Fotoreporter postrzelony na Marszu Niepodległości ma złamane kości

Chce odszkodowania „żeby policja oduczyła się takich działań”

Tomasz Gutry w szpitalu po postrzeleniu w czasie Marszu Niepodległości

Tomasz Gutry, fotoreporter „Tygodnika Solidarność”, wskutek postrzelenia gumową kulą przez policjanta na Marszu Niepodległości doznał złamania kości twarzoczaszki, w szpitalu założono mu płytkę tytanową. Zamierza starać się o odszkodowanie. – Będziemy żądali takiej sumy, żeby policja oduczyła się takich działań – zapowiada.

W środę ulicami Warszawy przeszedł Marsz Niepodległości. Mimo że według zapowiedzi organizatorów miał być zmotoryzowany, wielu uczestników brało w nim udział pieszo. Podczas Marszu doszło do zamieszek; policja informowała m.in., że na rondzie de Gaulle’a w stronę policjantów poleciały kamienie i race. KSP informowała, że zgromadzenie pieszych jest nielegalne.

Doszło do starć z policją. które miały miejsce między innymi w rejonie ronda de Gaulle’a. Komenda Stołeczna Policji przekazywała, że „grupy chuliganów zaatakowały policjantów chroniących bezpieczeństwo innych ludzi”. Do działań ruszyły pododdziały zwarte, które użyły środków przymusu bezpośredniego – gazu łzawiącego i broni gładkolufowej.

Portal tysol.pl poinformował w środę po Marszu Niepodległości, że fotoreporter „Tygodnika Solidarność” Tomasz Gutry, „został postrzelony” podczas marszu. „Według relacji Tomasza Gutrego (…) miał do niego strzelić z kilku metrów policjant. Gumowy pocisk utkwił w twarzy (…) fotoreportera” – napisał portal. 74-letni fotoreporter trafił do szpitala.

„Mam złamane kości i założono mi płytkę tytanową”

W rozmowie z PAP Tomasz Gutry mówi, że sytuacja wyglądała w ten sposób, że doszło do ataku na policję na rondzie de Gaulle’a. „Kiedy policja wkroczyła to ludzie, jak zwykle w panice uciekli. Ja jeszcze trochę stałem, 10 metrów od policjantów i w pewnym momencie nikogo już nie było. Jeden z policjantów strzelił do mnie. On stał w szeregu z innymi” – opisuje PAP przebieg zdarzenia Tomasz Gutry.

Jednocześnie podkreśla, że wcześniej nie słyszał żadnych ostrzeżeń. „Był taki rumor (…) Policja się tłumaczy, policja przeprasza, a ja słyszałem, że w szpitalu przy ul. Szaserów jest mężczyzna, który jest trzecią godzinę operowany i też dostał pociskiem. Został trafiony prawdopodobnie gdzieś w okolice nosa” – relacjonuje Gutry.

Mówi też, że nabój, który go trafił miał długość 7 centymetrów. „Wszedł na taką głębokość, że mam złamane kości i założono mi płytkę tytanową” – mówi PAP raniony fotoreporter.

Dodaje, że jego operacja trwała ponad dwie godziny, a on będzie przebywał w szpitalu prawdopodobnie do jutra. „Po godz. 2 w nocy policja przyjechała zabrać ten pocisk. Nie widziałem tego(…) Zabrali go od lekarzy” – twierdzi Gutry.

Policja zabrała pocisk, Gutry chce odszkodowania

Jak zaznacza funkcjonariusze przyszli do szpitala z pismem nakazującym wydanie pocisku. „Nikt do mnie wtedy nie podchodził bo była godz. 2 w nocy. Funkcjonariusze chcieli mnie wcześniej przesłuchiwać, ale lekarz nie wyraził zgody” – mówi Gutry.

Zapytany, czy po zranieniu na ulicy ktoś z funkcjonariuszy do niego podszedł, odpowiedział, że nikt. „Podobno jakaś dziewczyna mnie prowadziła. Natomiast mniej więcej na środku ronda było pogotowie. Dotarłem do pogotowia, zadzwonili i natychmiast zawieźli mnie do szpitala przy ul. Szaserów” – relacjonuje Gutry.

Zapewnia też, że będzie walczył o odszkodowanie. „Będziemy żądali takiej sumy, żeby policja oduczyła się takich działań” – powiedział PAP Tomasz Gutry.

Piotr Duda: „Solidarność” tej sprawy nie odpuści

– Redakcje Tygodnika Solidarność i Tysol.pl wyrażają oburzenie i składają życzenia szybkiego powrotu do zdrowia – napisano w środę na Tysol.pl. – Tomek Gutry to fotoreporter zasłużony dla Solidarności i Tygodnika @tysol! Zawsze na pierwszej linii! Postrzelenie z broni gładkolufowej z kilku metrów ! To nie mialo prawa się zdarzyć! To musi skończyć się dymisjami w policji! – ocenił na Twitterze Krzysztof Świątek, dziennikarz „Tygodnika Solidarność” w latach 2004-2016.

– Znam Tomka od wielu lat, od czasu pracy w Tygodniku Solidarność. Doprawdy nie sposób go pomylić z jakimiś chuliganami. To oburzające, co się stało. Rozumiem, że można popełniać błędy przy tam dynamicznych wydarzeniach, z prowokacjami itp. Ale to nie powinno się wydarzyć – skomentowała Joanna Lichocka, posłanka PiS i członkini Rady Mediów Narodowych.

Lichocka odniosła się również do oświadczenia ministra spraw wewnętrznych i administracji Mariusza Kamińskiego tłumaczącego działania policjantów. – Szanowny Panie Ministrze, Mariuszu, wszystko jasne, tak trzeba. Ale nie wolno strzelać do fotoreporterów. Proszę o wyjaśnienie okoliczności postrzelenia Tomasza Gutrego. To co się stało jest niedopuszczalne – podkreśliła.

– Ta sprawa musi być jak najszybciej wyjaśniona. Mam nadzieję, że podobnie myślą inni dziennikarze. Postrzelenie fotoreportera Tygodnika Solidarność jest absolutnym skandalem – oceniła Dorota Kania z „Gazety Polskiej”.

Postrzelenie fotoreportera „Tygodnika Solidarność” skomentował też Piotr Duda, szef wydającej to pismo NSZZ „Solidarność”. – To jest coś nieprawdopodobnego. Oburzającego, szczególnie wobec przypadków pobłażliwości policji podczas zamieszek wywołanych przez bojówkarzy podczas Strajku Kobiet – ocenił. – Albo jesteśmy wszyscy równi wobec prawa, albo nie – dodał.

– Jak można strzelać w głowę starszemu panu, według jego relacji z odległości kilku metrów, z ogromnym, widocznym aparatem fotograficznym na szyi? Wyglądał aż tak groźnie? – spytał Duda. – Solidarność tej sprawy nie odpuści – zapowiedział.

Dziennikarze atakowani przez policjantów

Późnym wieczorem pojawiły się w internecie nagrania starć policjantów z chuliganami na stacji kolejowej Warszawa Stadion. Niektóre ujęcia pokazują, jak funkcjonariusze pałują także dziennikarzy i fotoreporterów.

Była tam Renata Kim z „Newsweek Polska”. – Nie martwcie się o mnie. Dostałam policyjną pałką po nerkach, więc mnie trochę boli, poza tym mam poparzoną rękę, bo ocieraliśmy twarz Azjacie, który został polany jakąś dziwną cieczą. Ale jestem w domu, bezpieczna – napisała na Facebooku.

Ludzie nie stawiali oporu, mieli aparaty i mikrofony, jeden wycierał jakąś lepką substancję z twarzy. Owszem, to są zamieszki, ale zgodzisz się, że lano nie tych co trzeba? – skomentował Marcin Makowski z „Do Rzeczy”. – Pałowani dziennikarze, bo chodziło o „utrzymanie porządku publicznego”. Fotoreporter postrzelony w twarz musiał tę twarz nosić na wysokości pasa, bo tylko do tej wysokości można używać broni gładkolufowej. Jest kilka pytań pytań do policji – stwierdził Dariusz Grzędziński z „Wprost”.

– Może kamienie poszły? Nie znasz całego tła – zasugerował Tomasz Szymborski. – Kamienie na dworcu? Z grupy dziennikarzy? Na filmie widać jak policja mija stojących i nagle robi w tył zwrot i zaczyna ich palowac. Nie broń bandytyzmu – odpowiedział mu Wojciech Wybranowski.

– Wojciechu, odpowiem na Twoje wątpliwości. Grupa osób która była na dworcu Warszawa Stadion rzucała w policję kamieniami z torowiska i petardami. Dziennikarze przez kilkanaście minut byli wzywani do opuszczenia dworca. Jak już wchodzą „białe kaski” to nie pytają kto jest kim – napisał Klaudiusz Slezak z Radia Nowy Świat.

Z kolei w pobliżu stacji PKP Stadion policjant spałował fotoreporterkę, która miała napisane „Press” na kasku.

Policja: jest nam przykro, wyjaśniamy okoliczności

W środę późnym wieczorem do zajścia, w którym ucierpiał Tomasz Gutry, odniósł się w oświadczeniu nadinspektor Paweł Dobrodziej, komendant stołeczny policji. Podkreślił, że w czasie marszu na rondzie de Gaulle’a doszło do dramatycznych wydarzeń.

– W tym przypadku mieliśmy do czynienia z brutalną agresją, która była ukierunkowana zarówno na mienie, jak i na policjantów. Przy tego typu działaniu niezbędne jest zdecydowanie. Stąd działania pododdziałów zwartych, ale i policjantów nieumundurowanych. Wydarzenia te należy określić jako realne zagrożenie dla życia i zdrowia policjantów – stwierdził. – W okolicach ronda obrażeń twarzoczaszki, pęknięcia oczodołu oraz urazu mięśnia lewego oka doznał jeden z interweniujący policjantów, który nadal przebywa w szpitalu. Nie może zatem dziwić, że w indywidualnych przypadkach policjanci użyli także broni gładkolufowej – poinformował.

Zapewnił, że celem działań policjantów w pododdziałach zwartych jest przywrócenie ładu i porządku. – W centrum wydarzeń oprócz nas zawsze są dziennikarze, z którymi współpracujmy, zapewniając im również bezpieczeństwo. W trakcie działań dynamicznych, gdy mamy liczne akty chuligańskie niestety może dojść do sytuacji, w której obrażeń doznają także osoby postronne. Nawet po użyciu środków przymusu bezpośredniego. Dlatego tak ważne jest, by miejsce naszych działań opuścić, z uwagi na swoje własne bezpieczeństwo – podkreślił szef Komendy Stołecznej Policji. –

Niestety bardzo poważnie wyglądają obrażenia, których doznał jeden z fotoreporterów. Po ludzku jest mi bardzo przykro. Liczę na szybki powrót do zdrowia Pana Tomasza – zapewnił nadinspektor Dobrodziej. – Wyjaśnimy dokładnie okoliczności tej sytuacji. Tak samo, jak wyjaśnimy każdą inną wątpliwość. Dlatego już wydałem polecanie, by sprawą tą zajął się Wydział Kontroli. Już teraz mogę jednak zapewnić, że broń gładkolufowa była użyta wobec chuliganów, a tu mieliśmy do czynienia z nieszczęśliwym wypadkiem – dodał.

Rzecznik stołecznej policji: na linii frontu część osób może doznać obrażeń

W poniedziałek rano nadkomisarz Sylwester Marczak, rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji, poinformował, że w czasie Marszu Niepodległości zatrzymano ok. 300 osób, natomiast 35 policjantów doznało obrażeń – jeden ma złamaną rękę, inny uszkodzony oczodół. Podkreślił, jak agresywnie zachowywali się niektórzy uczestnicy, ocenił, że w niektórych sytuacjach doszło do bitew z funkcjonariuszami.

– Bardzo często niestety tam gdzie są używane środki przymusu bezpośredniego pojawiają się sytuacje, że pomiędzy linią policjantów a osób protestujących pojawiają się dziennikarze, fotoreporterzy. My to rozumiemy, na ile jesteśmy w stanie pomóc, pomagamy. Ale niestety mogą się zdarzyć takie sytuacje, że część osób może doznać obrażeń – stwierdził nadkomisarz Marczak.

Powtórzył, że policji jest szczególnie przykro z powodu postrzelenia fotoreportera „Tygodnika Solidarność” i że ta sprawa jest wyjaśniania. Zwrócił uwagę, że zajścia, do których dochodziło podczas marszu, są niebezpieczne dla wszystkich obecnych tam osób.

Rzecznik KSP stwierdził, że w czasie starć z chuliganami policjanci poruszają się w zwartych grupach. – Policjant dba o bezpieczeństwo swoje i kolegi z prawej i lewej strony. W momencie kiedy ktoś do niego podbiega, nawet jeśli posiada aparat, dla policjanta to kwestia sekundy, żeby zareagować. Mogą się zdarzyć sytuacje, które nie powinny się zdarzyć – przyznał. – Ale pamiętajmy, że cały czas mówimy o linii frontu, bo tak należy to nazwać, wczoraj mieliśmy do czynienia po prostu z bitwą chuliganów, którzy przyszli walczyć – zaznaczył.

CMWP oczekuje „surowego ukarania osób winnych tych sytuacji”

Incydenty w czasie Marszu Niepodległości, w których ucierpieli dziennikarze, opisało w oświadczeniu Centrum Monitoringu Wolności Prasy działające przy Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich.

Organizacja zaapelowała do Komendanta Głównego Policji oraz ministra spraw wewnętrznych i administracji o „szczegółowe wyjaśnienie wszystkich okoliczności zajść, w których ucierpieli dziennikarze oraz domaga się surowego ukarania osób winnych tych sytuacji”. Zaznaczyła, że postrzelenie Tomasza Gutrego jest sprawą „najbardziej bulwersującą i wymagającą pilnego, skrupulatnego wyjaśnienia”.

CMWP przypomniało, że „fizyczne ataki na dziennikarzy, operatorów, czy fotoreporterów są jaskrawym naruszeniem zasady wolności słowa, która jest fundamentem ustroju każdego demokratycznego państwa i nigdy nie powinny mieć miejsca”. –

Bezpieczeństwo pracy osób relacjonujących wszelkie wydarzenia, w tym te wywołujące silne społeczne emocje, powinno być zawsze przedmiotem troski wszystkich stron zaangażowanych w sytuację konfliktową, a zgodnie z obowiązującym prawem one zobowiązane one są do zapewnienia dziennikarzom i osobom z nimi pracującym warunków pracy niezagrażających ich życiu i zdrowiu. Niedopuszczalne jest przy tym, by dziennikarze byli ofiarami działań policjantów, czyli osób stojących na straży ładu i bezpieczeństwa w państwie – podkreśliła organizacja.

Z kolei Stowarzyszenie Gazet Lokalnych w oświadczeniu wyraziło „zdecydowany i kategoryczny protest przeciwko agresji policjantów w stosunku do dziennikarzy i fotoreporterów, wykonujących swoje obowiązki służbowe podczas Marszu Niepodległości”.

– Tego typu zachowanie nie może mieć miejsca w demokratycznym kraju. Nie zgadzamy się na to, aby Polska Policja czerpała wzorce z białoruskiego Omonu, który zasłynął z ulicznych aktów przemocy wobec dziennikarzy – napisała organizacja.

– Wzywamy do opamiętania się i natychmiastowej dymisji osób, które 11 listopada 2020 r. wydały polecenie ataku na dziennikarzy i fotoreporterów, podczas których ucierpiał m.in. Tomasz Gutry, fotograf Tygodnika Solidarność – dodała.

RPO chce wyjaśnień od policji

Głos w tej sprawie zabrał również Rzecznik Praw Obywatelskich. W oświadczeniu stwierdził, że „z ogromnym niepokojem obserwuje pojawiające się w mediach informacje o przypadkach zastosowania przez funkcjonariuszy przemocy fizycznej wobec dziennikarzy”.

Krytycznie ocenił postrzelenie fotoreportera „Gościa Niedzielnego” przez policję. – Opisana sytuacja budzi ogromne wątpliwości z punktu widzenia wolności słowa i bardzo negatywnie wpływa na zaufanie obywateli do policji jako formacji powołanej do zapewniania bezpieczeństwa – skomentowano w oświadczeniu.

– Przedstawiciele mediów powinni pozostać bezstronnymi obserwatorami wydarzeń. Dotyczy to zwłaszcza demonstracji, starć i działań o charakterze siłowym. Status dziennikarza czy fotoreportera gwarantuje, że nie zostaną oni potraktowani jako jedna ze stron konfliktu – zaznaczono.

Według RPO „prawo do relacjonowania demonstracji przysługuje dziennikarzom niezależnie od tego, czy zgromadzenia mają legalny charakter czy pokojowy przebieg”, natomiast „nielegalne demonstracje czy agresywny przebieg zgromadzenia może tym bardziej uzasadniać dostęp mediów do tego wydarzenia”.

– Co więcej, fakt, że demonstracja ma nielegalny charakter czy agresywny przebieg zwiększa ryzyko konieczności zastosowania środków przymusu wobec protestujących, A to tym bardziej uzasadnia potrzebę zapewnienia mediom swobodnego dostępu do demonstracji oraz możliwości nagrywania wydarzenia wraz z interwencją policji – dodano w oświadczeniu.

Zastępca RPO Stanisław Trociuk zwrócił się do komendanta stołecznego policji Pawła Dobrodzieja „o wyjaśnienie powodów sytuacji z 11 listopada oraz informację, jakie zamierza podjąć działania, aby do takich groźnych sytuacji nie dochodziło w przyszłość”.