Dzienniki z pustymi pierwszymi stronami, naczelni apelują o przyjęcie dyrektywy ws. praw autorskich

W poniedziałek większość dzienników ogólnopolskich i regionalnych ukazało się z pustymi pierwszymi stronami oraz apelem redaktorów naczelnych do europosłów, żeby zagłosowali za przyjęciem dyrektywy o prawach autorskich. – Tym, którzy nas wesprą, podziękujemy Tych, którzy pozwolą dalej nas okradać, zapamiętamy – stwierdzają naczelni.

– Białe, niezadrukowane strony najważniejszych polskich gazet nie ukazują się codziennie. To absolutny wyjątek, dowód, że chcemy zwrócić uwagę na sprawę szczególnej dla nas wagi – czytamy w wersji tego apelu zamieszczonej w „Rzeczpospolitej”. Komunikat podpisało 30 redaktorów naczelnych (Jarosław Kurski to formalnie pierwszy zastępca naczelnego „Gazety Wyborczej”).

Razem apelują do europarlamentarzystów, żeby poparli „rozwiązania, które pomogą wprowadzić – również w naszym kraju – nowe, sprawiedliwsze zasady korzystania przez gigantów internetowych z tworzonych przez polskich pisarzy filmowców, muzyków i dziennikarzy treści”.

– Dzisiejsze rozwiązania brutalnie uderzają w polską kulturę. Twórcy nie otrzymują dostatecznej kompensaty za rozpowszechnianie ich dziel w internecie. Często żyją w prawdziwym niedostatku albo odchodzą z zawodu. Tracą nie tylko oni, ale przede wszystkim ich odbiorcy – oceniają.

Chwalą przy tym proponowaną dyrektywę o prawach autorskich, zapewniając, że może zmienić obecną sytuację. – Wesprze twórców, ale nie zuboży internautów. Nie odbierze prawa do linków, nie zakaże memów ani nie przyniesie nowych obowiązków dla niekomercyjnych portali. Pomoże za to chronić własność intelektualną i nałoży na gigantów internetowych obowiązek uczciwej zapłaty polskim twórcom – wyliczają.

– Apelujemy do eurodeputowanych o wsparcie polskiej kultury. Tym, którzy nas wesprą, podziękujemy Tych, którzy pozwolą dalej nas okradać, zapamiętamy – zaznaczają sygnatariusze apelu.

Pod komunikatem w „Rzeczpospolitej”, zaznaczono, że to część akcji zorganizowanej przez firmy zrzeszone w Izbie Wydawców Prasy. Dziennik, tak jak wiele innych gazet, ukazał się z podwójną pierwszą stroną: ta zewnętrzna jest pusta i odsyła do apelu zamieszczonego na odwrocie, a dopiero ta wewnętrzna to standardowa „jedynka”.

Apel do eurodeputowanych

To kolejna taka akcja polskich wydawców prasowych dotycząca dyrektywy o prawach autorskich. We wrześniu ub.r., zaraz przed tym jak europosłowie głosowali na ówczesną wersją tej dyrektywy, z pustymi pierwszymi stronami i apelem o jej poparcie ukazały się m.in. „Rzeczpospolita”, „Parkiet”, „Puls Biznesu” i „Dziennik Gazeta Prawna”.

Pod koniec listopada trzy organizacje ENPA, EMMA i polska Izba Wydawców Prasy we wspólnym liście otwartym zaapelowały do rządów krajów Unii Europejskiej o przyjęcie dyrektywy o prawie autorskim na jednolitym rynku cyfrowym. – Obecna reforma musi zniwelować istniejącą nierównowagę polegającą na słabej pozycji negocjacyjnej prasy względem wielkich platform internetowych – podkreśliły. List zamieszczono m.in. w tytułach prasowych niektórych wydawców należących do IWP. Kolejne oświadczenie w tej sprawie organizacje EMMA (Europejskie Stowarzyszenie Wydawców Czasopism) ENPA (Europejskie Stowarzyszenie Wydawców Gazet), EPC (Europejska Rada Wydawców) oraz NME (News Media Europe) opublikowały w połowie grudnia.

Z kolei dwa tygodnie temu ponad 200 organizacji zrzeszających wydawców, twórców i muzyków z całego świata wystosowało apel o przyjęcie dyrektywy w obecnym kształcie.

Projekt dyrektywy uzgodniono miesiąc temu

Dyrektywa ws. praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym ma zmienić przepisy w zakresie praw autorskich, żeby dostosować je do obecnego poziomu rozwoju technologicznego mediów, zwłaszcza w internecie. Jej projekt jesienią 2016 r. przedstawiła Komisja Europejska.

W dyskusjach nad dyrektywą najwięcej uwagi poświęca się dwóm przepisom: art. 11 i art. 13. Ten pierwszy ma wprowadzić dodatkowe prawo pokrewne dla wydawców oraz licencjonowanie treści (nieobejmujące cytowania pojedynczych słów z innej publikacji), co może mocno zmienić model biznesowy większości agregatorów treści i aplikacji informacyjnych. Z kolei artykuł 13 mówi o monitorowaniu treści oraz odpowiedzialności prawnej dostawców usług internetowych za treści zamieszczane przez ich użytkowników.

Negocjacje w sprawie projektu toczyły się od wielu miesięcy, a ich ostatnia runda zakończyła się w połowie lutego. Jak poinformowano Parlament Europejski i Rada Europejska osiągnęły porozumienie, które według komunikatu ma na celu zapewnienie, że prawa i obowiązki wynikające z przepisów o prawie autorskim będą miały również zastosowanie do internetu. YouTube, Facebook i Google News to tylko niektóre z internetowych firm, których nowe przepisy będą najbardziej bezpośrednio dotyczyć.

PE zaznacza, że ustawodawcy dążyli również do tego, aby internet pozostawał przestrzenią wolności słowa. W dalszym ciągu będą mogły być udostępniane fragmenty artykułów, podobnie jak GIF-y i memy.

Giganci technologiczni podzielą się przychodami z artystami i wydawcami

Porozumienie ma na celu zwiększenie szans właścicieli praw autorskich, w szczególności muzyków, wykonawców i autorów scenariuszy, a także wydawców wiadomości, na wynegocjowanie lepszych wynagrodzeń za korzystanie z ich utworów zamieszczanych na platformach internetowych.

Według uzgodnionego projektu udostępnianie fragmentów artykułów nie będzie obejmowało praw firmy mediowej, która przygotowała udostępniony artykuł. Jednakże porozumienie zawiera również postanowienia, które pozwolą uniknąć nadużywania tego wyjątku przez serwisy informacyjne. W związku z tym fragment może w dalszym ciągu pojawiać się na przykład w wiadomościach Google News czy na Facebooku pod warunkiem, że jest „bardzo krótki”.

Porozumienie ma też gwarantować możliwość przesyłania utworów w celu cytatu, krytyki, recenzji, karykatury, parodii lub pastiszu, dzięki czemu memy i GIF-y będą nadal dostępne i udostępniane na platformach internetowych.

Wiele platform internetowych nie zostanie objętych dyrektywą

W tekście porozumienia określono również, że przesyłanie utworów w niekomercyjny sposób do encyklopedii internetowych, takich jak Wikipedia, lub platform oprogramowania open source, takich jak GitHub, będzie automatycznie wykluczane z zakresu dyrektywy. Ponadto platformy startupowe mają podlegać łagodniejszym wymogom niż te o bardziej ugruntowanej pozycji.

Według projektu autorzy i wykonawcy będą mogli ubiegać się o dodatkowe wynagrodzenie od dystrybutora wykorzystującego ich prawa, gdy pierwotnie uzgodnione wynagrodzenie będzie nieproporcjonalnie niskie w stosunku do korzyści uzyskanych przez dystrybutora.

W komunikacie wyjaśniono, że obecnie firmy internetowe mają niewielką motywację do podpisywania umów licencyjnych z posiadaczami praw, ponieważ nie przypisuje im się odpowiedzialności za treści przesyłane przez ich użytkowników. Są one zobowiązane jedynie do usuwania treści naruszających prawa autorskie i tylko wtedy, gdy poprosi o to ich właściciel praw. Dla posiadaczy praw jest to uciążliwe i nie gwarantuje im sprawiedliwego przychodu. Podejmowanie odpowiedzialności przez firmy internetowe zwiększy szanse posiadaczy praw (w szczególności muzyków, wykonawców i autorów scenariuszy, a także wydawców wiadomości i dziennikarzy) na zawieranie uczciwych umów licencyjnych, a tym samym uzyskiwanie sprawiedliwszego wynagrodzenia za cyfrowe wykorzystywanie ich utworów.

Przyjęte porozumienie musi teraz zostać zatwierdzone przez przedstawicieli Rady, parlamentarną komisję prawną i posiedzenie plenarne Parlamentu Europejskiego.

Polska dotychczas przeciw dyrektywie

Wstępna wersja projektu dyrektywy została przyjęta przez Parlament Europejski w połowie września ub.r. Następnie ruszyły tzw. trilogi, czyli negocjacje trzech instytucji unijnych: Parlamentu Europejskiego, Rady Unii Europejskiej oraz Komisji Europejskiej.

Odbyło się już kilka trilogów: na początku i pod koniec października, na początku listopada i w połowie grudnia, zorganizowano też szereg spotkań technicznych. Przedstawiciele państw członkowskich UE uzgodnili sporo ostatecznych zapisów dyrektywy, natomiast nie porozumiały się co do kluczowych artykułów: 11, 13 i 14.

Porozumienia nie osiągnięto też podczas rozmów w połowie stycznia. – Dzięki Polsce udało się zablokować niekorzystną dyrektywę o prawie autorskim. Nie ma mandatu do trilogu. Czekamy na kolejną propozycję prezydencji – poinformował Paweł Lewandowski, wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego. Oprócz naszego kraju przeciw zagłosowały Niemcy, Belgia, Holandia, Finlandia, Słowenia, Chorwacja, Luksemburg, Portugalia, Włochy i Szwecja.

Google, Wikipedia i youtuberzy krytykowali dyrektywę

Poprzednie wersje dyrektywy od wiosny ub.r. krytykowało wiele podmiotów internetowych. Swój sprzeciw wobec regulacji wyraziły m.in. Fundacja Mozilla (wzywała użytkowników, żeby apelowali w tej sprawie do europosłów), Wikipedia (zamknęła na dobę kilka wersji językowej swojego serwisu) i Wykop.

Z kolei Google na YouTubie prowadził akcję „#SaveYourInternet”. – Popieramy cele artykułu 13, ale jego obecna wersja napisana przez Parlament Europejski może spowodować poważne, niezamierzone konsekwencje, które mogą zupełnie zmienić oblicze internetu – czytamy w opisie akcji. Susan Wojcicki, dyrektor wykonawcza YouTube’a, pod koniec października w liście otwartym wezwała youtuberów, by sprzeciwili się wprowadzeniu dyrektywy. – Ta regulacja stanowi zagrożenie zarówno dla waszej możliwości utrzymywania się, jak dzielenia się swoim głosem ze światem – oceniła.

W listopadzie kilkudziesięciu polskich twórców youtube’owych i menedżerów współpracujących z nimi firm marketingowych we wspólnym liście do posłów Parlamentu Europejskiego zaprotestowało przeciw artykułowi 13 dyrektywy. – W praktyce oznacza to znaczące ograniczenie możliwości publikacji treści w internecie i stanowi bezpośrednie zagrożenie dla artystów, ich widowni i skupionej wokół nich branży – stwierdzili.

Google w swoim stanowisku szczegółowo wyliczyło zastrzeżenia do proponowanej dyrektywy. – Rozumiemy potrzebę aktualizacji i dostosowania tych przepisów do realiów ery internetu. Jednak proponowana dyrektywa Unii Europejskiej dotycząca praw autorskich może mieć niezamierzone konsekwencje, prowadzące do ograniczenia różnorodności informacji dostępnych online – zaznaczyła firma.