Dziennikarz Newsweek Polska, Wojciech Cieśla został wezwany na przesłuchanie przez policję w związku artykułem z sierpnia br. o Mariuszu Muszyńskim, wiceprezesie Trybunału Konstytucyjnego. Ma chodzić o ujawnienie adresu wiceszefa TK. – Sprawa nie jest represyjna wobec dziennikarza i całego środowiska – mówią w rozmowie z Wirtualnemedia.pl prawnicy i eksperci w zakresie prawa prasowego.
Przesłuchanie ma dotyczyć artykułu „Dubler” Wojciecha Cieśli na temat Mariusza Muszyńskiego, wybranego w grudniu 2015 roku sędzią Trybunału Konstytucyjnego (do orzekania został dopuszczony rok później, po tym jak zmienił się prezes TK), od lipca ub.r. pełniącego funkcję wiceprezesa TK. Według dziennikarza „Newsweeka” policja prowadzi postępowanie, ponieważ ten tekst został opublikowany „bez zgody osoby zainteresowanej”. Cieśla na antenie TVN24 skrytykował działania policji w tej sprawie. Ocenił, że to kolejny przykład wykorzystywania policji i prokuratury przez władzę do walki z niezależnymi mediami.
Prokuratura Okręgowa prowadzi natomiast postępowanie mające ustalić, czy w tekście ujawniono miejsce zamieszkania Muszyńskiego. Cieśla uważa, że sprawa powinna być rozpatrywana na ścieżce cywilnej, a nie przez prokuraturę i policję. Pisaliśmy już w Wirtualnemedia.pl o tym, że dziennikarz wezwanie na przesłuchanie w piątek rano do Wydziału do walki z Przestępczością Przeciwko Mieniu Komendy Rejonowej Policji dostał w czwartek. Nie mógł się stawić, ponieważ miał na ten dzień zaplanowane prowadzenie zajęć ze studentami w Krakowie. Przekazał tę wiadomość policji, prosząc o wyznaczenie innego terminu.
Sprawa wywołała w piątek burzliwą dyskusję w mediach społecznościowych, wiele osób broniło Wojciecha Cieśli, uznając to za atak na niezależność mediów.
Spór o opis miejsca zamieszkania wiceprezesa TK
Samuel Pereira, redaktor naczelny portalu TVP.info, zwrócił uwagę, że art. 14 pkt 6 mówi o zgodzie bohatera artykułu na publikację, ale tylko określonych treści. Przepis ten stanowi, że „nie wolno bez zgody osoby zainteresowanej publikować informacji oraz danych dotyczących prywatnej sfery życia, chyba że wiąże się to bezpośrednio z działalnością publiczną danej osoby”.
Pereira dodał, że w swoim artykule Cieśla opisał krótko miejsce zamieszkania Mariusza Muszyńskiego, podając nazwę podwarszawskiej miejscowości i ulicę. Zaznaczył, że dom wiceprezesa TK to piętrowa willa w miejscu, gdzie ta ulica „kończy się szutrem”. O ten opis ma toczyć się spór i to z tego powodu wiceprezes TK miał zgłosić sprawę powstania artykułu na policję.
Problem interpretacji art. 14 Prawa Prasowego i art. 49
Spytaliśmy kilku prawników, jak należy odnosić się w tym przypadku do interpretacji art. 14 pkt 6 Prawa Prasowego.
– Chciałem po pierwsze zwrócić uwagę, iż faktycznie – wbrew temu co przykładowo słyszałem w mediach – art. 49 Prawa prasowego (być może niestety), ale obowiązuje. Zgodnie z tym przepisem „Kto narusza m. in. przepisy art. 14 (w tym art. 14 ust. 6) podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności”. Skoro tak, to należy przypomnieć, że zgodnie z art. 14 ust. 6 Prawa Prasowego nie wolno bez zgody osoby zainteresowanej publikować informacji oraz danych dotyczących prywatnej sfery życia, chyba że wiąże się to bezpośrednio z działalnością publiczną danej osoby – przypomina w rozmowie z Wirtualnemedia.pl prof. UAM dr hab. Jędrzej Skrzypczak, kierownik Zakładu Systemów Prasowych i Prawa Prasowego, Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM.
Profesor tłumaczy: – Jak z powyższego wynika, są dwie przesłanki pozwalające na publikację takich informacji z życia prywatnego. Po pierwsze zgoda osoby zainteresowanej, a po drugie okoliczność, że taka informacja dotycząca prywatnej sfery życia i wiąże się bezpośrednio z działalnością publiczną danej osoby. Zatem – formalnie rzecz ujmując – w zasadzie prowadzący postępowanie karne (nie jestem pewien czy to Policja czy Prokuratura) na skutek zawiadomienia osoby skarżącej wiceprezesa TK, mogli zadać pytanie świadkowi (dziennikarzowi) czy miał on zgodę zawiadamiającego o możliwości popełnienia występku z art. 49 Prawa Prasowego – podkreśla Skrzypczak.
Zaznacza jednak: – Tylko tyle, że jest całkowicie niedorzeczne, bo do takiej konkluzji można dojść w sposób znacznie szybszy i prostszy, a mianowicie na podstawie samego zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa. Logiczne bowiem jest, że skoro ktoś składa zawiadomienie, to z pewnością nie wyraził zgody na ujawnienie takich informacji ze sfery prywatnej. Być może śledczy uznali, że warto zapytać o to drugą stronę. Natomiast z pewnością takie działania wobec dziennikarza mogą wywołać tzw. efekt mrożący, tzn. poprzez taką – jak się wydaje zwykłą czynność procesową jak przesłuchanie dziennikarza w charakterze świadka – odstraszać dziennikarzy przed podejmowaniem takich tematów (niewygodnych, krytycznych i dotyczących najważniejszych osób). Zresztą należałoby zadać pytanie, po co taka czynność miałaby być przeprowadzona (przesłuchanie w charakterze świadka), skoro postępowanie toczy w sprawie w której doskonale wiemy, kto dokonał ujawnienia. A skoro my wiemy, to tym bardziej organy ścigania. Jak już to należało wezwać po to, aby postawić zarzut i przesłuchać w charakterze podejrzanego – mówi nam prof. UAM dr hab. Jędrzej Skrzypczak.
„Sankcje karne budzą ogromne zastrzeżenia”
Profesor podkreśla także, że trzeba pamiętać o tym, że art. 14 ust. 6 Prawa Prasowego pozwala na przekazywanie informacji ze sfery prywatnej, jeżeli taka informacja wiąże się bezpośrednio z działalnością publiczną danej osoby.
– Tu oczywiście należałoby zrobić odrębny wykład co to znaczy w świetle dotychczasowego orzecznictwa sądów i trybunałów, w tym Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. W największym skrócie można tylko powiedzieć, że od polityków można wymagać w tym zakresie najwięcej, zatem prywatność podlega istotnemu ograniczeniu, choć i tak nie tracą możliwości ochrony sfery intymności. Wobec urzędników (w tym sądów i trybunałów) zakres prześwietlania ich sfery prywatności będzie węższy, ale z pewnością szerszy niż wobec przeciętnego Kowalskiego. Nie da się wyznaczyć takich granic w sposób generalny, bo każda sprawa jest inna. Najlepiej, gdyby zdecydował o tym niezawisły sąd. I pod tym kątem należałoby ewentualnie prowadzić postępowanie. Tylko rodzi się pytanie jakie postępowanie? Karne czy cywilne? Należy bowiem pamiętać, że używanie sankcji karnych (nawet najłagodniejszych) w sferze wolności słowa i prasy, budzi ogromne zastrzeżenia. Nie przesądzając, kto ma rację w tej sprawie (tj. czy opublikowana informacja wiąże się bezpośrednio z działalnością publiczną danej osoby) sugeruję, że takie spory powinno się rozsądzać na drodze postępowania cywilnego. Choć przyznajmy – że rezultat takiego postępowania (wysokie odszkodowanie czy zadośćuczynienie) może być także dolegliwy dla dziennikarza i redakcji. Ale z pewnością nie wkracza w sferę wolności osobistej. Podsumowując, działanie policji w tej sprawie – moim zdaniem – delikatnie mówiąc, było całkowicie niepotrzebne i zbędne, a wręcz nieroztropne – stwierdził kierownik Zakładu Systemów Prasowych i Prawa Prasowego Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM.
„Prośba policji wprowadza w błąd”
Z kolei doktor Barbara Mąkosa z Wydziału Dziennikarstwa Informacji i Bibliologii Uniwersytetu Warszawskiego zauważa, że „bez cienia wątpliwości można stwierdzić, że dziennikarz nie musiał pytać o zgodę na opublikowanie artykułu i uzależniać jego publikacji od uzyskania tej zgody, bo nie ma zapisu w prawie prasowym, który nakładałby na dziennikarza taki obowiązek”.
– Prośba policji, wyrażona w wezwaniu do stawiennictwa w charakterze świadka, o udzielenie informacji, czy Wojciech Cieśla posiadał stosowną zgodę od Mariusza Muszyńskiego do opublikowania artykułu, wprowadza w błąd co do istoty sprawy, bo sugeruje jakoby było to w świetle prawa wymagane, a w istocie nie jest wymagane – uważa dr Barbara Mąkosa. – Natomiast prawo do opublikowania w artykule danych osobowych w postaci wskazania miejsca zamieszkania stawia pod znakiem zapytania spełnienie przez dziennikarza obowiązku wynikającego z art. 14.6 Ustawy Prawo prasowe, który wyraźnie wskazuje, że: „Nie wolno bez zgody osoby zainteresowanej publikować informacji oraz danych dotyczących prywatnej sfery życia, chyba, że wiąże się to bezpośrednio z działalnością publiczną danej osoby”. Nie wolno zatem tego robić bez zgody danej osoby, co dla dziennikarza oznacza, że trzeba tę zgodę rzeczywiście uzyskać – podkreśla doktor z Uniwersytetu Warszawskiego.
Zaznacza jednak, że jedynym wyjątkiem od konieczności jej uzyskania (zgody) jest sytuacja, w której podane dane wiążą się bezpośrednio z działalnością publiczną danej osoby.
– Dane o miejscu zamieszkania mogłyby być zatem podane bez zgody wtedy, kiedy istniałoby wyraźne „zakotwiczenie” tych danych w publicznej działalności osoby, której one dotyczą – na przykład we wskazanym miejscu zamieszkania prowadzona jest jakaś działalność publiczna, a nie w innym celu. Otwarte pozostaje zatem pytanie, czy autor artykułu podał te dane w celu poinformowania czytelników o czymś, co bezpośrednio, a nie tylko pośrednio wiązało się z publiczną działalnością bohatera artykułu – wiceprezesa Trybunału Konstytucyjnego – wtedy mógłby je podać bez zgody – czy też w innym celu, którego art. 14 nie przewiduje – mówi nam Barbara Mąkosa.
Możliwe postępowanie z kodeksu karnego
Doktor dodaje, że w dotyczącym odpowiedzialności prawnej Rozdziale 7 Prawa Prasowego, w art. 49, wskazano, że „kto narusza przepisy artykułu m.in. 14, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności”.
– Wyraźnie przewidziano więc tryb postępowania z kodeksu karnego. Kluczowa dla zastosowania tego trybu jest zatem odpowiedź na pytanie, czy czyn dziennikarza wypełnia znamiona naruszenia art. 14 – czy podane informacje dotyczyły prywatności i czy zostały opublikowane bez zgody danej osoby w sytuacji, w której zgoda była wymagana. Rodzi się też pytanie, czy podanie jedynie opisu miejsca zamieszkania, a nie pełnego adresu można potraktować jako informację lub dane dotyczące prywatności? Jeśli sięgnęlibyśmy do definicji danych osobowych, to są to wszelkie informacje, na podstawie których można ustalić tożsamość danej osoby. Definicja dotyczy „jednego lub kilku specyficznych czynników, określających cechy fizyczne, fizjologiczne, kulturowe lub społeczne danej osoby”, na podstawie których można ustalić jej tożsamość. Jeżeli tu mamy szczegółowy opis miejsca zamieszkania, to w moim przekonaniu na podstawie tego opisu, kiedy jest podana miejscowość, nazwa ulicy i jest opisany dom i dojazd do niego, raczej nie ma wątpliwości, że chodziło o podanie miejsca zamieszkania bohatera artykułu, a nie jakiejś innej osoby? – pyta retorycznie doktor z Uniwersytetu Warszawskiego.
Zaznacza także: – Naruszenie art. 14 stanowi przestępstwo za które grozi odpowiedzialność karna. Wprawdzie pojawiają się opinie, że jest to pewne archaiczne rozwiązanie przewidziane wobec dziennikarzy i być może należałoby to zmienić i przynajmniej „złagodzić” (aby było to przestępstwo ścigane np. z oskarżenia prywatnego, względnie na wniosek osoby pokrzywdzonej, a nie przestępstwo ścigane z urzędu, jak jest teraz) lub całkowicie zdepenalizować to przestępstwo, lecz w obecnym stanie prawnym w przypadku zawiadomienia o takim przestępstwie organy ścigania są zobligowane do podjęcia czynności sprawdzających, czy doszło do naruszenia. Oczywiście zawsze ocenie powinien też podlegać ładunek społecznego niebezpieczeństwa takiego naruszenia, aby ta regulacja nie stała się narzędziem represyjnym w stosunku do dziennikarzy. Osoba, która czuje się pokrzywdzona naruszeniem swojej prywatności może oczywiście wnieść powództwo cywilne z powodu naruszenia dóbr osobistych , ale to nie wyklucza niestety drogi karnej na podstawie art. 49 prawa prasowego – objaśnia Barbara Mąkosa.
„Dziennikarz zachował się nieostrożnie”
W rozmowie z nami podsumowuje: – Osobiście uważam, że tak doświadczony dziennikarz z pewnością znał prawo, wiedział jakie obowiązują go przepisy, wiedział jaka jest ich wykładnia i niejako „igrał z ogniem” w ramach swoistej prowokacji. Policja zawiadomiona o możliwości popełnienia przestępstwa jak najbardziej ma prawo zbadać sprawę, a nawet w tej sytuacji na tym etapie nie ma innego wyjścia. Jedyną kwestią, jaka może działać na korzyść dziennikarza, to fakt, że nie musiał mieć zgody na opublikowanie całego artykułu , a jedynie na podanie informacji o miejscu zamieszkania i pytanie, czy jego czyn jest naprawdę szkodliwy społecznie w stopniu większym, niż znikomy? Dziennikarz być może podał te dane przypuszczając, że urzeczywistnia prawo obywateli do rzetelnego informowania i jawności życia publicznego, ale w moim przekonaniu, realizując to prawo zachował się nieostrożnie, podając informacje ad personam ze sfery prywatności, gdy nie było to uzasadnione argumentami ad rem – odnoszącymi się bezpośrednio do działalności osoby, o której pisał – puentuje doktor Barbara Mąkosa z Wydziału Dziennikarstwa Informacji i Bibliologii Uniwersytetu Warszawskiego.
„Sprawa nie jest represyjna wobec dziennikarza i całego środowiska”
Na podobne aspekty w publikacji autorstwa Wojciecha Cieśli zwraca uwagę prawnik Piotr Schramm, partner w Kancelarii GESSEL.
– Policja wzywa redaktora Wojciecha Cieślę z dnia na dzień na komisariat w związku z artykułem o Mariuszu Muszyńskim „Dubler”. Do opinii publicznej trafia przekaz mówiący, iż wezwanie to działanie represyjne dzisiejszej władzy wobec dziennikarza za tę publikację. Uzasadnieniem dla takiego przekazu jest teza, iż wezwanie redaktora Cieśli ma związek z tym, iż bez zgody Mariusza Muszyńskiego napisał artykuł o nim – co oczywiście stanowiłoby kuriozum, jeśliby taki był powód wezwania dziennikarza. Tyle, że w rzeczywistości jest inaczej. Proszę spojrzeć na wezwanie skierowane przez policję. W wezwaniu tym znajduje się odwołanie do art. 49 ust. 1 ustawy Prawo prasowe. A kiedy przeczytamy ten przepis – znajdziemy w nim z kolei odwołanie do art. 14 ust. 6 tej samej ustawy, który mówi – że nie wolno bez zgody osoby zainteresowanej publikować informacji oraz danych dotyczących prywatnej sfery życia, chyba że wiąże się to bezpośrednio z działalnością publiczną takiej osoby. I Na tym polega dokładnie ewentualny problem, bowiem w artykule „Dubler” znajdują się dane, które mogą pozwolić lub pozwalają na ustalenie adresu zamieszkania rodziny Państwa Muszyńskich (miejscowość, ulica, lokalizacja domu). Artykuł natomiast dotyczy „dublerskiej sytuacji” sędziego Muszyńskiego w ramach jego działań w polskim Trybunale Konstytucyjnym – do czego wiedza o jego miejscu zamieszkania nie jest „nieodzowna” – mówi Wirtualnemedia.pl Schramm.
Podkreśla, że jeśli finalnie sprawa trafi do sądu (na razie nie ma jeszcze nawet wobec żadnej osoby postawionych zarzutów), sąd będzie musiał ocenić, czy artykuł podając miejscowość, ulicę i lokalizację domu Muszyńskich – publikuje dane dotyczące prywatnej sfery ich życia oraz, jeśli tak – to, czy wiąże się to i w dodatku „bezpośrednio” z działalnością publiczną Muszyńskiego.
– Jeśli nie – sprawa może przyjąć niechciany obrót. Muszę przypomnieć, że Sąd Najwyższy w jednym ze swych wyroków wskazał, że konieczność uzyskania zgody osoby na publikację dotyczących jej informacji prywatnych jest wyłączona tylko, jeśli publikacja prywatnych danych wiąże się z działalnością publiczną danej osoby. Samo bycie tzw. „osobą publiczną” jeszcze nie uzasadnia publikacji danych prywatnych. Nie sposób także nie wspomnieć o innym wyroku Sądu Najwyższego z dnia 2 października 2006 roku, gdzie Sąd Najwyższy wskazał wprost, iż istnieje odpowiedzialność karna za opublikowanie danych prywatnych, np. właśnie adresu – z tym, iż odpowiedzialność taką ponosi niekoniecznie dziennikarz piszący materiał, ale możliwa jest ona po stronie redaktora naczelnego. Pytanie bowiem – kto decydował o publikacji (zresztą stąd dodatkowe pytania padają w wezwaniu skierowanym przez policję do redakcji „Newsweeka” w kwestii innych osób pracujących przy publikacji). Wszystko to jednak stanowi dowód, iż sprawa nie jest ewidentnie „represyjna” wobec dziennikarza i – jak może być to przedstawiane – całego środowiska – dlatego powinna być jak najpilniej wyjaśniona, do jej wyjaśnienia zaś konieczne jest przesłuchanie Wojciecha Cieśli innych osób, oraz dokładna analiza całości materiałów, które w sprawie zbiorą organy ścigania – uważa prawnik z kancelarii GESSEL.
Dodaje jednak, że „obecnie nikt nie jest winny, a jest niewinny”.
– Niewinny, chroniony konstytucyjnym i kodeksowym domniemaniem niewinności. A czy ktokolwiek jest w tej sprawie winny – zdecyduje sąd i to w dodatku w ostatecznym i prawomocnym wyroku, o ile ta sprawa do sądu trafi. A jeśli trafi – z uwagą i zaciekawieniem będę śledził jej przebieg, ponieważ nie jest ona jednoznaczna. Warto jednak przypomnieć, że w 2013 roku zapadł wyrok w innej sprawie, w której karna odpowiedzialność właśnie związana z art. 14 Prawa prasowego napotkała skazanie dziennikarza stacji telewizyjnej. Przyznaję, iż takie sprawy są niezwykle rzadkie, a skazania jeszcze rzadsze, ale uczciwie analizując, nie wolno nam dziś mówić o karygodnej próbie ograniczenia wolności mediów poprzez takie działania władzy i służb policyjnych – ocenia Schramm.
Redakcja Newsweek Polska broni dziennikarza
W piątek redakcja „Newsweeka” na swojej stronie internetowej opublikowała tekst: „Sędzia Muszyński, czyli >>Dubler<<. To z powodu tego tekstu policja wzywa naszego dziennikarza na przesłuchanie” oraz „Policja wzywa na przesłuchanie Wojciecha Cieślę, dziennikarza >>Newsweeka<<. Wszystko dlatego, że napisał tekst bez zgody wiceprezesa TK, Mariusza Muszyńskiego”. W pierwszym z nich przypomniano pełną treść tekstu dziennikarza z sierpnia br., o który toczy się spór.
W piątek, w odniesieniu do sprawy oświadczenie wydał m.in. Press Club Polska. Organizacja skomentowała, że wezwanie na przesłuchanie dziennikarza stwierdzając, że „Działania organów państwa wobec dziennikarzy, ujawniających swoimi publikacjami przestępstwa lub nieprawidłowości w życiu publicznym, polegające na straszeniu stawianiem zarzutów karnych, wzywaniu na przesłuchania i stosowaniu wobec nich innych represji przy instrumentalnym użyciu prawa są brutalną i niedopuszczalną próbą zastraszenia, zapewne w celu wymuszenia zaniechania tego typu publikacji. Używanie w tym kontekście ABW, policji i prokuratury jest właściwe państwom autokratycznym, nie demokratycznym” – napisano w oświadczeniu.
Dodano także, że „Press Club Polska wyraża najwyższe uznanie wszystkim dziennikarzom i pracownikom mediów, którzy wykonują swój zawód zgodnie z regułami, w poszanowaniu prawdy i dobrze pojętym interesie publicznym, którym jest m.in. wolność słowa i swoboda wypowiedzi”.