Martyna Wojciechowska z NBP pozwie „Gazetę Wyborczą” i TVN, chce przeprosin i wpłaty na cel społeczny

Martyna Wojciechowska

Martyna Wojciechowska, dyrektor komunikacji i promocji w Narodowym Banku Polskim, szykuje pozwy sądowe przeciw „Gazecie Wyborczej” i TVN dotyczące publikacji o jej pracy w NBP – dowiedział się portal Wirtualnemedia.pl.

Według naszych ustaleń pozwy będą oparte na przepisach Kodeksu cywilnego, Prawa prasowego oraz Ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Wojciechowska będzie domagała się przeprosin i wpłat na rzecz fundacji zajmującej się opieką nad wcześniakami.

– Długotrwale nękanie medialne o podtekście politycznym, nazywanie jej dwórką, asystentką, przyboczna prezesa itp. połączone z nadużyciami w zakresie publikacji jej wizerunku i nazwiska to część zarzutów stawianych takim mediom jak „Gazeta Wyborcza” oraz TVN. Z uwagi na stworzenie atmosfery realnego niebezpieczeństwa dla jej życia i zdrowia sprawy są wyjątkowo poważne – przekazała nam mec. Jolanta Turczynowicz-Kieryłło. Zaznaczyła, że w sprawach cywilnych nie jest pełnomocnikiem Wojciechowskiej.

Nina Graboś, dyrektor ds. komunikacji korporacyjnej w Agorze, poinformowała Wirtualnemedia.pl, że firma nie otrzymała jak dotąd pisma od Martyny Wojciechowskiej. Natomiast dział prasowy TVN i Discovery nie odpowiedział na nasze pytania.

Burza wokół zarobków Wojciechowskiej po tekście „Gazety Wyborczej”

Pod koniec grudnia ub.r. „Gazeta Wyborcza” podała, że Martyna Wojciechowska jako dyrektor departamentu komunikacji i promocji w Narodowym Banku Polskim może zarabiać na tym stanowisku nawet 65 tys. zł miesięcznie. Oszacowano to na podstawie oświadczenia majątkowego za 2016 rok, które Wojciechowska złożyła jako radna – zarobiła wtedy 392 tys. zł, przy czym na szefową pionu awansowała w NBP w sierpniu 2016 r.

Natomiast o Kamili Sukiennik, dyrektor gabinetu prezesa NBP Adama Glapińskiego, rozmawiali krótko ówczesny szef KNF Marek Chrzanowski i bankier Leszek Czarnecki w rozmowie ujawnionej w listopadzie ub.r. przez „Gazetę Wyborczą”. Publikacja tej rozmowy wywołała szybką rezygnację Chrzanowskiego, który w ramach śledztwa prokuratorskiego na dwa miesiące trafił do aresztu.

W niektórych publikacjach podważano kompetencje Wojciechowskiej i Sukiennik do pełnienia funkcji dyrektorskich w NBP. W kilku tekstach „Gazety Wyborczej” kobiety określono jako dwórki Glapińskiego.

Od początku stycznia kierownictwo NBP, głównie prezes Adam Glapiński, było krytykowane przez wielu publicystów i polityków, także niektórych z PiS, z powodu domniemanych zarobków Martyny Wojciechowskiej. Senator partii rządzącej Jan Maria Jackowski zwrócił się do prezesa NBP z prośbą o wyjaśnienia, tłumacząc, że pytają go o to wyborcy. Adam Glapiński odpowiedział zdawkowo, a na konferencji prasowej robił aluzje do nagich zdjęć Jackowskiego opublikowanych wiosną ub.r. w „Super Expressie”.

W związku z tą krytyką w parlamencie przyjęto nowelizację ustaw o NBP i ograniczeniu prowadzenia działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcje publiczne, na mocy której bank centralny musiał opublikować dane o zarobkach swojego zarządu i osób ze stanowisk dyrektorskich. Pod koniec marca nowelizację podpisał prezydent Andrzej Duda.

NBP początkowo opublikował informacje o zarobkach w ub.r., a miesiąc później podał wszystkie takie statystyki od założenia instytucji w 1995 roku. Okazało się, że w 2017 i 2018 roku Martyna Wojciechowska zarobiła po prawie 600 tys. zł i była najlepiej wynagradzaną osobą na stanowisku dyrektorskim w NBP. W 2017 roku jej uposażenie stanowiło 11,68-krotność średniej pensji krajowej, a w ub.r. – 10,8-krotność. Podobne relacje zarobków szefów komunikacji i promocji w NBP do średniej krajowej były za kadencji Leszka Balcerowicz i Marka Belki.

Adam Glapiński kontra „Gazeta Wyborcza” i „Newsweek”

Działania prawne w związku z artykułami „Gazety Wyborczej”, a także „Newsweeka”, podjął również Narodowy Bank Polski. Na początku grudnia ub.r. skierował do Sądu Okręgowego w Warszawie sześć wniosków o zabezpieczenie roszczeń procesowych. Dotyczyły one siedmiu artykułów z „Gazety Wyborczej” (autorstwa Wojciecha Czuchnowskiego, Agnieszki Kublik, Dominiki Wielowieyskiej, Jarosława Kurskiego i Rafała Wójcika) oraz dwóch z „Newsweeka” (napisanych przez Cezarego Michalskiego i Radosław Omachela). Według NBP we wszystkich publikacjach bezpodstawnie sugerowano, że Adam Glapiński był zaangażowany w tzw. aferę KNF, a tym samym organa banku działały niezgodnie z prawem.

– Tak robią wszystkie korporacje, instytucje, urzędy. Konieczność obrony dobrego imienia NBP wynika z jego ustrojowej pozycji, centralnej, z troski o szeroko rozumiane bezpieczeństwo ekonomiczne kraju- tłumaczył Glapiński na konferencji prasowej. – W żaden sposób nie chcemy ograniczać wolności słowa, mój osobisty życiorys i pracą w podziemnych wydawnictwach o tym świadczy, ale pozostawiam sądom do oceny, czy pisanie kłamstw, insynuacji oszczerstw też się mieści w wolności słowa – dodał.

Takie działania prawne banku centralnego wobec mediów skrytykowała część dziennikarzy, a także Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Według organizacji może to wywołać autocenzurę u niektórych dziennikarzy i wypowiadających się dla nich osób, ponadto ludzie pełniący wysokie funkcje publiczne powinni godzić się z szerszą krytyką w mediach.

Pod koniec lutego „Gazeta Wyborcza” podała, że Sąd Okręgowy w Warszawie oddalił wnioski NBP dotyczące trzech tekstów, uzasadniając, że postawione w nich zarzuty nie dotyczyły pełnienia przez Adama Glapińskiego funkcji prezesa NBP, tylko jego działalności politycznej.

W lutym Narodowy Bank Polski skierował pozew sądowy dotyczący wypowiedzi posła PO Sławomira Neumanna w artykule Dominiki Wielowieyskiej w „Gazecie Wyborczej” o Adamie Glapińskim. NBP domaga się od Wielowieyskiej, wydawcy „GW” i Neumanna przeprosin oraz po 100 tys. zł na cel społeczny.