Dziennikarz, szef działu krajowego „Polityki” Paweł Reszka od ponad dwóch lat opisuje stan polskiej służby zdrowia. Od kilku miesięcy dzieli się także zakulisowymi informacjami ze szpitali COVID-owych. – Wykonywałem zawód sanitariusza na potrzeby książki „Mali bogowie”, pomagałem ratownikom medycznym na potrzeby „Małych bogów 2”. Nadal jestem tylko reporterem. Mogę się wypowiadać tylko o sprawach związanych z zawodem dziennikarza – mówi w rozmowie z Wirtualnemedia.pl.
Reszka jako szef działu krajowego „Polityki” regularnie relacjonuje przebieg pandemii koronawirusa w Polsce, pisząc o systemie ochrony zdrowia, jego absurdach i nieprawidłowościach. Rozmawia z lekarzami, pielęgniarkami, sanitariuszami, dostarczając odbiorcom informacji „z pierwszej linii frontu”. W tym roku opublikował książkę „Stan krytyczny” w której opisał sytuację pracowników służb medycznych podczas pierwszej fali pandemii, w 2017 roku wydał: „Mali bogowie. O znieczulicy polskich lekarzy”, a w 2018 roku – „Mali bogowie 2. Jak umierają Polacy”.
Jego wpis w social mediach „Jak się leczy na Stadionie?” oraz jednocześnie tekst dla tygodnika „Polityka” – „Jak się leczy na Stadionie? >>Wstyd mi, że w tym uczestniczę<<” poruszył tysiące internautów.
Prezentowany przez dziennikarza tekst, to zapis rozmowy z lekarzem szpitala tymczasowego na Stadionie Narodowym. Wynika z niej, że lekarze są tam bardzo dobrze opłacani, a personelu jest więcej niż pacjentów. Lekarz, który chciał pozostać anonimowy, tłumaczy, że „czuje się oszukany”. Chciał pomóc w walce z pandemią, a do szpitala na Narodowym przyjmowani są tylko pacjenci w dobrym stanie, na dodatek jest ich niewielu.
„Wystąpiłem w jakimś propagandowym kabarecie i jestem wściekły, bo mnie oszukano” – komentuje medyk.
„Wbija w fotel, „Każde zdanie boli”
Tekst Pawła Reszki tylko na Facebooku miał ponad 24 tys. udostępnień. Na Twitterze tekst udostępniono 2,2 tys. razy, polubiło go 5,2 tys. użytkowników.
Wpis komentowali również dziennikarze, którzy w większości przypadków podkreślali, że są zszokowani powyższymi informacjami. Andrzej Gajcy z Onetu skomentował: – To co opisał Paweł Reszka wbija w fotel. Oddziały covidowe to umieralnie. Ale przecież możemy się uśmiechać, bowiem najgorsze już za nami. Paweł Wilkowicz dodał: – Przecież tu każde zdanie boli – ocenił.
Rafał Madajczak z Gazeta.pl stwierdził: – Żaden news polityczny, żadna publicystyka, nic, co przyjdzie mi do głowy. OTO jest najmocniejszy tekst roku. Paweł Reszka o tym, dlaczego Polska jest na 4. miejscu pod względem dziennych zgonów na Covid na świecie. Natomiast Jacek Gądek z Gazeta.pl napisał: – Paweł Reszka na Dziennikarza Roku!
Michał Majewski, który jest także współautorem książek z Reszką („Daleko od Wawelu” oraz „Daleko od miłości”) skomentował: – Te dwa teksty Reszki z FB to jest większy problem dla obozu władzy niż działania całej opozycji przez ostatnie dwa tygodnie.
Reszka: Staram tylko opowiedzieć wszystko, co widzę
Paweł Reszka w rozmowie z nami, pytany o przebieg pracy nad artykułami tłumaczy, że stara się jeździć po szpitalach i wsiadać do karetki pogotowia, kiedy tylko ma taką możliwość.
– Mamy pandemię. Uważam, że bardzo ważnym jest, by relacjonować ją z dziennikarskiego punktu widzenia. Reporterzy powinni dokumentować jej przebieg. Na bieżąco obserwuję to, co się dzieje. Człowiek umierający na COVID-19 to przerażający widok. Dusi się, brakuje mu tlenu, wpada w panikę. Otoczony jest ludźmi ubranymi w kombinezony. Często to staruszkowie, którzy nie wiedzą dokładnie, gdzie są. Boją się. Jeden z pacjentów odganiał nas, bo nie wiedział, co właściwie go spotkało. Trzeba było mu najpierw wytłumaczyć, że te „białe ludki” nie chcą go napaść, a się nim zaopiekować. To wszystko jest bardzo przykre, bardzo wstrząsające. Nie można się do tego przyzwyczaić, ale trzeba to dokumentować – opowiada portalowi Wirtualnemedia.pl Paweł Reszka.
Pytamy, jak w takim razie podchodzi do oficjalnych informacji o „wypłaszczaniu się krzywej zachorowań” i konferencji rządowych, podczas których premier i ministrowie przedstawiają optymistyczny obraz walki z pandemią.
– Z moich obserwacji wynika, że to, co oficjalne bardzo rozjechało się z tym, co realne. Na poziomie szpitala powiatowego, wojewódzkiego – widzimy dramat. Oficjalnie okazuje się, że „krzywa się wypłaszcza”, że „niczego nie brakuje”. Nie wiem, jaki mam do tych informacji stosunek. Staram się tylko to wszystko, co widzę – opowiedzieć – stwierdza.
Według Reszki przede wszystkim w oczy rzuca się ogromne zmęczenie lekarzy.
– Ci, którzy pracują na „pierwszej linii frontu” są przerażeni niewydolnością systemu. Bardzo często nie są w stanie pomóc ludziom, którym w normalnych warunkach by pomogli. To chyba najbardziej przerażające dla lekarza – wydaje mi się – świadomość, że pacjent mógłby żyć, gdyby system wyglądał inaczej. Gdyby nie brakowało rąk do pracy. Gdyby można było zaopiekować się każdym pacjentem. System już przed pandemią źle działał. Brakowało lekarzy, wszystko stało na głowie już od dawna. Pandemia tylko tę chorą sytuację spotęgowała. To, co kiedyś udawało się zamieść pod dywan, zalepić taśmą – dziś już nie wychodzi.
„Nadal czuję się tylko reporterem”
Dziennikarz jest autorem książki „Stan krytyczny” w której opisał walkę z pandemią wiosną tego roku. Czy zbiera materiały na kolejną książkę? Jak mówi, nie podjął jeszcze decyzji w sprawie kolejnej publikacji na ten temat.
– Na razie nie ustaliłem, czy zbieram materiały na kolejną książkę. Skoro pandemia ma miejsce, będę się starać jak najlepiej dokumentować jej przebieg. Potem zobaczę. Zresztą tak było wiosną – na początku też nie wiedziałem, czy to będzie książka. Warto rozmawiać z ludźmi, którzy walczą z pandemią. Zbierać ich relacje. To ciekawe. Co z tego powstanie? Nie wiem. Na razie publikuję swoje relacje na Polityka.pl, na Facebooku. Twittera nadal nie bardzo lubię, jestem tam od 2014 roku, napisałem cokolwiek – teraz sprawdziłem – 324 razy. To niedużo – mówi Paweł Reszka w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl.
Czy czuje się „ekspertem” od polskiej służby zdrowia, od pandemii, skoro opisuje jej skalę od początku? – Wykonywałem zawód sanitariusza na potrzeby książki „Mali bogowie”, pomagałem ratownikom medycznym na potrzeby „Małych bogów 2”. Nadal jestem tylko reporterem. Mogę się wypowiadać tylko o sprawach związanych z zawodem dziennikarza – ocenia.
Jak wygląda teraz jego codzienność? – Wejście do szpitali, karetek pogotowia nie jest łatwe. Ktoś musi cię przemycić, wpuścić. Piszę o pandemii, kiedy pozwala mi na to czas i obowiązki kierownika działu krajowego „Polityki”. Zbieram materiały, jeżdżę karetką, ale muszę też brać udział w zebraniach działu, kolegiach redakcyjnych, czytać teksty innych dziennikarzy. Mam teraz mniej czasu na pisanie, nad czym ubolewam – zaznacza.
Reszka rozważania nad stanem polskiej służby zdrowia w czasie walki z pandemią kończy słowami: – Nie wiem, czy określanie „pierwsza” czy „druga fala” jest dobre. Ta pandemia cały czas z nami była, był niewielki spadek zachorowań. Obserwowałem ją od samego początku, bo zbierałem materiał do „Stanu krytycznego”. Prawdę mówiąc – w skali mikro – ten bałagan już wtedy był potworny. Teraz mamy skalę makro, dziś cała Polska jest strefą czerwoną. Chaos dotyczy to w zasadzie każdego szpitala. Wiosną obserwowałem ten bałagan w skali mikro, a książce dałem tytuł „Stan krytyczny” nie po to, by podbić sprzedaż. Uważałem, że rzeczywiście – wiosną mieliśmy stan krytyczny w polskiej służbie zdrowia. Obecnie jesteśmy już dawno poza jego granicami – podsumowuje.
Paweł Reszka to dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, historyczną i polityczną, reporter. W latach 2003-2006 był korespondentem zagranicznym dziennika „Rzeczpospolita” w Moskwie. Później szefował działowi śledczemu w „Dzienniku. Polska Europa Świat” (2006-2009), a w latach 2013-2017 pracował w redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Potem przeszedł do „Newsweek Polska”, a w lutym 2019 roku został szefem działu krajowego „Polityki”.
Jest m.in. laureatem Nagrody im. Dariusza Fikusa za 2005 rok czy Nagrody im. Andrzeja Woyciechowskiego za cykl tekstów o katastrofie smoleńskiej (wspólnie z Michałem Majewskim). Dwukrotnie został nagrodzony w plebiscycie „MediaTory”, w którym głosują studenci dziennikarstwa z całej Polski. W ubiegłym roku otrzymał nagrodę „Dziennikarza Dekady” im. Andrzeja Woyciechowskiego (dostali ją także Bianka Mikołajewska z Oko.Press oraz Adam Pieczyński, który wkrótce potem odszedł z TVN24).
Jeden z założycieli Fundacji Reporterów – organizacji dziennikarskiej, która promuje dziennikarstwo śledcze oraz szkoli studentów i młodych adeptów zawodu, organizując warsztaty i spotkania.
Szef szpitala na Narodowym: jestem rozżalony, bo media mówią nieprawdę o działalności placówki
Dyrektor szpitala tymczasowego na Stadionie Narodowym Artur Zaczyński powiedział, że jest rozżalony, bo – według niego – media mówią nieprawdę o szpitalu. Każdy początek jest trudny, to nowe miejsce, ale osiągnęliśmy pełną gotowość, a kwalifikacja pacjentów jest na poziomie 80 proc. – zaznaczył.
Doktor Artur Zaczyński z Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie, pytany był w piątek w Programie Pierwszym Polskiego Radia o pojawiające się doniesienia medialne na temat szpitala tymczasowego na Stadionie Narodowym, którym kieruje, mówiące m.in. o tym, że załoga szpitala nie ma co robić oraz że placówka nie przyjmuje pacjentów chorych, tylko takich, którzy równie dobrze mogliby leczyć się w domu.
„Jestem bardzo rozżalony, że media starają się kształtować politykę zdrowotną państwa i podają nieprawdę, jeśli chodzi o działalność szpitala. (…) Każdy początek działalności jest trudny, to jest nowe miejsce, nowi ludzie, to trzeba wszystko poustawiać, wszystkie procesy działalności, by to było najbezpieczniejsze dla pacjentów po pierwsze i bezpieczne dla pracowników” – odpowiedział Zaczyński.
Podkreślił, że szpital tymczasowy w tej chwili osiągnął pełną gotowość operacyjną. „Od kilku dni są pełne załogi, które przyjmują pacjentów, którzy przyjeżdżają do nas, zdrowieją, wychodzą do domu, przyjmujemy nowych. Coraz więcej jest zgłoszeń. (…) Praktycznie kwalifikacja jest na poziomie 80 proc., czyli wszystkie telefony, które zwracają się do nas, praktycznie są akceptowane i pacjenci są przenoszeni” – podkreślił.
Jak zapewnił do szpitala może zostać przyjęty każdy pacjent, który nie jest bezpośrednio w stanie zagrożenia życia. W placówce przebywają, jak mówił, pacjenci covidowi z zapaleniem płuc, wymagający różnego rodzaju wspomagania oddechu, w tym terapii tlenowej, a także opieki pielęgniarskiej. Zaczyński zwrócił uwagę, że do szpitala tymczasowego nie mogą natomiast trafiać m.in. osoby wymagające natychmiastowej wentylacji zastępczej, mające zawał serca, zaostrzenia chorób wymagających specjalistyki czy ci wymagający operacji – bo w placówce nie ma bloku operacyjnego.
Pytany, czy w szpitalu przebywają także pacjenci wymagający leczenia pod respiratorowego, odparł: „Zabezpieczenie w respiratory jest dla pacjentów, którzy będą wymagali podjęcia respiratoroterapii i leczenia OIOM-owego w momencie, gdy zabraknie miejsc w szpitalach standardowych”. Podkreślił, że jeśli wśród pacjentów szpitala znajdą się osoby wymagające respiratora, „ten respirator będzie dla nich zabezpieczony”. „Nie będziemy musieli szukać miejsca w Warszawie czy na Mazowszu, jeśli tych pacjentów będzie coraz więcej” – dodał.
Zaczyński pytany był również o zarzuty polityków opozycji, że szpital narodowy to drogie i nieuzasadnione przedsięwzięcie oraz że placówki tymczasowe mogłyby być organizowane np. w starych budynkach szpitalnych. „Pozostawię to bez komentarza, bo to chyba komentarza nie potrzebuje. Na całym świecie wykorzystywane są duże hale, duże infrastruktury, takie jak stadiony, hale widowiskowe, które w zależności od temperatury zewnętrznej są w stanie po pierwsze na dużej powierzchni pomieścić dużą ilość chorych, by zminimalizować potrzeby kadrowe” – zauważył.
Według Zaczyńskiego, „problem innych proponowanych miejsc to niefunkcjonalność”. Podkreślił, że leczenie zakaźne musi gwarantować możliwość utworzenia specjalnych stref, „jednokierunkowego tak naprawdę obiegu pracowników, by się nie skazili, nie ma ruchu wstecznego”. „Te wszystkie rzeczy można tylko zaplanować na dużych powierzchniach” – dodał.