Surdel poinformował o zdarzeniu redakcję. Dziennikarz w czwartek późnym wieczorem jechał przez Caracas, stolicę kraju. Jego samochód zatrzymany przez uzbrojonych członków FAES – oddziałów specjalnych wenezuelskiej policji. Jak informuje „GW”, członkowie FAES są wysyłani przez reżim prezydenta Nicolasa Maduro m.in. do rozbijania antyrządowych demonstracji.
Dziennikarz został poproszony o dokumenty, a po kilku minutach kazano mu opuścić auto. Założono mu worek na głowę i bito. Po zdjęciu worka Surdelowi jeden z mężczyzn przyłożył mu do twarzy pistolet i pociągnął za spust nienabitej broni. Po chwili policjanci odjechali. Dziennikarz zadzwonił z prośbą o pomoc do swojego wenezuelskiego kolegi, który jest ratownikiem medycznym.
Surdel ma opuchnięte wargi, rozbity nos, ale nie ma żadnych złamań. Nie podjął jeszcze decyzji, czy pozostanie w Wenezueli.
– Najważniejsze, aby doszedł do siebie. Na pewno będziemy rozmawiać z nim o tym, co dalej. Jesteśmy przekonani, że nie został pobity przypadkowo. Oni doskonale wiedzieli, że jest dziennikarzem – mówi Bartosz T. Wieliński z „GW” i dodaje: – Będziemy też domagać się wyjaśnień od ambasady Wenezueli. Oczekujemy również reakcji polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych.