Historii nie da się poprawić

Gdzie ja żyję

Jan Dziadul

Gierek i Ziętek – czy mieliby szansę w demokratycznych wyborach? Takie m.in. pytanie zadaje Kazimierz Zarzycki w książce „Moja melodia PRL-u”. W swoim życiu spotkał wiele Person Godnych i Niegodnych, które przedstawia w końcowym Alfabecie. ABC otwiera Bednorz Herbert i Blida Barbara… Potem Durczok, familia Gierków, Kempski i Kutz, dalej Mitręga, Religa, „Krwawy Maciej” Szczepański, wreszcie gen. Ziętek. Pośrodku – wielu innych. Oto zarys mocno okrojony, żeby uchylić tylko rąbka tajemnicy.

Barbara Blida, polityk. Basię poznałem stosunkowo późno, przez Jarka Pojdę, rodowitego Ślązaka (…). Odczuwałem niedosyt śląskości i Basia – lotna, wymowna, bystra – powoli ten apetyt zaspokajała. Wysoko wyrastała ponad tradycyjne śląskie kobiety, uwięzione w bermudzkim trójkącie: kuchnia, kościół, dzieci. U Blidów to ona była głową rodziny. Należała do tych Ślązaczek, które wyszły przed typowy szereg. Tak jak Ślązacy: Jerzy Ziętek, Kazimierz Kutz, Tadeusz Pyka czy Wilhelm Szewczyk (…). Niegdyś Basia ostro zareagowała na jakieś cwaniactwa: – Nie ze mną takie numery, honor Ślązaczki mi na to nie pozwala!

Honor Ślązaczki… Żyję z wyrzutami sumienia, że do końca go nie zrozumiałem. Dwa tygodnie przed śmiercią mówiła, że jest nękana, prześwietlana, że ciągle musi się tłumaczyć ze spraw, o których mało wie… Że dostaje pogróżki. Że nie wie, czy wytrzyma te codzienne upokarzania i prześladowania. Że jeśli się to wszystko nie skończy, to ona… To pożegnanie śni mi się po nocach, mam do siebie żal, że nie wyłapałem tego sygnału… – Baśka, nie gadaj tak… Ty, śląska siłaczka, boisz się? – zbyłem ją.

Kamil Durczok, dziennikarz, któremu się nie udało. Śledziłem jego karierę z sympatią, bo nieczęsto zdarza się, że „chłopak ze Śląska” idzie po głównych telewizjach jak burza. Do tego był moim studentem na dziennikarstwie. Z upływem lat zaczęło mnie coraz bardziej mierzić jego zadufanie. Mówiłem mu, jak mówiono u mnie w domu: wyżej d… nie podskoczysz… Ale on podskakiwał. Spadł boleśnie. Gdyby nie pomocna dłoń Marianny, bez reszty pogrążyłby się w celebryckim bagnie. Wyciągnęła go z niego i pomogła strzepnąć błoto. Kiedy stało się to, co się stało – zdjęła go ze swojego życia, jak się zdejmuje rękawiczki. Był sobie zdolny dziennikarz, który nazywał się Durczok. Rozum chodzi różnymi drogami – może trafi i do Kamila, czego serdecznie mu życzę.

Grudzień Zdzisław, aparatczyk. W przypływie szczerości opowiadał mi Edward Gierek, że nie jest prawdą, jakoby Grudzień miał we Francji jakąś komunistyczną przeszłość. Może trochę obracał się w kręgu młodzieżowych organizacji, ale faktycznie był grajkiem weselnym. Akordeonistą. To kolejna z postaci, której życie wyrządziło krzywdę – powinien pozostać przy akordeonie.

Religa Zbigniew, mocarz kardiochirurgii. Bliżej poznaliśmy się w końcówce lat osiemdziesiątych, kiedy byłem szefem katowickiego PRON, a Zbyszek aktywnym jego uczestnikiem. W „Tak i Nie” wielokrotnie domagaliśmy się dla niego profesury, ale coś stało na prze-szkodzie. Styl życia i bycia, długoletni pobyt w klinikach USA? Dopiero w 1990 r. został profesorem Śląskiej Akademii Medycznej, a po pięciu latach – belwederskim. Po powrocie Zbyszka do Warszawy, spotykaliśmy się już nie tak często. Był już ministrem zdrowia, kiedy wyznał, że zaczyna liczyć swoje dni. Słuchałem ze łzami w oczach. – Cudów nie ma – wierz zatwardziałemu ateiście. To było ostatnie spotkanie.

Smolorz Michał, publicysta, felietonista, wyrocznia. Kutzowi nie podobała się nonszalancja Michała i poza „synka”, który zjadł wszystkie rozumy. Mnie z kolei jego młoda zadziorność imponowała, wkurzało natomiast szufladkowanie ludzi: komuniści, esbecy, katoliccy, prostacy… I już miał ich na liście skreślonych. Kiedy jesienią 1981 r. wybierałem się do biskupa Herberta Bednorza, Michał poprosił: – Szefie, ktoś mi szyje buty, rozpowiada w kurii, że jestem wtyczką SB… Powiedziałem o tym purpuratowi. Machnął ręką: – To absurdalne, ja przecież nawet nie znam pana Smolorza…

Ziętek Jerzy. Jorg. Cokolwiek by powiedziano o Wielkim Jorgu – zawsze pozostanie niedosyt i tajemnice ginące w mroku jego i naszych dziejów. Przedwojenny poseł Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem, włodarz Radzionkowa, gdzie rozpędzał komunistyczne demonstracje. – Bo, synek, szły bez zezwolenia!

Nie miał prawa przeżyć w ZSRR, jak nie mieli go ci z Katynia, Miednoje, Ostaszkowa… Przeżył. Dlaczego?

I tak gra Zarzycki swoją „Melodię…” I po cholerę, kiedy inni palą mosty łączące z PRL- em? Bo tak było. Historii nie da się poprawić. Trzeba z nią żyć.

„Melodia…” dostępna jest w Księgarni „Wolne Słowo” w Katowicach, ul. 3 Maja 31 i u wydawcy: Pol-Sil-Jan Dziadul, j.dziadul@polityka.com.pl

Jan Dziadul,
felietonista
redakcja@dz.com.pl