Dwa najgorętsze nazwiska na Śląsku? Jakiś poseł, wojewoda, minister? Nic podobnego. Muzycy Dżemu, którzy świętowali 40 lat? Już lepiej. A może reżyser dobrego musicalu „Cabaret” w chorzowskiej Rozrywce? Jeszcze lepiej. Ale wciąż nie ich mam na myśli – dwa najgorętsze nazwiska na Śląsku to Szewczyk i Ziętek. Skutek powrotu do przeszłości przywołanego przez demony dekomunizacji w nierozumnym lokalnym wydaniu.
Proszę więc wybaczyć, skoro przeszłość to przeszłość, zatapiamy się w niej na całego. Sięgam do starych książek i proponuję Państwu króciutką wyprawę do lat 80. To chyba lepsze niż tylko międlić decyzje współczesnych polityków, którym wydaje się, że są tacy ważni, a przeminą wraz z kartką kalendarza (niekiedy wyborczego).
Oto otwieram książkę „Wilhelm Szewczyk. Każdy ma swój życiorys”, w której pomieszczono eseje i felietony patrona głównego placu w Katowicach. I tam – no, proszę – felietonik „Jak pisać o Jerzym Ziętku” z roku 1986 (zatem rok po śmierci Jorga). To gratka, dwie śląskie figury same ustawiły się w parze dzięki polemicznemu zapałowi Szewczyka.
Szewczyk pisze zasadniczo o tym, że życiorys Jerzego Ziętka, który przeczytał właśnie w serii biograficznej Katowickiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego, jest niepełny, właściwie trochę na kolanach. Że pomija ciekawostki, przemilcza niewygodne fakty. „Przedstawia życie, działalność i pracę Jerzego Ziętka jako pasmo sukcesów osiągniętych bez kłopotów” – pisze Szewczyk o książce z życiorysem Jorga. I przypomina, że przecież odejście Ziętka wcale nie odbywało się w idyllicznej atmosferze, że panuje fałszywe przekonanie, że przedsiębiorczość Ziętka „niczego prawie na Śląsku nie stworzyła dla kultury”, a stało się tak między innymi dlatego, że „nie mógł zrealizować (…) inicjatywy – ustawienia wzdłuż pomnika Powstańców Śląskich od strony Roździeńskiego pawilonu na muzeum pamiątek powstańczych”.
Szewczyk pisze dalej, że wiele dokonań Ziętka „w tym przede wszystkim inwestycyjnych, które stały się wartością publiczną, a więc społeczną, zyskiwało potem w propagandzie współautorów. Tymczasem nie ci, na jakich wskazywano lub sami się w to współautorstwo ustroili, byli zrazu zwolennikami owych zamierzeń, a nawet można by przytoczyć kilka szokujących przykładów, że właśnie oni je bojkotowali…”.
Uwaga, konkurs, kogo miał na myśli Szewczyk? Kto bojkotował pomysły Ziętka, a potem „stroił się we współautorstwo”?
A potem jest równie ciekawie. Szewczyk przypomina ponoć istniejący naprawdę i cytowany już w innej biografii dokument pod nazwą „12 nauk Jerzego Ziętka dla Ryszarda Hajduka”. Owych 12 rad Jorg wręczył Hajdukowi, gdy ten zostawał w 1956 roku przewodniczącym Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Opolu (rada narodowa była – kto pamięta, ten pamięta – peerelowską fasadą samorządu). Rady Ziętka z lat 50. to niczym dzisiejsze rady coacha biznesowego, jakby żywcem wzięte ze szkoleń, jakie codziennie odbywają się w szklanych wieżowcach wielkich korporacji. Spójrzmy na rady najciekawsze – oto cytaty z Szewczyka, który je przypomina:
„1. Szanować swój czas i cudzy; punktualność – bo nie zdążysz nic zrobić”; 2. Nie dać się zagrzebać w papierki (…); to, co jest, sprawdzać w terenie; 3. Człowiek nie powinien udawać, że się na wszystkim zna; 4. Otoczyć się grupą doskonałych doradców i znawców; 5. Umieć wysłuchać ludzi, zdobyć ich zaufanie, wtedy naprawdę pomogą; 6. Nie trzeba się wstydzić, kiedy się podejmie błędną decyzję – mieć odwagę wycofania się, nikomu jeszcze z tego powodu korona nie spadła; 7. Umiejętnie uczyć się od bardziej doświadczonych albo i mądrzejszych, nawet od wrogów; 8. Jak zaczniesz jakieś przedsięwzięcie, rozesłać po świecie fachowców, niech zobaczą, jak tam się to robi, mniej będzie kosztować niż nieudany projekt; 9. Konsekwentnie wymagać od innych, żeby szanowali swoje słowo i rozliczać ich z obietnic…”. I tak dalej, i tak dalej.
Chciałbym skończyć czymś błyskotliwym, ale nigdy nie przebiję Szewczyka, który w tym samym felietonie, może i trochę czołobitnie, ale jakże pięknie po polsku, podsumował Ziętka: „Miał swoistą filozofię, w której łączył zarówno swój patriotyzm, jak i swoje umiejętności menedżerskie, nie zawsze przylegające do naszych słomianych ogni, do jakże częstej improwizacji i obleśnego dojutrkowstwa”.
Reklamacje, że trochę za słodko? Do Wilhelma Szewczyka, proszę. Koniec wycieczki w przeszłość.