Centrum Monitoringu Wolności Prasy przy Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich wyraziło protest przeciw wyrokowi skazującemu byłego dziennikarza i wydawcę „Wprost” za zachowanie wobec funkcjonariuszy ABW. – Przypisywane dziennikarzom zarzuty nie miały miejsca, a sąd zlekceważył swoim wyrokiem zarówno wszystkie okoliczności tego zdarzenia, jak i ich kontekst czyli ważny interes społeczny – ocenia organizacja.
W środę były dziennikarz „Wprost” Michał Majewski poinformował, że on i wydawca tego tygodnika Michał M. Lisiecki zostali skazani przez Sąd Rejonowy w Warszawie na odpowiednio na 18 i 20 tys. zł grzywny w procesie karnym. Sąd uznał ich za winnych czynu z art. 234 Kodeksu karnego stanowiącego, że „podlega karze ten, kto stosuje przemoc lub groźbę bezprawną w celu zmuszenia funkcjonariusza publicznego do przedsięwzięcia lub zaniechania prawnej czynności służbowej”.
Chodzi o zachowanie Majewskiego i Lisieckiego wieczorem 18 czerwca 2014 roku w gabinecie Sylwestra Latkowskiego, ówczesnego redaktora naczelnego „Wprost”. Do redakcji przyszła grupa funkcjonariuszy ABW, żeby na polecenie prokuratora wziąć nośniki z nagraniami podsłuchanych rozmów polityków i biznesmenów, które kilka dni wcześniej ujawnił tygodnik. Latkowski nie pozwolił sobie odebrać laptopa.
Dlaczego sprawa w trybie karnym trafiła do sądu? Prokuratura podjęła ją z urzędu, ale umorzyła, nie dopatrując się znamion naruszenia prawa. Natomiast Józef Gacek, który nadzorował funkcjonariuszy ABW w redakcji „Wprost”, złożył subsydiarny akt oskarżenia.
Michał Majewski zapowiedział złożenie apelacji od wyroku. Decyzję sądu w środę i czwartek skrytykowało wielu dziennikarzy aktywnych na Twitterze.
Michał Majewski: walczyliśmy o zachowanie tajemnicy dziennikarskiej
„Niestety ten wyrok ma dla mnie charakter sztampowy, jednowymiarowy. Pani sędzia nie wzięła pod uwagę szerszych okoliczności, które występowały w tej sprawie” – powiedział PAP Michał Majewski, który w 2014 roku był dziennikarzem tygodnika „Wprost”, a dzisiaj jest partnerem w firmie doradczej.
Dodał, że w ustnym uzasadnieniu wyroku, który zapadł w poniedziałek, jest „dużo stwierdzeń bardzo dyskusyjnych, między innymi takie, że tłum, który zebrał się pod gabinetem (Sylwestra) Latkowskiego (wówczas redaktora naczelnego „Wprost” – red.) był agresywny”. „A ci ludzie po prostu krzyczeli +wolne media+ i do agresji było tam bardzo daleko” – wyjaśnił.
Podkreślił, że dziennikarze podczas akcji ABW w redakcji „Wprost” walczyli o zachowanie tajemnicy dziennikarskiej. „Jeżeli ktoś prosi, żeby nie podawać źródeł informacji i zachować w tajemnicy dane informatora, to dziennikarz musi się tego trzymać” – zaznaczył.
„Tymczasem ci funkcjonariusze służb chcieli Latkowskiemu wyrwać komputer, w którym on miał dokumentację licznych historii dziennikarskich, również opartych na rozmowach ze źródłami, które chciały zachować anonimowość. O to nam w tej sprawie tylko chodziło” – tłumaczył.
Jak powiedział, liczy, że sprawa zakończy się dla niego dobrze w apelacji, którą zamierza wnieść. „Prokuratura przecież umorzyła tę sprawę i nie znalazła powodów do stawiania nam oskarżeń (w 2015 r. – red.). Pan prokurator Józef Gacek się z tym nie zgodził i poszedł z subsydiarnym aktem oskarżenia do sądu przeciwko nam, i sąd zdecydował się nas ukarać, ale liczę na rozwagę i spokój, że to się wszystko dobrze skończy” – powiedział Majewski.
„Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz, że w tej sprawie solidarnie wystąpiło środowisko dziennikarzy niezależnie od poglądów. Byli tam dziennikarze mediów lewicowych, liberalnych, ale też tych sytuujących się po prawej stronie. Była tam pełna paleta i przy akurat tej sprawie dotyczącej źródeł informacji, takich fundamentalnych zasad dziennikarstwa, wszyscy byli przeciw i wszyscy stanęli w naszej obronie. To było budujące i ważne” – zaznaczył.
Majewski opisał sprawę wyroku w środę na stronie internetowej „Wprostu”. „Mały finał sprawy miał miejsce przed dwoma dniami. Sędzia Monika Tkaczyk-Turek z Sądu Rejonowego w Warszawie, w procesie z oskarżenia Józefa Gacka, prokuratora dowodzącego akcją we Wprost, uznała mnie za winnego i skazała na 18 tysięcy złotych grzywny z artykułu 224 § 2 kodeksu karnego” – napisał.
Przypomniał, że według art. 224 § 2 podlega karze ten, kto stosuje przemoc lub groźbę bezprawną w celu zmuszenia funkcjonariusza publicznego do przedsięwzięcia lub zaniechania prawnej czynności służbowej. Wyjaśnił, że 18 czerwca 2014 roku funkcjonariusze ABW w redakcji „Wprost” zażądali od dziennikarzy wydania nośników z nagraniami. „Pamiętam zdziwioną minę kapitana Grzegorza Czechowicza z ABW, gdy mówiliśmy mu, że nie posiadamy nośników (płyt, dyskietek, szpulowych taśm z nagraniami), a jedynie link do chmury Google, gdzie informator umieścił nagrania. Mieliśmy wrażenie, że rozmówcy nie rozumieją, co staramy się im spokojnie wytłumaczyć” – napisał Majewski.
„Na koniec uwaga. Rozumiem, że toczy się gorący spór między częścią polityków i środowiskiem sędziowskim. Proszę pamiętać o jednym. Tamto zachowanie, sprzeciw wobec użycia przemocy wobec dziennikarza, podstawowa dla reportera kwestia ochrony źródeł nie miała nic do polityki. Kompletnie nic. Mówiąc krótko, identycznie zachowałbym się, gdyby tego laptopa wyrywali agenci służb nadzorowani przez jakąkolwiek inną władzę. Nie budują zaufania, wiary w wymiar sprawiedliwości wyroki, w których przestępstwem nazywa się zachowania etyczne, moralnie właściwe i broniące zasad wolności prasy. Nie dopuszczam do siebie myśli, że sprawa może skończyć się opisanym rozstrzygnięciem. I liczę tu na roztropność, rozsądek i wyobraźnię apelacji” – podkreślił w swoim artykule Michał Majewski.
„Wyrok narusza zasadę wolności słowa”
Oświadczenie w tej sprawie wydało Centrum Monitoringu Wolności Prasy działające przy Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich, wyrażając stanowczy protest.
– W ocenie CMWP SDP wyrok ten narusza fundamentalną dla ustroju demokratycznego zasadę wolności słowa. Przypisywane dziennikarzom zarzuty nie miały miejsca, a sąd zlekceważył swoim wyrokiem zarówno wszystkie okoliczności tego zdarzenia, jak i ich kontekst czyli ważny interes społeczny, jakim było zarówno ujawnienie treści nagrań z podsłuchów, jak i ochrona tajemnicy dziennikarskiej związanej z ich publikacją – skomentowała organizacja.
Zwróciła uwagę, że takie decyzje sądowe mogą wywoływać tzw. efekt mrożący. – Skazywanie dziennikarzy bez uwzględniania wszystkich okoliczności wykonywanej przez nich pracy i bez uwzględniania kontrolnej funkcji mediów w demokratycznym państwie prowadzi przy tym do uruchomienia i upowszechnienia w pracy dziennikarskiej mechanizmu autocenzury, czyli samoograniczania się także innych dziennikarzy i nie podejmowania przez nich w publikacjach trudnych i kontrowersyjnych problemów społecznych, co w oczywisty sposób niszczy zasadę wolnego słowa i prowadzi do ograniczenia swobód obywatelskich – opisano.
CMWP podkreśliło, że „zarówno na gruncie prawa krajowego jak i międzynarodowego wolność słowa i prasy stanowią podstawowe swobody i wartości, do których ochrony obowiązane są wszystkie instytucje państwowe”, a wyrok skazujący Majewskiego i Lisieckiego „zdecydowany sprzeciw, nie sposób bowiem przyjąć, by wskazane wyżej orzeczenie miało się przyczynić do wzmocnienia demokracji czy respektowania zasady wolności słowa”.
Organizacja zadeklarowała, że może udzielić skazanym nieodpłatnej pomocy prawnej w przypadku składania przez nich apelacji od wyroku.
Średnia sprzedaż tygodnika „Wprost” w listopadzie 2019 roku wyniosła 13,6 tys. egz.