Policja zaatakowała gazem dziennikarzy relacjonujących protest

Apel powstał w reakcji na działania funkcjonariuszy policji, którzy w ostatnich miesiącach stosowali nieuzasadnioną przemoc w stosunku do reporterów relacjonujących przebieg zgromadzeń

Operator i reporter Onetu, dziennikarz OKO.press, dziennikarz obywatelski Włodzimierz Ciejka oraz fotoreporterzy „Gazety Wyborczej” i „Gazety Polskiej Codziennie” znaleźli się wśród poszkodowanych po tym, jak podczas środowych protestów policja użyła gazu pieprzowego. Dominika Bychawska-Siniarska z HFPC podkreśla, że obowiązkiem policji jest wyznaczenie dziennikarzom bezpiecznego miejsca do relacjonowania wydarzeń.

W środę odbyły się kolejne protesty po orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zakazu aborcji. Przed siedzibą TVP na pl. Powstańców Warszawy w stolicy kordon policji otoczył protestujących. Gdy grupa osób próbowała przerwać kordon, funkcjonariusze użyli gazu pieprzowego. W mediach były też relacje o nieumundurowanych policjantach z pałkami teleskopowymi.

Gazem zostali potraktowani operator Onetu Krzysztof Sójka, reporter Onetu Bartosz Rumieńczyk, fotoreporter „Gazety Wyborczej” Jędrzej Nowicki, fotoreporter „Gazety Polskiej Codziennie” Konrad Falęcki, dziennikarz obywatelski Włodzimierz Ciejka i reporter OKO.press Maciej Piasecki. Jak podkreśla Towarzystwo Dziennikarskie, większość z nich miała kamizelki z napisem „Press”.

Bartosz Węglarczyk, redaktor naczelny Onet.pl, mówi „Press”, że dwie osoby z jego redakcji zostały poważnie poszkodowane. – Operator Onetu Krzysztof Sójka dostał gazem prosto w twarz. Policjant najprawdopodobniej celował w kamerę, którą ten miał przy twarzy. Jeszcze na demonstracji zaopiekowali się nim sanitariusze, ale jest poparzony gazem. Inna osoba z ekipy Onetu ma wybity bark, przez co trafiła do szpitala. Została ranna w czasie ratowania reszty załogi przed atakiem policjantów – mówi Węglarczyk. Poszkodowany został również dziennikarz Bartosz Rumieńczyk.

– Nasi ludzie mają kamizelki z napisem „prasa”, więc są oznakowani jako dziennikarze, ale to nie ma znaczenia dla policjantów, co było widać w środę. Zmieniła się taktyka pracy policjantów i ich zachowanie wobec tłumu i dziennikarzy. Stali się dużo bardziej agresywni, a ich celem są pracownicy mediów – podkreśla Węglarczyk.

– Nasza dziennikarka została w sposób nielegalny zatrzymana przez policję. Mimo że legitymowała się jako dziennikarka, otoczył ją kordon policji i nie chciał jej wypuścić – mówi Bartosz Wieliński, wicenaczelny „Gazety Wyborczej”. Gazem dostał z kolei fotoreporter dziennika. Wieliński przekonuje, że było to działanie mające utrudnić pracę dziennikarzy. – Lista naruszeń robi się długa. Będziemy o tym informować organizacje międzynarodowe, domagając się interwencji wobec polskiego rządu – zapowiada Wieliński.

Poszkodowany został też reporter OKO.Press: – Dostałem trzy razy gazem. To nie były sytuacje, gdy działo się coś niebezpiecznego i mogłem zostać postronną ofiarą. Policjanci mocno starali się, żebym oberwał, bo widzieli, że filmuję. Z tego, co wiem, to inni dziennikarze też byli tak traktowani. To pokazuje, w jaki sposób pracuje teraz policja – mówi Maciej Piasecki. – W tłumie łatwo mnie rozpoznać: mam telefon na statywie, mikrofon, odblaskową kamizelkę, legitymację na szyi, kask oblepiony odblaskową taśmą z napisem „press”. Wszystko to, co policja zalecała na szkoleniu dla reporterów, kiedy tłumaczyli, że w sytuacji chaosu trudno im odróżnić, kto jest kim. Policja nie chciała, żeby dziennikarze filmowali tę akcję. Jak się oberwie w twarz gazem, to nie można normalnie funkcjonować – relacjonuje Piasecki.

Fotoreporter „GPC” Konrad Falęcki również dostał gazem, gdy tłum próbował przerwać kordon. – W pewnym momencie policjanci zmienili się na tych szturmowych w kaskach, było ich kilkuset. Byłem może w czwartym czy piątym rzędzie od nich, oni nie dali sobie rady, użyli gazu – mówi. – Robiłem zdjęcie i dostałem chmurą gazu prosto w oczy. Po sekundzie człowiek nic nie widzi, jakieś dziewczyny wyprowadziły mnie, przemyły oczy. 30 czy 40 minut dochodziłem do siebie, żeby móc widzieć cokolwiek – opowiada „Press”.

Policja informowała, że „w związku z agresją skierowaną wobec policjantów użyto środków przymusu bezpośredniego m.in. w postaci gazu”. W jednym z tweetów pisała: „Popychanie policjantów, szarpanie, uderzanie drzewcem od flagi, a nawet (…) atakowanie funkcjonariuszy miotaczem gazu to wczorajsze zachowania części protestujących. Później takie osoby mówią o agresji ze strony policjantów”.

Dominika Bychawska-Siniarska z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka podkreśla, że policja ma specjalne obowiązki w stosunku do dziennikarzy. – Jeśli funkcjonariusze wiedzą, że mają do czynienia z dziennikarzami, powinni wyznaczać im miejsca do relacjonowania, które byłyby wystarczająco blisko, ale w takiej odległości, żeby dziennikarze nie zostali zatrzymani albo potraktowani jak protestujący. Policja powinna wyciągać takich ludzi z kotła, na pewno nie spisywać – zaznacza Bychawska-Siniarska.

– W momencie, kiedy osoba mówi, że jest z prasy i relacjonuje wydarzenia, wszystkie czynności dotyczące zatrzymania powinny być wobec niej wstrzymane. Na pewno pomogłoby, gdyby był obowiązek szerszej identyfikacji dziennikarzy, żeby byli lepiej widoczni. Kamizelka z napisem „press” może ułatwić pracę policji i pozwolić na szybkie wypuszczenie z tłumu osób realizujących zadania dziennikarskie – dodaje.

Oświadczenie w sprawie środowych wydarzeń wydało Towarzystwo Dziennikarskie, które zwraca uwagę, że „do gazowania i pałowania dziennikarzy wysłano policjantów w cywilu”. Zdaniem stowarzyszenia „policja atakuje dziennikarzy, żeby pozbyć się niewygodnych świadków”. TD prosi poszkodowanych dziennikarzy o kontakt.