– Nie ma takiego zdjęcia dla którego warto zginąć lub zostać niepełnosprawnym – ocenia prezes Stowarzyszenia Fotoreporterów Ludmiła Mitręga i wymienia błędy policji, ale i fotoreporterów podczas demonstracji. – Stracenie oka, dla zdjęcia nie jest mądre, ale ryzykowanie dla zdjęć o niczym, jest darwinowskie – dodaje.
W środę wieczorem odbywały się kolejne demonstracje na ulicach Warszawy, popierający Strajk Kobiet udali się m.in. pod siedzibę Telewizji Polskiej na placu Powstańców Warszawy. Policja użyła gazu pieprzowego wobec protestujących, których później także spisywano. Demonstranci próbowali przerwać kordon funkcjonariuszy, w związku z sytuacją na ulicach ucierpiał m.in. operator Onetu oraz fotoreporter „Gazety Polskiej Codziennie”.
Nie tak dawno, bo 11 listopada podczas obchodów Marszu Niepodległości podczas starć chuliganów na ulicach Warszawy, ucierpiał natomiast wieloletni fotoreporter „Tygodnika Solidarność” Tomasz Gutry. Został on postrzelony przez policjanta w twarz z broni gładkolufowej. Wskutek postrzelenia doznał złamania kości twarzoczaszki, w szpitalu założono mu płytkę tytanową Zapowiedział już, że będzie domagać się wysokiego odszkodowania. Komendant stołeczny policji zapowiedział wyjaśnienia w sprawie postrzelenia Gutrego.
Ponadto, kilku dziennikarzy zostało potraktowanych pałkami przez policję – należała do nich m.in. Renata Kim, która mocno oberwała – mimo iż miała na sobie kamizelkę z napisem „Press”. Zachowanie policjantów wobec dziennikarzy skrytykowało kilka organizacji, m.in. Centrum Monitoringu Wolności Prasy przy SDP oraz Towarzystwo Dziennikarskie.
„Nie ma takiego zdjęcia dla którego warto zginąć lub zostać niepełnosprawnym”
Do starć – do których doszło w ciągu ostatnich tygodni na ulicach Warszawy – postanowiła odnieść się prezes Stowarzyszenia Fotoreporterów Ludmiła Mitręga. Napisała o Marszu Niepodległości, jednak zasady te można odnieść do innych wydarzeń, które działy się lub będą dziać się na ulicach polskich miast.
– O ostatnim Marszu Niepodległości, inaczej niż wszyscy. Fotoreporterki i Fotoreporterzy to o Was i do Was – napisała Ludmiła Mitręga. – Po wydarzeniach 11.11.2020, zaczęłam myśleć jak powinno wyglądać szkolenie BHP osoby, która chce wykonywać zawód fotoreportera – dodała.
Według szefowej Stowarzyszenia Fotoreporterów pierwsza zasada powinna brzmieć: „Nie ma takiego zdjęcia dla którego warto zginąć lub zostać niepełnosprawnym. Najgorzej dostać dla słabej ilustracji. Oczywiście tym co giną lub zostają okaleczeni wiele razy wcześniej się udaje. Ryzyko czasem skutkuje ważną fotografią, dlatego te wszystkie łuty szczęścia działają na niekorzyść fotoreporterów, ignorują niebezpieczeństwo. Tak, nie każdy rzucony kamień czy petarda trafia, nie każda wystrzelona kula zabija. Minimalizowanie zagrożeń i analizowanie tego, czy warto dla danego ujęcia ryzykować, jest postawą bezpieczeństwa”.
Kolejna zasada to: „Stanie na linii frontu, czy między bijącymi się grupami jest ryzykowne i raczej wychodzi się z takich sytuacji ze szwankiem, a nie bez szwanku. Centrum wydarzeń lepiej fotografować niż w nim stać. Fotoreporter ma widzieć, a nie uczestniczyć”.
Dalej Ludmiła Mitręga wymienia: „Zachowuj się tak, by nikt nie miał wątpliwości, że jesteś świadkiem, a nie uczestnikiem. Ubierz się tak by nie wyglądać jak strony konfliktu. Zawsze miej legitymację pod ręką, by ją okazać, gdy jest to konieczne” oraz „Odpowiedzialność. Fotoreporter nie może stwarzać zagrożenia dla fotografowanych”.
„Policja popełniła wiele błędów, ale fotoreporterzy jeszcze więcej”
Szefowa Stowarzyszenia Fotoreporterów zabrała również głos w sprawie „współpracy fotoreporterów z policją”. – Uważam, że w zeszłym tygodniu, policja popełniła wiele błędów, ale fotoreporterzy popełnili tych błędów jeszcze więcej. Milczenie o swoich błędach jest charakterystyczne dla naszego społeczeństwa. Prowadzi to oczywiście do powtarzania błędów, a nie ich eliminowania. Wymagamy tylko od innych, ale nie od siebie – stwierdziła.
Dodała, że od początku pandemii Stowarzyszenie próbuje m.in. ustalić zasady pracy fotoreporterów, w różnych sytuacjach, m.in. obecności na ulicy w czasie lockdownu. – Piękny jest art. 14 Konstytucji i od pierwszej rozmowy mojej z rzecznikiem KSP, jako SF, próbujemy ustalić co to praktycznie znaczy. Po kilku miesiącach spotkaliśmy się również z panem inspektorem Mariuszem Ciarką i rozmawialiśmy już o konkretnych rozwiązaniach i ich wprowadzeniu w całej Polsce. Rozmawialiśmy o procedurach legitymowania, poruszania się fotoreporterów w czasie zdarzeń dynamicznych i spontanicznych – zaznaczyła prezes.
Omówiona miała zostać też m.in. kwestia odblaskowych znaczników dla fotoreporterów i zasad ich używania, ale nie udało się ich wyprodukować na 11 listopada. – Dziś już wiem, że w znacznik trzeba będzie wszyć informacje. Opaska ta nie chroni przed kamieniami, petardami i innymi ciężkimi przedmiotami. Nie chroni przed postrzeleniem i gazem pieprzowym. Zalecamy ostrożność przy wykonywaniu obowiązków służbowych – podkreśliła Ludmiła Mitręga.
Wskazała także błędy policji podczas Marszu Niepodległości:
1. Strzelanie z broni gładkolufowej tak wysoko, że trzy osoby zostały trafione w głowę, w tym fotoreporter Tomasz Gutry.
2. Rozkaz o wyrzuceniu „wszystkich, kto nie z policji”, z Dworca Warszawa Stadion i okolic. Nie tak widzę realizowanie prawa do informacji.
3. Metody tego wyrzucenia, bicie pałka osób z podniesionymi rękami
Natomiast do błędów fotoreporterów miało należeć:
1. Wchodzenie po nogi pododdziałom zwartym
2. Pan Gutry nie tylko wszedł pod nogi pododdziału, zignorował całkowicie, że stał się tarczą ochronną dla bandytów rzucających w policję petardami i innymi przedmiotami.
3. Jeśli definiujemy zawód fotoreportera jako posiadacza aparatu lub telefonu, to wiele z takich osób miało opaski białoczerwone na ramieniu jak inni uczestnicy marszu.
4. Na dworcu Warszawa Stadion nieoznaczeni fotoreporterzy mieszali się z uczestnikami marszu, którzy na dworcu urządzili regularną bitwę z policją. Nikt mi nie wmówi, że na znanych wszystkim zdjęciach, to fotoreporter niesie flagę.
5. Rozmawiałam z kilkoma fotoreporterami obecnymi na dworcu Warszawa Stadion, gdy policja dała rozkaz wyjścia, żaden z nich nie pokazał legitymacji prasowej. Nawet widać to na zdjęciu schodzących po schodach, nikt nie trzyma w ręku legitymacji prasowej – wymieniła.
Na koniec podkreśliła, że jest jej bardzo przykro, że Tomasz Gutry został postrzelony w twarz, a dziennikarze na dworcu Warszawa Stadion „dostali pałką”. – Mam nadzieję że wszczęte kontrole odpowiedzą na wszystkie pytania i wątpliwości. Ja nadal jestem gotowa spokojnie i merytorycznie rozmawiać o tym, by nie popełniać błędów i realizować art 14 Konstytucji najlepiej jak to możliwe – podsumowała.
Przestrzegła, by do Marszu Niepodległości nie podchodzić jak do „turystyki zadymowej”. – Nie róbcie tłumu dla lajka na FB, bo te lajeczki mówią o sympatii do Was a nie o tym czy zrobiłeś dobre zdjęcie. Jak wyżej napisałam, stracenie oka, dla zdjęcia nie jest mądre, ale ryzykowanie dla zdjęć o niczym, jest darwinowskie – zakończyła.
Towarzystwo Dziennikarskie: atakują dziennikarzy, by pozbyć się świadków
Ataki na dziennikarzy potępiło Towarzystwo Dziennikarskie, w przesłanym redakcji Wirtualnemedia.pl oświadczeniu.
– W środę 18 listopada, w trakcie manifestacji w obronie praw kobiet w Warszawie, policja pobiła lub potraktowała gazem pieprzowym m. in. Krzysztofa Sójkę – operatora „Onetu”, Bartka Rumieńczyka – reportera „Onetu”, Jędrzeja Nowickiego – fotoreportera „Gazety Wyborczej”, Macieja Piaseckiego – reportera „Oko Press” i Włodzimiera Ciejkę – niezależnego reportera internetowego. Wszyscy, poza Włodzimierzem Ciejką, mieli kamizelki „Press”. Do gazowania i pałowania dziennikarzy wysłano policjantów w cywilu – stwierdza organizacja.
Towarzystwo dodaje, że „kiedy 11 listopada pobito kilku dziennikarzy relacjonujących Marsz Narodowców uznali, że był to wypadek przy starciu funkcjonariuszy ze zdziczałymi narodowcami”. – Apelowaliśmy więc tylko do policji o uważne respektowanie ludzi mediów. Jednak coraz więcej faktów wskazuje na to, że pomyliliśmy się. Policja atakuje dziennikarzy, żeby pozbyć się niewygodnych świadków. Tak w każdym razie wyglądały ataki policjantów w cywilu na dziennikarzy 18 listopada. Kierujących działaniami policji i ich politycznych mocodawców możemy tylko zapewnić, że ich wysiłki na nic się nie zdadzą. Zawsze znajdą się odważni dziennikarze i świadkowie. Spisane i pokazane będą czyny, tych którzy biją walczące o wolność kobiety – podkreśla organizacja dziennikarska.
Zaapelowali również do „wszystkich dziennikarzy atakowanych przez policję w trakcie pełnienia ich obowiązków służbowych” o kontakt z Towarzystwem Dziennikarskim. – Upominamy się o dziennikarzy, bo taka jest nasza rola, ale protestujemy też przeciwko prowokacyjnym i brutalnym działaniom policji wobec pokojowej środowej manifestacji. Szczególnie odrażające było wysyłanie policjantów w cywilu do bicia pałkami kobiet. Polskiej Policji przypominamy, że takie działania mają swoją niechlubną tradycję. 8 marca 1968 roku do pacyfikacji studenckiego wiecu na Uniwersytecie Warszawskim wysłano tajniaków z pałami. Szczególnie zawzięcie bili wtedy kobiety – podsumowuje Towarzystwo Dziennikarskie w swoim oświadczeniu.