katastrofie smoleńskiej”. – Aby móc się do tego jak najlepiej przyczynić, również poprzez emisję filmu ,,Stan zagrożenia”, TVP S.A. zobowiązała producenta filmu do wyjaśnienia wątpliwości i uzyskania zgód niezbędnych do wykorzystania materiałów użytych w filmie, w terminie umożliwiającym jego emisję w dniu 10 kwietnia 2021 r. – opisała.
Podkreśliła, że „jest w tej sprawie pełna najlepszej woli i ubolewa, że z obiektywnych przyczyn prawnych, emisja filmu opóźni się”.
Stankiewicz: to pretekst i furtka do dalszej blokady
Ewa Stankiewicz w oświadczeniu opublikowanym w czwartek rano stwierdziła, że decyzja o wycofaniu „Stanu zagrożenia” z emisji została podjęta w ostatniej chwili, skoro film jeszcze w środę po południu był w ramówce.
– Oświadczenie wydano godzinę po czasie planowej emisji filmu. Film jest gotowy od 9 miesięcy, przeszedł analizy prawne, jest obwarowany umowami, został wstawiony w ramówkę i promowany zwiastunem TVP od tygodnia – zauważyła dziennikarka.
– Na krótko przed emisją zaczęto nagle szukać pretekstu do jej wstrzymania. Najpierw miały to być błędy językowe, a następnie prawne. Wyciągnięto korespondencję sprzed 8 miesięcy – z maja ubiegłego roku – próbę interwencji jednego z polityków, który usiłował zablokować – już wtedy- emisję filmu – opisała. – Żadne nowe zarzuty się nie pojawiły – zapewniła.
– Nie godzę się na żadną cenzurę treści filmu. A zarzuty skierowane w opisanych okolicznościach wyglądają na pretekst i otwierają furtkę do dalszej blokady – podkreśliła Stankiewicz.
Zwróciła uwagę, że film był mocno promowany, za to słabo nagłośniono przełożenie jego emisji. – Wiem, że niektórzy całymi rodzinami zasiedli przed telewizorami. Całkowicie ich zignorowano, po wielu dniach zapowiedzi – po prostu – bez słowa wytłumaczenia – wyemitowano mecz. Otrzymałam lawinę wiadomości z wyrażeniem rozgoryczenia, oburzenia i dojmującego smutku z powodu działań TVP. Bardzo mi przykro, że zostaliście Państwo na to narażeni – napisała autorka „Stanu zagrożenia”.
„W Telewizji katastrofę smoleńską można jedynie ‘upamiętniać’”
Ewa Stankiewicz nie zgadza się z deklaracją Telewizji Polskiej, że „gorąco wspiera wszelkie działania zmierzające do wyświetlenia prawdy o katastrofie smoleńskiej”.
– Moim zdaniem to wygląda inaczej. Niewielu zdeterminowanych twórców związanych z Telewizją, stara się wciąż coś zrobić coś na własną rękę. Co do zasady jednak w Telewizji można jedynie „upamiętniać”, rzewnie wspominać i „oddawać cześć”. Wszelkie analityczne i poważne prace śledcze mają „pod górkę”, de facto nie są obecne na antenie – oceniła dziennikarka.
– Nie mówiąc już o inicjatywie ze strony TVP do stworzenia grupy dobrych dziennikarzy śledczych i zlecenia im prac dotyczących największej powojennej tragedii w historii Polski – śmierci polskiego Prezydenta i 95 osób kluczowych dla naszego Państwa na terenie Federacji Rosyjskiej. Dlaczego to wydaje się takie nie do pojęcia? Zresztą Telewizja nie jest tu odosobniona, jeśli chodzi o instytucje i organy Państwa Polskiego – Smoleńsk można tylko wspominać lub realnie amatorsko ośmieszać – zaznaczyła.
– Przegrała wolność słowa – zwyciężyły naciski polityczne – podsumowała Ewa Stankiewicz. – Nie zobaczycie Państwo filmu Stan Zagrożenia. Tak jak od 5 lat nie widzicie Raportu Podkomisji podstawowego narzędzia do naprawy bezpieczeństwa Państwa, ani zarzutów Prokuratury. Tutaj sojusze są zdumiewające – skomentowała.
Według danych Nielsen Audience Measurement w grudniu ub.r. średnia widownia minutowa TVP1 wynosiła 698 018 osób, a udział w rynku oglądalności – 10,02 proc. (po wzroście o 4,05 proc. rok do roku). Stacja była liderem pod względem oglądalności.