Hakuna matata

Czy jest ktoś w gronie dzieci, dorosłych i seniorów, kto nie zna przepięknej piosenki „Hakuna matata” z filmu „Król lew”? Hakuna matata, jak cudownie to brzmi, Hakuna matata, to nie byle bzik! Już się nie martw, aż do końca twych dni! Naucz się tych dwóch radosnych słów: hakuna matata! – podśpiewywane jest niemal powszechnie. Gdyby Jerzy Machura te słowa, (które przecież w tekście swej opowieści przytacza, wyjaśniając, że w suahili to nic innego, jak „nie ma sprawy”), a nie „Twarze Afryki” zrobił tytułem swej książki – miałby wydawniczy szlagier. A tak, to mimo swej ciekawej, bogatej reportersko-dokumentalnej fabuły, pozycja ta nieco zginie w bogatej rynkowej ofercie tego typu wakacyjnych wspomnień. Szkoda, bo to nie jednorazowe reminiscencje, a kwintesencja wielokrotnych, z kilku lat, kontaktów autora z Czarnym Lądem.

Opowieści, a jest ich dziesięć, wartko się czyta, nadto wzbogacone są one ponad pięćdziesiątką fotogramów także Jerzego Machury autorstwa. Rzecz jest o Afryce, zwłaszcza o Kenii, z przeznaczeniem dla tych, którzy raczej się tam (mimo posiadanych marzeń) nie wybiorą. Machura wskazuje jednak im kilku Polaków (i Polonusów), jacy zrządzeniem losu lub realizując życiową pasję – dotarli w podrównikowe rejony. A więc można! Sam Jerzy Machura jest tego przykładem.

Afrykę prezentowaną jego piórem widzi się i czuje. Doświadcza się jej na plaży lub w hotelu turystycznego kurortu, w slamsach Mobassy, w reprezentacyjnych miejscach Nairobi, podczas fotograficznego safari i lotu awionetką nad Kilimandżaro. Jest się tam wraz z autorem. Żal, że nie osobiście. Ale jeśli bardzo, bardzo  się tego chce, to – hakuna mata. Można wybrać się do Kenii, owego światowego, wręcz „biblijnego” rezerwatu. „Twarze Afryki” zachęcają. Wystarczy wejść na stronę internetową jakiegoś biura podróży i… polecieć.

Machura Jerzy: Twarze Afryki. Warszawa: Warszawska Firma Wydawnicza. 2019, ISBN 978-83-8011-926-0.

Zbigniew Paweł Szandar