Pełny program wyborczy Prawa i Sprawiedliwości został udostępniony w sobotę na stronie internetowej partii. Dokument, zatytułowany „Polski model państwa dobrobytu”, liczy 230 stron.
We fragmencie dotyczącym wolności i pluralizmu przypomniano, że jesienią 2017 roku przyjęta została nowelizacja Prawa prasowego, w której sprecyzowano zapisy dotyczące autoryzacji (wyznaczono m.in. limity czasowe dla udzielających wypowiedzi) oraz usunięto przepis stanowiący, że dziennikarz ma obowiązek „realizowania ustalonej w statucie lub regulaminie redakcji, w której jest zatrudniony, ogólnej linii programowej tej redakcji”. Wprowadzono natomiast możliwość odmówienia przez dziennikarza wykonania polecenia służbowego, które wiąże się z naruszeniem zasady rzetelności, obiektywizmu i staranności zawodowej.
– Zlikwidowaliśmy w prawie prasowym relikty ery PRL. Zliberalizowaliśmy przepisy dotyczące autoryzacji. Niekorzystnych wywiadów nie można już blokować lub zmieniać w taki sposób, aby wypaczać ich sens. Dziennikarz nie jest już ścigany za opublikowanie wywiadu bez zgody rozmówcy, jeżeli publikacja odzwierciedla rzeczywistą rozmowę. Ograniczyliśmy prawo ingerencji wydawcy w materiały dziennikarskie oraz zlikwidowaliśmy przepis pozwalający zwolnić dziennikarza z pracy za pisanie prawdy, która nie była zgodna z linią redakcyjną – wyliczono w programie.
Ustawowa regulacja zawodu dziennikarza, możliwe wykreślenie art. 212 KK
PiS ma kolejny pomysł na regulacje dotyczące pracy dziennikarskiej. – Ze względu na odpowiedzialność i szczególne zaufanie, jakim cieszy się profesja dziennikarza, należałoby również stworzyć zupełnie odrębną ustawę regulującą status zawodu (ustawa o statusie zawodowym dziennikarza) – zapowiedziano.
– Wprowadzałaby ona rozwiązania podobne do tych, jakie mają inne zawody zaufania publicznego, np. prawnicy lub lekarze. Głównym celem zmiany powinno być utworzenie samorządu, który dbałby o standardy etyczne i zawodowe, dokonywał samoregulacji oraz odpowiadał za proces kształtowania adeptów dziennikarstwa – dodano.
Partia rządząca zaznaczyła, że w takiej sytuacji możliwe byłoby wykreślenie z Kodeksu karnego art. 212, na mocy którego można kierować wobec dziennikarzy prywatne akty oskarżenia za zniesławienie. – Bo powstałaby gwarancja nienadużywania mechanizmów medialnych w sposób nieetyczny – uzasadniono. – Ustawa ta nie będzie jednak w żadnym stopniu ograniczać zasady otwartości zawodu dziennikarza – zaznaczono.
PiS chce osłabić dyrektywę o prawie autorskim
W programie PiS zapewnia, że „konsekwentnie broni wolności słowa i wolności mediów w Internecie”. – Mimo świadomości zagrożeń, jakie niesie ze sobą dynamiczny rozwój mediów elektronicznych, opowiadamy się zasadniczo przeciwko ograniczaniu wolności w tych mediach. Stoją one często na straży wartości demokratycznych i zapewniają swobodę twórczą każdemu użytkownikowi – wyjaśniono.
Od połowy ub.r. partia rządząca sprzeciwiała się procedowanemu w Brukseli projektowi dyrektywy o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym. Nasze władze na przełomie ub. i br. przez kilka miesięcy współtworzyły na forum Rady Unii Europejskiej grupę blokującą dalsze procedowanie tych przepisów.
Ostatecznie ta grupa zmalała na tyle, że uzgodniono finalną wersję dyrektywy, a pod koniec marca przegłosowano ją w Parlamencie Europejskim. PiS podkreślał, że jego wszyscy europosłowie zagłosowali przeciw dyrektywie, natomiast spośród przedstawicieli PO za byli m.in. Bogdan Zdrojewski i Tadeusz Zwiefka. Niedługo potem premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że rząd będzie walczył o wolność w sieci i tak implementował dyrektywę, by zachować jak najwięcej swobód dla internautów.
Natomiast pod koniec maja polskie władze złożyły do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej skargę na zapisy dyrektywy. – Uważamy, że niektóre artykuły, zwłaszcza obecny 17, związany z filtrowaniem treści, zagrażają wolności w internecie i są sprzeczne z podstawowymi wartościami UE dotyczącymi wolności słowa i wolności idei – uzasadnił minister kultury i dziedzictwa narodowego prof. Piotr Gliński.
– Do naszej skargi systematycznie przyłączają się kolejne państwa – stwierdzono w programie wyborczym PiS. – W przypadku, gdyby dyrektywa ta stała się jednak w Polsce obowiązująca (co może mieć miejsce najwcześniej za ok. 2 lata), Prawo i Sprawiedliwość będzie konsekwentnie dążyło do osłabienia tej regulacji poprzez wdrożenie jej w sposób zapewniający maksymalną obronę wolności w Internecie (na co pozwalają nieprecyzyjne przepisy dyrektywy) – zapowiedziano.
„Profesjonalna kadra menadżerska” w mediach publicznych
W dziale programu zatytułowanym „Media narodowe jako warunek pluralizmu mediów” PiS chwali się zmianami, które w kończącej się kadencji wprowadzono w mediach publicznych. Przypomnijmy, że na mocy przyjętej na początku stycznia 2016 roku tzw. małej nowelizacji ustawy medialnej ówczesny minister skarbu państwa powołał nowe zarządy TVP, Polskiego Radia, regionalnych rozgłośni publicznych i Polskiej Agencji Prasowej. Natomiast od połowy 2016 roku odpowiada za to Rada Mediów Narodowych, w której troje z pięciorga członków to posłowie PiS.
– W mijającej kadencji rozpoczęliśmy prace, które miały na celu stworzenie warunków do funkcjonowania pluralistycznych, demokratycznych i inkluzywnych mediów. Przygotowaliśmy grunt pod najbardziej oczekiwane reformy. Dążąc do równowagi w przekazie medialnym, której przez lata nie było, udało nam się zreformować najbardziej zaniedbane obszary – podsumowano to w programie partii rządzącej.
– Postawiliśmy również na profesjonalną kadrę menadżerską, która z sukcesami wyprowadza firmy z trudnej sytuacji, reformując je, podnosząc jakość audycji, dbając o pluralizm, ale także o dziennikarzy – dodano. – Zatrudniamy ich w coraz większym zakresie na umowy o pracę, bez uszczerbku dla wyniku finansowego spółek. Po latach poprzednich rządów zdecydowana większość ze spółek medialnych miała wynik ujemny. Dzisiaj prawie wszystkie charakteryzują się równowagą budżetową lub zyskiem – wyliczono.
Jak to wygląda w przypadku największych firm mediów publicznych? W Telewizji Polskiej od stycznia prezesem jest Jacek Kurski, a powołany wtedy do zarządu Maciej Stanecki został odwołany wiosną br., zastąpili go Marzena Paczuska i Mateusz Matyszkowicz.
W Polskim Radiu od stycznia 2016 do lutego 2017 roku prezesem była Barbara Stanisławczyk, członkiem zarządu Jerzy Kłosiński, a od stycznia do kwietnia 2016 roku w zarządzie był też Marcin Palade. Od lutego 2017 do sierpnia ub.r. prezesem był Jacek Sobala. Po tym jak najpierw został zawieszony, a potem odwołany, prezesem mianowano Andrzeja Rogoyskiego. W lutym 2017 roku w zarządzie znalazł się też Mariusz Staniszewski, odwołano go w marcu br.
W Polskiej Agencji Prasowej prezesem od maja 2016 do października 2017 roku był Artur Dmochowski. Na początku ub.r. w efekcie konkursu Rada Mediów Narodowych na prezesa PAP wybrała Wojciecha Surmacza, a na wiceprezesa – Tomasza Przybka. Ten drugi zrezygnował w październiku ub.r., w jego miejsce powołano Łukasza Świerżewskiego.
„Należy ostatecznie wprowadzić efektywny system finansowania mediów publicznych”
– Kilka projektów rozpatrywanych jest na poziomie politycznym. Błędy naszych poprzedników, którzy doprowadzili do całkowitej destabilizacji finansowej niemal 20 spółek medialnych należących do skarbu państwa, naprawiamy systematycznie, zwracając utracone dochody w formie rekompensat abonamentowych – napisano w programie PiS o finansowaniu mediów publicznych.
W ostatnich dwóch latach Telewizja Polska i Polskie Radio wraz z jego stacjami regionalnymi dostały dwie rekompensaty za wpływy z abonamentu rtv utracone wskutek zwolnienia z tej opłaty na początku bieżącej dekady niektórych grup społecznych. Na przełomie 2017 i 2018 roku w ramach nowelizacji ustawy budżetowej przyznano 980 mln zł takiej rekompensaty (za lata 2011-2017), z czego do TVP trafiło 860 mln zł, do Polskiego Radia – 62,2 mln zł, a do 17 rozgłośni regionalnych Polskiego Radia – 57,8 mln zł.
Z kolei w marcu br. prezydent podpisał przyjętą przez parlament nowelizację Ustawy o radiofonii i telewizji, na mocy której nadawcy publiczni otrzymają 1,26 mld zł kolejnej rekompensaty abonamentowej (za lata 2018-2019). Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji zdecydowała, że TVP otrzyma z tej puli 1,12 mld złotych, Polskie Radio – 60 mln zł, a jego stacje regionalne – 72,7 mln zł.
Ponadto TVP w połowie 2017 roku uzyskała 800 mln zł puli kredytu ze Skarbu Państwa. W czerwcu ub.r. Maciej Stanecki informował, że spółka wykorzystała 350 mln zł z tego limitu. – Nie wzięliśmy całej dostępnej kwoty, nie skorzystaliśmy w pełni z drugiej transzy, ponieważ nie wymagała tego sytuacja finansowa – tłumaczył.
– Przejściowy system finansowania pozwolił odbudować zdolności Radia i Telewizji Polskiej do kreowania atrakcyjnego programu. Wzmocniono organizacyjnie i finansowo Polską Agencję Prasową. Państwo przestało działać wyłącznie w interesie prywatnych nadawców i ich inwestorów – skomentowano to w programie PiS.
PiS w programie podkreślił, że „przede wszystkim należy ostatecznie wprowadzić efektywny system finansowania mediów publicznych”. – System ten powinien gwarantować wykonanie misji zgodnie ze zobowiązaniami zawartymi w karcie mediów, a poziom wsparcia powinien w pełni odzwierciedlać koszt tych zobowiązań. Tylko w ten sposób uda się stworzyć media, które będą mogły wykonywać swoją misję niezależnie od kaprysu polityków lub sytuacji budżetowej. Nadawcy będą mogli planować inwestycje i wydatki ze względu na przewidywalność corocznej składki (lub dotacji) – zapowiedziano.
Nie podano żadnych dalszych informacji o mechanizmie ani wysokości tego finansowania. Dwa tygodnie temu Krzysztof Czabański, poseł PiS i przewodniczący Rady Mediów Narodowych, stwierdził, że media publiczne zamiast abonamentu rtv powinny otrzymywać dotację z budżetu państwa stanowiącą ustaloną część PKB. Zaproponował, żeby było to 0,2 proc., czyli ok. 3-3,5 mld zł rocznie.
Podobną deklarację na początku września w czasie kongresu ekonomicznego w Krynicy-Zdroju złożył wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego Paweł Lewandowski. – Z badań wynika, że Polacy nie chcą płacić abonamentu, nawet ci którzy lubią telewizję publiczną. Wydaje mi się, że pomysł płacenia abonamentu jest w tej chwili niemożliwy do utrzymania. W związku z tym w przyszłej kadencji Sejmu na pewno definitywnie rozwiążemy tę kwestię systemowo, w oparciu o finansowanie z budżetu państwa – stwierdził.
Obcojęzyczny kanał tv ma walczyć z fake newsami o Polsce
W programie wyborczym PiS przypomniał, że w ramach przyjętej w ub.r. nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji doprecyzowano misję publiczną mediów, wprowadzając kartę powinności. – W konsekwencji powstał transparentny system, dzięki któremu odbiorca jest w stanie rozliczyć każdą publiczną złotówkę wydaną przez nadawców. W tym roku po raz pierwszy misja publiczna była konsultowana ze społeczeństwem, właśnie dzięki wprowadzonym regulacjom – podkreślono.
– W tym roku po raz pierwszy misja publiczna była konsultowana ze społeczeństwem, właśnie dzięki wprowadzonym regulacjom. Zwiększyliśmy także do 50 proc. obowiązkowy udział programów z ułatwieniami dla osób niepełnosprawnych. Wzmocniliśmy również nadzór nad wydatkowaniem pieniędzy publicznych, wprowadziliśmy jasne zasady rozliczania dotacji oraz narzędzia egzekwowania zobowiązań nadawców – wyliczono.
Partia rządząca chce również walczyć z fake newsami, zwłaszcza uderzającymi w nasz interes narodowy. – Ostatnie lata pokazały, jak łatwo jest manipulować emocjami ludzi w polityce, a także jak można wpływać na wyniki wyborów, nawet w państwach o utrwalonej demokracji dzięki nowoczesnym metodom socjotechnicznym stosowanym w mediach tradycyjnych i społecznościowych – napisano.
– Dlatego ochrona interesu narodowego poprzez walkę z postprawdą i fake newsami to kolejny priorytet, który powinien być realizowany przez rząd polski w sferze medialnej. Z coraz większą intensywnością doświadczamy ataków wymierzonych w Polskę na arenie międzynarodowej – dodano. – Priorytetem powinno być więc utworzenie poważnego, regionalnego, anglo- i rosyjskojęzycznego kanału informacyjnego telewizji publicznej, którego zadaniem będzie obrona polskiej racji stanu i narzucanie naszej narracji na arenie międzynarodowej – zapowiedział PiS.
Przypomnijmy, że 11 listopada ub.r. Telewizja Polska uruchomiła anglojęzyczny kanał Poland IN. Jest nadawany w internecie, można go oglądać wszędzie poza Ameryką Północną.
– Planujemy też dalsze rozwijanie angielskojęzycznych serwisów produkowanych przez 20 polskich mediów publicznych oraz uruchomienie rosyjskojęzycznego programu informacyjnego – zaznaczono w programie wyborczym PiS w sekcji „Kultura jako mechanizm rozwojowy”.
W planach Polskie Centrum Gospodarki Kreatywnej i Centrum Gier Wideo
Partia rządząca zapowiedziała, że nadal będzie wspierać branże kreatywne i kulturę. W programie m.in. przypomniała, jakie środki na produkcję filmów przeznaczył w ostatnich latach Polski Instytut Sztuki Filmowej.
– Dzięki ustawie o finansowym wspieraniu produkcji audiowizualnej producenci filmów fabularnych, animowanych, dokumentalnych oraz seriali TV mogą otrzymać zwrot 30 proc. kosztów poniesionych na produkcję. Głównym celem wprowadzenia zachęt jest kompleksowy rozwój polskiego przemysłu audiowizualnego oraz rozwój kultury i promocja polskiego dziedzictwa kulturowego na świecie – wyliczono.
– Poprzez niemal 40 programów grantowych wydaliśmy w latach 2016–2019 ponad 1,3 mld zł na różnorodne aktywności kulturalne, w tym programy „Kultura cyfrowa” i „Rozwój sektorów kreatywnych”. Przeznaczyliśmy również rekordowe kwoty z budżetu centralnego na współprowadzenie nowych instytucji kultury i ochronę zabytków – dodano.
PiS zamierza też wspierać tworzenie gier wideo. W połowie ub.r. poinformowano o planach wprowadzenia ulgi podatkowej dla producentów „gier kulturowych”, które będą promować polską kulturę i tradycję poza granicami kraju.
– Planujemy także utworzenie Polskiego Centrum Gospodarki Kreatywnej, którego zadaniem będzie budowanie długofalowej i kompleksowej polityki wsparcia branż kreatywnych. Zamierzamy kontynuować program „Rozwój sektorów kreatywnych”, którego celem jest rozwój polskich branż kreatywnych oraz wzmacnianie ich konkurencyjności na arenie międzynarodowej poprzez współfinansowanie wartościowych i innowacyjnych projektów – zapowiedziano w programie partii. – Kolejnym planowanym działaniem będzie utworzenie Centrum Gier Wideo, które przyczyni się do umacniania pozytywnego wizerunku polskiej branży gier wideo jako prężnie rozwijającej się gałęzi gospodarki i kultury – dodano.
Ani słowa o dekoncentracji mediów
W programie wyborczym PiS nie ma nawet wzmianki o dekoncentracji kapitałowej w sektorze mediów, określanej też czasami jako repolonizacja. Regulacje prawne w tym zakresie zapowiadano od początku 2017 roku – Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego powołało wtedy zajmujący się tym zespół, w którym oprócz przedstawicieli tego resortu znalazły osoby z Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji oraz Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Nie zdecydowano się jednak na procedowanie tych rozwiązań przez rząd ani skierowanie ich do parlamentu. – Prace analityczne są tak naprawdę zakończone. Zakończyły się w lutym tego roku – powiedział Paweł Lewandowski portalowi Wirtualnemedia.pl w listopadzie ub.r.
W br. politycy rządowi dużo rzadziej wypowiadali się na ten temat, unikali jakichkolwiek konkretów ani mocnych deklaracji. – My nie mówimy o repolonizacji, my mówimy raczej, jeżeli o dekoncentracji. My nie ukrywamy, że mamy przecież od dawna przygotowane pewne projekty, ale one czekają na swój polityczny czas – stwierdził na początku lipca minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński.
Partia rządząca w programie krytycznie opisuje natomiast wpływ mediów na wydarzenia, które doprowadziły do utraty przez nią władzy w 2007 roku. – PO zastosowała podwójną taktykę – z jednej strony popierała, chociaż w wersji łagodnej, projekty zmian, których odrzucenie obciążyłoby ją politycznie, a z drugiej strony podjęła wraz z mediami głównego nurtu potężny, niespotykany poprzednio atak na nowo wybranego Prezydenta RP oraz Prawo i Sprawiedliwość. Uruchomiono gigantyczną akcję propagandy, oczerniania, kłamstw i obelg, nazwaną trafnie przemysłem pogardy – napisano.
– Atak rozpoczęty w 2005 roku okazał się skuteczny na tyle, że przekonał znaczną część społeczeństwa, iż okres, wedle obiektywnych kryteriów, bardzo udany gospodarczo i społecznie, a także bardzo spokojny (w 2006 roku zanotowano najmniejszą ilość strajków i demonstracji po 1989 roku) został odebrany jako czas niepokojów – dodano.
Sytuację po przejęciu władzy przez koalicję PO-PSL została określona jako „system późnego postkomunizmu”. – Chodzi zarówno o wielką własność, jak i o rolę czynników zewnętrznych, w tym obcego kapitału, powiązania sfery postkomunistycznego biznesu z aparatem państwowym, wreszcie o system medialny. Elementem tej głębszej struktury była też bardzo wciąż silna, jeśli nie dominująca, skłonność do organizowania się różnych grup wokół nieekwiwalentnego przejmowania dóbr – opisano.
Wybory do Sejmu i Senatu odbędą się 13 października. PiS jest zdecydowanym liderem w sondażach wyborczych, zazwyczaj uzyskuje ponad 40 proc. poparcia, co w niektórych badaniach daje większość pozwalającą na samodzielne rządzenie.