– Proszę nie odmawiać nikomu działań, które jak w tym przypadku, są oparte na ryzyku. Rynek to zweryfikuje. Za dwa-trzy lata zobaczymy czy wszyscy przeżyją, kto będzie w jakiej kondycji, jak będzie oceniany. Dziś się tym nie przejmuję – mówi w rozmowie z Wirtualnemedia.pl Kuba Strzyczkowski, który będzie wiceprezesem spółki powołującej internetowe Radio 357.
Grupa dziennikarzy pracujących jeszcze do niedawna w radiowej Trójce ogłosiła w poniedziałek start nowego projektu: Radia 357. Z początku nadawać ma w internecie, z czasem jednak ekipa będzie starała się o koncesję na nadawanie naziemne.
W zespole znaleźli się m.in. Kuba Strzyczkowski (który będzie wiceprezesem spółki powołującej internetowe Radio 357), Piotr Kaczkowski, Marcin Łukawski, Piotr Stelmach, Katarzyna Borowiecka, Michał Olszański, Agnieszka Obszańska, Paweł Sołtys, Tomasz Michniewicz, Ernest Zozuń, Ola Budka, Marcin Cichoński, Marek Brzeziński, Katarzyna Kłosińska, Tomasz Rożek, Filip Jaślar, Łukasz Błąd, Gabi Darmetko, Iza Woźniak, Daniel Wyszogrodzki, Krzysztof Szubzda, Roma Leszczyńska, Tomasz Jeleński, Organek i Marta Malinowska.
Pierwszy zakładany cel zbiórki – 50 tys. złotych – udało się osiągnąć w kilka godzin od jej ogłoszenia. Twórcy projektu Radia357 mają zorganizować koncert w podziękowaniu dla ekipy Listy Przebojów, która pod koniec maja br. odeszła z Polskiego Radia.
Kolejny próg zbiórki – 200 tys. złotych – zakłada uruchomienie platformy podcastowej, w której będzie można posłuchać wybranych audycji. Ta kwota została zebrana już w piątek – w poniedziałek rano było to już 217 tys. zł (ponad 8,5 tys. patronów deklaruje, że miesięcznie będzie wpłacać 212 tys. zł).
Docelowo miesięczne utrzymanie rozgłośni ma kosztować około 500 tys. złotych i tyle pieniędzy potrzeba również na start radia. Początkowo zespół chce nadawać przez internet, ale ich celem jest trafić na fale FM.
OSIĄGNĘLIŚMY DRUGI PRÓG!!! 200 TYS.!!! ZREALIZUJEMY ZATEM PLAN BUDOWY DLA PAŃSTWA (PRZYNAJMNIEJ) PLATFORMY…
Opublikowany przez Radio 357 Sobota, 10 października 2020
Kuba Strzyczkowski: czeka nas walka o życie zawodowe
Pracował pan w Polskim Radiu 33 lata. Po odwołaniu z funkcji dyrektora Trójki długo się pan zastanawiał nad odejściem?
Ta decyzja zapadła niewspółmiernie szybko w porównaniu do czasu przepracowanego w Polskim Radiu. Gdy w sierpniu zostałem zaproszony przez zarząd na prezentację nowej ramówki Trójki, byłem przekonany, że będziemy rozmawiać o jej promocji, tymczasem usłyszałem, że zapadła decyzja o moim odwołaniu. Nie bardzo miałem ochotę na zostanie w takim towarzystwie. I myślę tu o zarządzie. Wracając wówczas do Trójki na Myśliwiecką wiedziałem, że rozstanę się z Polskim Radiem. Okazało się, że mam jeszcze sporo urlopu, więc od następnego dnia zacząłem z niego korzystać. Pojechałem żeglować po Bałtyku.
Komu wręczył pan swoje wypowiedzenie?
Formalnie pracownikiem Polskiego Radia nie jestem od 9 października. Wypowiedzenie zaniosłem do swojego byłego sekretariatu na Myśliwiecką. Złożyłem je na ręce nowego dyrektora Trójki, rezygnując jednocześnie z trzymiesięcznego okresu wypowiedzenia.
Skąd taka decyzja?
Chciałem uniknąć ze strony Polskiego Radia zarzutów dotyczących działania na rzecz konkurencyjnych podmiotów. Chcę opowiadać i reklamować nowe przedsięwzięcie – Radio 357. Poza tym chciałem mieć czystą głowę i być wolnym człowiekiem. Nie zdawałem sobie nawet sprawy jak z tej swobody będę się cieszył. Jestem w grupie wspaniałych ludzi, w której myślimy o radiu podobnie. Nic nas nie ogranicza. Możemy zbudować ten swój świat radiowy na nowo.
Wspominał pan o żeglowaniu. Można powiedzieć, że płynąc łódką z napisem „Stara Trójka” próbowano dokonać nagłego zwrotu i rozpadała się ona na dwie części. Jedna nazywa się Radio Nowy Świat, a druga – Radio 357.
Znalazłem ostatnio taki mem w Internecie: na zdjęciu uwieczniono słynne spotkanie byłego dyrektora Trójki Tomasza Kowalczewskiego i prezes radia Agnieszki Kamińskiej z senacką komisją kultury i środków przekazu (dotyczyło odwołania listy przebojów Trójki po wygraniu jej przez piosenkę „Twój ból jest lepszy niż mój” – przyp.red.). Ktoś dowcipnie dopisał zdanie: „Postanowili zlikwidować radio, a oni założyli dwa nowe”.
Nowe stacje będą ze sobą konkurować.
Kompletnie nie rozumiem tej próby naszkicowania jakiegoś konfliktu pomiędzy radiem Nowy Świat a 357. Wiem jak działają media i rozumiem, że portale szukają sensacji. Ja bym jej nie szukał, w tej sytuacji jej nie ma.
Ale to Marcin Kydryński z RNŚ powiedział, że powstanie Radia 357 oznacza, że byli dziennikarze Trójki nie potrafią niczego zrobić razem.
Owszem. Ale wydaje mi się, że to nie była szczęśliwa wypowiedź. Myślę, że przemawiał przez niego pewien żal. I przyznam, że go rozumiem. Pewnie po części chciał, żebyśmy się spotkali w jednym miejscu. Ale to niemożliwie i to z bardzo wielu powodów.
Jakich?
Po pierwsze trzeba myśleć przytomnie. Takie twory jak radia internetowe, nawet z szerszymi ambicjami, będą mieć określone budżety. Czyli działać z ograniczeniami finansowymi. Radio Nowy Świat to około 60 osób, a Radia 357 blisko 40 osób. Znalezienie pieniędzy na utrzymanie całej grupy 100-osobowej jest szalenie trudne. Moim zdaniem nawet niemożliwe.
Radio 357 ma potrzebować miesięcznie 500 tys. zł.
Proszę pamiętać, że to środki na wyposażenie, sprzęt, infrastrukturę. To lwia część zbiórki. Myślę, że my początkowo będziemy pracować za darmo. To będzie wolontariat. Ale z czasem, gdy pojawią się partnerzy biznesowi, stać nas będzie na skromne honoraria. Ale naprawdę skromne. Nikt nie przychodzi do Radia 357 z nadzieją zarabiania poważnych pieniędzy.
Kuba Strzyczkowski będzie dyrektorem Radia 357?
Koledzy zaproponowali mi stanowisko wiceprezesa spółki, w której udziały będą mieli dziennikarze tworzący to radio. Wolałbym unikać stanowiska redakcyjnego i skupić się na działalności antenowej.
Bo sparzył się pan na szefowaniu Trójce?
Powiedziałem kolegom, że nie mam takich ambicji. Ale jeżeli będzie taka potrzeba to nie chce unikać ani pracy ani odpowiedzialności. Oczywiste jest, że strukturę trzeba będzie stworzyć. Już dziś podzieliliśmy się pewnymi obowiązkami i to działa. Decyzje szybkie zapadają przez aklamację. Na wybór kierownictwa przyjdzie czas.
Był pan dyrektorem Trójki trzy miesiące. Gdy powoływano pana w maju, by ugasić burzę po anulowaniu listy przebojów i odejściu Marka Niedźwieckiego, można było przewidzieć, że to się nie uda?
Gdy podejmowałem tę decyzję nie było wiadomo, jak się nasze losy potoczą. Mówiłem, że to było ryzykowne. To, że może się to skończyć jak się skończyło, też zakładałem. Ale istniała szansa oparta na silnej nadziei, że wszystko potoczy się inaczej. Że uda się w Trójce stworzyć enklawę normalności. Ta decyzja była oparta na akceptacji zespołu. Nie tylko ja byłem wariatem, który się łudził. Wszyscy chcieliśmy ten los kupić mając świadomość, że może być pusty. Trzeba było to sprawdzić. Gdybym miał podjąć tę decyzję jeszcze raz, zrobiłbym to samo.
Rzeczywistość pokazała, że szybko doszło do konfliktu z zarządem. O braku zgody na przeprosiny dla Marka Niedźwieckiego na stronie Trójki sam pan otwarcie informował na Facebooku.
Atakowałem, bo byłem atakowany. Zarząd już od pierwszego dnia, kiedy objąłem stanowisko utrudniał mi życie. Dostawałem pisma z uwagami dotyczącymi mojej działalności, o rzekomym przekroczeniu kompetencji. Zarzucano mi, że bez konsultacji i zgody zarządu zorganizowałem akcję pomocy charytatywnej dla fundacji „Szczęśliwej drogi”. Chociaż zarząd był o sprawie informowany trzy dni przed rozpoczęciem zbiórki. Takich przykładów było mnóstwo. Moje wnioski dotyczące powołania wicedyrektora Trójki nie były rozpatrywane, odesłano mi nawet taki wniosek niepodpisany. Byłem w sporze z zarządem, nie ukrywam tego. Musiałem pewne sprawy wyjaśniać słuchaczom. Jak to jest, że Strzyczkowski na antenie przeprosił Niedźwieckiego, ale nie pojawiły się one na stronie internetowej. Ale szef anteny nie ma wpływu na stronę, bo ona ma innego dyrektora, który podlega pod zarząd. Chociaż taki układ wydaje mi się dziwny.
Uważa pan, że jest miejsce na rynku na Radio Nowy Świat i Radio 357?
Oczywiście, że tak. Mamy multum stacji radiowych w Polsce – ogólnopolskich, lokalnych, internetowych. Zresztą nawet czytałem komentarze słuchaczy, że to nikomu nie przeszkadza. Pod jednym przyciskiem ktoś będzie miał zaprogramowane Radio Nowy Świat, pod drugim Radio 357, a pod trzecim i czwartym jeszcze inne stacje. Nie widzę tutaj problemu. Proszę nie odmawiać nikomu działań, które jak w tym przypadku, są oparte na ryzyku. Rynek to zweryfikuje. Za dwa-trzy lata zobaczymy czy wszyscy przeżyją, kto będzie w jakiej kondycji, jak będzie oceniany. Dziś się tym nie przejmuję.
Łatwo było przekonać Marka Niedźwieckiego do współpracy z Radiem 357?
Te rozmowy prowadził Piotr Stelmach, a Marek sam wytłumaczył dlaczego się zgodził. Powiedział bardzo piękne zdanie: nie wyobraża sobie, że miałby opuścić ludzi, którzy stali za nim murem, od miesięcy lojalnie domagali się dla niego przeprosin od strony zarządu Polskiego Radia i jego powrotu na antenę.W sprawie jego powrotu do Trójki próbowałem swoje zrobić, ale opór pani prezes był niemal legendarny. Jeżeli ktoś za wszelką cenę chce sobie zaszkodzić, no to ja staram się być w takich sytuacjach wyrozumiały, w pewnym momencie akceptuje, że ktoś chce skoczyć do pustego basenu.
Nie ma pan żalu, że nie udało się pożegnać ze słuchaczami na antenie Trójki?
Nie miałem takich pomysłów. Pachnie mi to tanim sentymentalizmem. Poza tym będzie okazja w nowej stacji się z nimi przywitać.
No właśnie. Sytuacja na debiut trudna. Przez sytuację z koronawirusem mówi się o dużym kryzysie. A w Polsce nagle to czas na tworzenie internetowych stacji?
Chcemy ruszyć w grudniu. Kryzys to znakomity czas na założenie rozgłośni. Moim zdaniem z cyklami w gospodarce jest jak z porami roku. Po nieprzyjemnej zimie przychodzi wiosna i lato. Jeżeli poradzimy sobie teraz, to tym bardziej poradzimy sobie za parę lat. Ale mam świadomość, że to co w tej chwili robimy, to swoista Sparta. Tu nie ma żartów. Czeka nas dużo ciężkiej pracy. To walka o życie zawodowe.