Malinowski 10 czerwca 2017 roku robił relację z protestu przeciwko zmianom w prawie o zgromadzeniach, które dawały przywileje manifestacjom prorządowym (pozwalały na wcześniejsze zgłaszanie cyklicznych zgromadzeń, jak np. miesięcznica smoleńska). W ramach protestu obywatele usiedli na trasie przemarszu miesięcznicy smoleńskiej, w której brali udział politycy PiS na czele z Jarosławem Kaczyńskim.
Malinowski robił dziennikarską relację z wydarzenia, ale został oskarżony o to, że przeszkadzał w legalnym zgromadzeniu, jakim była miesięcznica – według orzekającego wówczas sędziego Mitery Malinowski naruszył artykuł 52 par. 2 pkt 1 kodeksu wykroczeń, który mówi o odpowiedzialności za przeszkadzanie legalnemu zgromadzeniu, oraz artykuł 52 par. 3 pkt 2 kodeksu wykroczeń za rzekome niepodporządkowanie się poleceniom o rozejście się.
Malinowski odwołał się od tego wyroku, a Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił go. Sąd orzekł, że Malinowski nie brał czynnego udziału w kontrmiesięcznicy ani nie zagłuszał okrzykami pochodu smoleńskiego. Wyrok jest prawomocny.
Mariusz Malinowski mówi, że spodziewał się takiego orzeczenia. – Bo nadal, mimo wszystko, wierzę w uczciwość i niezawisłość polskiego sądu – mówi Malinowski. – Dziennikarze wiedzą, jakie mają prawa, a wiedząc to, nie będą bać się z tych praw korzystać. Teraz jest to szczególnie ważne, żeby dziennikarze nie bali się dokumentować różnych nadużyć po stronie władzy, a mogliby, gdyby wyrok był inny – dodaje.