Sprawę ks. Marka M. przedstawiono we wtorek w reportażu Leszka Dawidowicza w „Czarno na białym” w TVN24. Duchowny przez ponad 30 lat był proboszczem w Tylawie na Podkarpaciu. Na początku minionej dekady został oskarżony o wykorzystywanie seksualne dzieci.
Początkowo Prokuratura Wojewódzka w Rzeszowie umorzyła śledztwo, a na konferencji prasowej tłumaczył to jej szef Stanisław Piotrowicz (obecnie poseł PiS). Mówił m.in., że dzieci spontanicznie przybiegały do duchownego podczas lekcji religii, a on trzymał na kolanach nawet po kilka jednocześnie, przytulał, głaskał, a czasami pocałował. – Dzieci były szczęśliwe, zadowolone. Nie było w tym żadnego podtekstu seksualnego – zaznaczył Piotrowicz.
Tę decyzję zmieniła jednak Prokuratura Okręgowa w Krośnie. Po śledztwie skierowała akt oskarżenia i w 2004 roku ks. Marek M. za czyny pedofilne wobec sześciu dziewczynek został skazany na dwa lata więzienia z zawieszeniem na pięć oraz na osiem lat zakazu wykonywania zawodu nauczyciela katechety. W uzasadnieniu wyroku stwierdzono, że duchowny wkładał dzieciom ręce pod bluzki i pod majki, dotykając miejsc intymnych.
Obecnie wyrok uległ już zatarciu.
Ks. Marek M. nadal prowadzi różaniec w Radiu Maryja
Leszkowi Dawidowiczowi udało się spotkać i porozmawiać z ks. Markiem M., który pracuje obecnie w innej parafii na Podkarpaciu. Wspominając zarzucane mu czyny, duchowny przyznał, że zdarzało mu się kąpać dzieci czy całować je w usta, ale nie widzi w tym przemocy seksualnej.
– Ja z dziećmi byłem bardzo, na stopie takiej przyjacielskiej, a nie takie głupoty przecież. Bywały u mnie, czasem tam pomogłem umyć, czy coś, czy tego… Ja po rodzinnemu podchodziłem zawsze od parafian od początku. I tak mnie parafianie traktowali i ja ich – stwierdził.
– To, że ja się mogłem tam, którymś dzieckiem zaopiekować, to pewnie, że to było dla mnie radością, że mogę mu coś dobrego zrobić, mu przyjemnie. Same, nieraz nawet bywało, że i mamy mnie prosiły, że chciałby mój syn czy córka czy coś tego, może by kiedyś mogły księdza odwiedzić. Proszę bardzo, jak najbardziej – dodał.
Duchowny wyjaśnił też, dlaczego nie odwołał się od wyroku pierwszej instancji. – Byłem tak psychicznie wykończony, że tym bardziej, że tam mi ktoś powiedział, też właśnie z ludzi sądowych: „Proszę księdza, to szkoda się odwoływać”. To wszystko się okaże tam, na sądzie boskim. Co jam tam będę się… Pan Jezus się też nie odwoływał, jak wydali wyrok na niego – powiedział reporterowi „Czarno na białym”.
Dziennikarz TVN24 ustalił, że Marek M. codziennie odprawia msze święte, jest też członkiem Brzozowskiej Kapituły Kolegiackiej. – To ja jeszcze wcześniej byłem, a potem mnie nie wyrzucali, bo na ogół księża to przyjęli, przecież mnie znali, to wiedzieli, że to wszystko jest, jak to się mówi, oszczerstwo – wyjaśnił to duchowny.
Zapytany przez reportera potwierdził, że nadal prowadzi poranny różaniec w Radiu Maryja – co piątek po godz. 6. Leszek Dawidowicz skierował w tej sprawie pytania do rozgłośni, nie uzyskał odpowiedzi.
W reportażu wizerunek ks. Marka M. został zanonimizowany.
Według badania Radio Track od lutego do kwietnia br. Radio Maryja miało 1,7 proc. udziału w rynku słuchalności, wobec 2,2 proc. rok wcześniej.