Marek Twaróg: Gospodarczy skansen z widokami do 2049 roku

Śląsk, węgiel, nowa kopalnia w Rybniku

Myślą Państwo, że żyjemy w normalnym kraju, gdzie – weźmy oczywistości – szanuje się starszych, chroni dzieci, przestrzega podstawowych przepisów społecznego współżycia? I gdzie ochrona środowiska jest jednym z nadrzędnych celów współczesności? Nie, żyjemy w kraju, gdzie właśnie planuje się budowę kolejnej kopalni węglowej. Gdzie konsensus całego rozumnego świata, polegający na tym, że intensyfikujemy troskę o planetę, bo za chwilę nie będzie czego zbierać – nie obowiązuje. Tak jest w pięknym mieście Rybnik – moim mieście, którego jestem dumnym obywatelem. Znaczy: mieszkańcy i rybnicki prezydent konsensus rozumieją. I protestują. Gorzej z biznesem prywatnym, który na złożach Skarbu Państwa i zapewne z cichym błogosławieństwem władzy centralnej zamierza budować kopalnię.

Paruszowiec, fedrujemy! Budujemy sobie kopalnię!

Świadomy zagrożeń świat odchodzi od węgla w tempie ekspresowym i promuje energię odnawialną. Niemcy zamknęli ostatnią kopalnię węgla kamiennego pod koniec 2018 roku (już w 2030 roku chcą mieć 65 procent energii z odnawialnych źródeł), a rząd Hiszpanii nie tak dawno zdecydował o „ekologicznym zwrocie” i zamknięciu 26 zakładów. Ale u nas – nie. U nas zbudujemy sobie nową kopalnię i pokopiemy węgiel do 2049 roku. Cała Europa – co wynika z najnowszych danych Eurostatu – zmniejszyła w zeszłym roku emisję dwutlenku węgla o 2,5 procent, ale Polska – tak, to żadna niespodzianka – zwiększyła jego emisję o 3,5 procent.

Tradycjonalistyczny rząd, który szuka poklasku wśród ludzi nierozumiejących zagrożeń, nie powie branży górniczej „nie”. Co najwyżej opowie ustami jednego czy drugiego ministra o nowej strategii i miksie energetycznym, pogrozi też palcem, że smog to fe. Lecz gdy dochodzi do konkretów, to słyszymy, że „Polska węglem stoi” albo czytamy fantazje Krajowego Planu na Rzecz Energii i Klimatu, gdzie stoi, że „do 2030 r. po polskich drogach będzie poruszało się około 870 tys., a w 2040 r. ok. 2 mln 400 tys. pojazdów z napędem elektrycznym”. Do tego prezydent Andrzej Duda na światowym szczycie ekologicznym (grudzień 2018 w Katowicach) zagrzmi, że „użytkowanie własnych zasobów naturalnych, czyli w przypadku Polski węgla, i opieraniu o te zasoby bezpieczeństwa energetycznego, nie stoi w sprzeczności z ochroną klimatu i z postępem w dziedzinie ochrony klimatu”. Co jest oczywiście niezgodne z nauką.

Nic dziwnego, że inwestycja w Rybniku, jak i inne projekty węglowe, krok po kroczku posuwają się do przodu (w sensie dokumentacyjnym na razie). Klimat rozmów o klimacie w Polsce to ciągle zdziwienie i niedowierzanie, nieufność wobec badań, podważanie ustaleń, powoływanie się na tradycję, zasoby i zwyczaj. Priorytety, krótko mówiąc, są następujące: 1. interes polityczny na już; 2. pieniądze na już i następne lata; 3. zatrudnienie, silny region węgla i stali. Natomiast ekologia, czyste środowisko, nasze zdrowie – ależ, proszę państwa – kogo to obchodzi?

W ręku mam przygotowany przez spółkę, chcącą budować nową kopalnię, „Raport o oddziaływaniu na środowisko przedsięwzięcia polegającego na udostępnianiu i wydobywaniu węgla kamiennego ze złoża Paruszowiec”. To jedyny dziś oficjalny dokument opisujący inwestycję, która wpłynie na życie co najmniej kilku dzielnic Rybnika. W „Raporcie…” czytam, że „Funkcjonowanie przedmiotowej kopalni wiązać się będzie głównie z emisją zanieczyszczeń do powietrza atmosferycznego, emisją hałasu, emisją ścieków deszczowych, bytowych i technologicznych oraz powstawaniem odpadów niebezpiecznych i innych niż niebezpieczne, a także deformacjami powierzchni terenu” (str. 116).

A więc alarm. Ale chyba nie. Bo to nic, że „funkcjonowanie będzie się wiązać z emisją…”, gdyż na stronie 330 „Raportu…” czytamy już, że niepodjęcie tej inwestycji „jest niekorzystne zarówno z punktu widzenia Inwestora, jak również uwarunkowań społeczno-gospodarczych.” A zatem budujmy kopalnie, bo „decyzja o podjęciu eksploatacji w omawianym rejonie jest uwarunkowana przez czynniki geologiczno-górnicze, techniczno-ekonomiczne oraz społeczne.”

Duże pieniądze kontra zdrowie

Jakie to czynniki społeczne przemawiają za kopalnią? Zdrowie mieszkańców miasta? Los ich dzieci? Naturalne piękno terenów wokół Rybnika? Nieopadanie terenu o kilkanaście metrów (do 16 metrów na terenach niezamieszkałych, do 4 metrów pod domami – tak ostrzega raport)? Nie. Czynniki społeczne znalazłem na stronie 337 „Raportu”: „Eksploatacja złoża Paruszowiec przyczyni się do wzrostu bezpieczeństwa energetycznego kraju oraz pozwoli zmniejszyć poziom zależności od zewnętrznych dostawców. Ponadto, przewidziana eksploatacja do 2049 r. pozwoli na utrzymanie tysięcy miejsc pracy w kopalni. Inwestor przewiduje zatrudnić łącznie 2350 pracowników. Realizacji inwestycji wpłynie na aktywizację gospodarczą regionu i spadek bezrobocia. Zwiększenie siły nabywczej mieszkańców Rybnika i sąsiednich miast i gmin spowoduje wzrost zysków w innych sektorach, np. handlu i usług. Kreowanie stabilnych miejsc pracy zarówno w zakładzie górniczym, jak i przy realizacji nowych inwestycji, zapewnienie możliwości pracy i rozwoju młodzieży, a także inne działania podejmowane przez kopalnię na rzecz społeczności lokalnych, pomimo uciążliwości związanych z ruchem Zakładu Górniczego, w znacznym stopniu wpłyną pozytywnie na poziom i jakość życia mieszkańców gmin (Rybnika i Czerwionka-Leszczyny).”

Bełkot godny mistrzów propagandy. Może i zapewnimy miejsca pracy i rozwój dla młodzieży, jeśli tylko młodzież ta przeżyje owe kilkadziesiąt lat, oddychając trucizną, która już teraz zabija w Rybniku ludzi. Spadek bezrobocia? Deklarowane 2350 pracowników (swoją drogą co za rozmach w tych obietnicach – w całej kopalni Chwałowice pracuje dzisiaj tyle osób) to tyle samo, co w nowoczesnym przemyśle typu oddział Tenneco Automotive Polska w Rybniku, w którym zatrudnionych jest około 2000 osób. Czym więc tu imponować? Wzrost zysków w handlu i usługach? Wzrost zysków w handlu i usługach może dokonać się poprzez każdą inna inwestycję, która – w przeciwieństwie do kopalni – nie zdegraduje terenu.

To, jak ludzie węgla postrzegają rzeczywistość, jak bardzo nie rozumieją „ekologicznego zwrotu”, zaklęte jest jednak w kilku zdaniach na stronie 463 „Raportu…”. Spółka kopalniana przewiduje, że rybniczanie będą protestować, ale w jakiejś części będą to protesty… niemerytoryczne. Czytamy: „Nie sposób jest też wykluczyć konfliktów o charakterze pozamerytorycznym wynikających z braku dostatecznej wiedzy na tytułowy temat. Protesty takie są najczęściej przejawem tzw. syndromu NIMBY („not in my back yard” czyli „nie na moim podwórku”), który charakteryzuje się pozamerytorycznym sprzeciwem wobec konkretnej lokalizacji, przy jednoczesnym wskazywaniu, że projekt powinien być zrealizowany w innym miejscu. W potencjalnych konfliktach może uczestniczyć kilka grup interesu, np. okoliczni mieszkańcy czy organizacje ekologiczne…”

Spójrzmy wreszcie dalej

Spójrzcie – oni naprawdę myślą, że cały interes, jaki przyświeca przeciwnikom węgla i kopalni ogranicza się do ich ogródków. Że przeciwnicy brudnej energii myślą tylko o własnym podwórku i własnym tu i teraz, a nie o zdrowiu, losie kolejnych pokoleń i przyszłości miasta, szansach rozwojowych kraju, istnieniu całej planety. Oni myślą, że siedzi w nas tylko ów syndrom NIMBY. To jest emblematyczny sposób myślenia tradycjonalistów spod znaku węgla. Oni wiedzą, że Śląskowi kiedyś wmówiono, że dewastacja terenu, zrujnowane miasta, brak troski o środowisko naturalne to niewielka cena za rzekomy dobrobyt krainy węgla i stali, a może i energetyczne bezpieczeństwo całej Polski. Tyle że dzisiaj w to już nikt nie wierzy. Dlatego nikt kopalni nie chce.
Dziś wszyscy powinni wstać z wygodnych foteli i zastanowić się nad niedaleką przyszłością. Środowiska naturalnego w ogóle, ale też przyszłością kraju i miasta, a nawet dzielnicy – żeby sprowadzić to do ludzkich rozmiarów. Czy chcemy mieszkać w zdegradowanym ekologicznie i gospodarczo skansenie, czy w nowoczesnym kraju? To jest właśnie miara naszej odpowiedzialności. Od ludzi władzy nie oczekuję refleksji, choć jest kampania, więc pewnie i minister energii przyjedzie coś pobajdurzyć. Refleksje musimy mieć my, wszyscy, których nie obchodzi doraźny interes polityczny, ale przyszłość naszych dzieci i wnuków.

Marek Twaróg