Twórcy „Tylko nie mów nikomu” zapowiadają jeszcze w tym roku kontynuację. Są też otwarci na rozmowy z telewizjami w sprawie udostępnienia produkcji, która od soboty do wtorku rano miała ponad 11 mln wyświetleń na YouTube. Eksperci podkreślają, że braciom Sekielskim udało się wprowadzić trudny tematu do głównego nurtu.
Film, który powstał dzięki zbiórce w serwisie crowdfundingowym, od soboty dostępny jest tylko w serwisie YouTube. Twórcy są jednak otwarci na przekazanie go ogólnopolskiej stacji i to bezpłatnie. – Uważam, że tym filmem gwarantujemy oglądalność, więc jedyne, czego oczekujemy, to korzystna godzina emisji, na przykład prime time – mówi Marek Sekielski, producent „Tylko nie mów nikomu”. Zaznacza, że dotychczas takiej propozycji twórcy nie dostali.
Jeszcze przed założeniem zbiórki Tomasz Sekielski proponował polskim stacjom współpracę przy produkcji. Nie chce jednak zdradzać ich nazw. – Jest to dla mnie jakaś satysfakcja, że dzisiaj mogą się zastanawiać, czy nie popełnili błędu. Z drugiej strony cieszę się, że z tych rozmów nic nie wyszło, bo mogliśmy pracować bez nacisków i presji przy zbiórce przez internet – przyznaje. Wkrótce mają być gotowe wersje angielska i hiszpańska.
Twórcy filmu poinformowali, że w trakcie prac zgłosiło się do nich wiele ofiar księży pedofilów, których historie nie znalazły się w dokumencie. Dotarli też do nowych dowodów. Podjęli więc decyzję o nakręceniu kontynuacji. – Teraz jeszcze nie jestem w stanie określić konkretnej daty. Mamy już część materiału nagraną, musimy zrobić trochę dokrętek, nie zajmie to tyle samo czasu co praca nad „Tylko nie mów nikomu” – mówi „Presserwisowi” Tomasz Sekielski.
„Tylko nie mów nikomu” jak seriale na Netfliksie
Reporter Marcin Kącki z „Gazety Wyborczej” przypomina, że media od lat informują o sprawach pedofilii w Kościele. Naliczył ok. 35 reportaży na ten temat opublikowanych tylko w „Dużym Formacie”, reporterskim dodatku do „GW”. Jego zdaniem do sukcesu produkcji Sekielskich przysłużyła się forma.
– Do słowa doszedł obraz. To świetne, rzetelne dziennikarstwo telewizyjne. Obawiam się jednak, że dokument Sekielskiego stanie się elementem rozrywki. Widzowie oglądają go podobnie jak seriale na Netfliksie. Żeby po tym filmie coś się w polskim Kościele zmieniło, hierarchowie musieliby odczuć na plecach presję społeczeństwa, na przykład ludzie masowo zaczęliby ogłaszać, że nie dają na tacę albo nie puszczą dzieci do komunii. Tak się jednak nie stanie, bo korzenie Kościoła katolickiego wciąż tkwią zbyt głęboko w kulturze życia Polaków. Strategia Kościoła to przeczekać i przetrwać – uważa Kącki.
Zdaniem Andrzeja Stankiewicza z Onetu dziennikarzom podejmującym temat pedofilii, nie tylko w Kościele, będzie teraz łatwiej poruszać tego typu historie. – Twórcom udało się wprowadzić trudny i delikatny temat do głównego nurtu. Przedstawili go w skondensowanej formie oraz pokazali konkretne sytuacje i osoby. Kościół musiał się ugiąć i zmienić swoją dotychczasową retorykę – mówi Stankiewicz. Jego zdaniem film może dodać odwagi dziennikarzom, również tym lokalnym. – Sekielski pokazał, że są tematy ważne, ale omijane, bo dziennikarze potrzebują więcej czasu na ich przygotowanie. Film jest też sygnałem, że ludzie są gotowi finansować ważne tematy. A Sekielski udowodnił, że duże pieniądze w rękach wiarygodnego dziennikarza potrafią zdziałać cuda – ocenia Stankiewicz.