W rubryce „zawód” Wojciech Korfanty wpisywał: „redaktor”

Wojciech Korfanty

W rubryce „zawód” Korfanty wpisywał:„redaktor”, lecz pierwsze próby, jako wydawcy, doprowadziły go do kilku bankructw. W końcu nauczył się biznesu. Jego „Polonia” w polskim czasopiśmiennictwie była wręcz rewolucyjna. W Katowicach miała własną drukarnię. W której, nota bene, po wojnie drukował się również „Dziennik Zachodni”.

Na początku Wojciech Korfanty z trudem wiązał koniec z końcem. Sam zarabiał na swoje wykształcenie w gimnazjum i na studiach – korepetycjami i korektą w gazetach.

Po 1922 roku zasiadał w licznych radach nadzorczych spolonizowanego przemysłu i stał się człowiekiem zamożnym, co mu ostro potem wyrzucano. Stworzył imperium wydawnicze, na wskroś nowoczesne i opiniotwórcze. Kupił duży dom przy ul. Powstańców 41 w Katowicach, czterokondygnacyjny z rozległym tarasem i ogrodem. Kupił także willę w Zakopanem i nazwał ją na cześć żony „Elżbieciną”. U Witkacego zamawiał portrety całej rodziny.

Pochodził z biednej rodziny z Sadzawek koło Siemianowic Śląskich, która widziała w nim przyszłego księdza. Był nieprzeciętnie zdolny, ale z katowickiego gimnazjum (obecne VIII LO przy ul. 3 Maja) został wyrzucony przed maturą za propolskie wystąpienia i szukanie polskiej przeszłości.

W czasie studiów w Berlinie pracował jako korektor w socjalistycznej „Gazecie Robotniczej”. Przyjaźnił się z polskimi socjalistami współpracującymi z tym tytułem, ale wybrał narodowców. Gdy z Berlina przeniósł się do Wrocławia, zarabiał korepetycjami. Studiował filozofię, prawo i ekonomię. Ostatecznie zdobył dyplom z prawa i ekonomii uczelni w Berlinie w 1901 roku. Prócz polskiego i niemieckiego władał angielskim i francuskim, trochę mówił po rosyjsku.

Z pewnością mógłby spełniać się w wielu dziedzinach. Wybrał dziennikarstwo.

Pierwsze artykuły drukował w prasie poznańskiej i galicyjskiej już w 1899 roku. Jeszcze we Wrocławiu nawiązał współpracę z „Dziennikiem Berlińskim”, gdzie regularnie publikował korespondencje z Górnego Śląska. Doszła współpraca z poznańską „Pracą”. Dwa jego teksty: „Do moich braci Górnoślązaków” i „Do Niemców” stały się przedmiotem zainteresowania prokuratora, który doszukał się w nich „wzniecania nienawiści narodowej przeciwko Niemcom”.

W 1902 roku Korfanty trafił do więzienia na cztery miesiące. Już jako redaktor poznańskiej „Pracy” nie przestawał myśleć o założeniu pisma w Katowicach. Znalazł wreszcie wydawcę i pierwszy numer „Górnoślązaka” ukazał się w grudniu 1901 roku. Korfanty został redaktorem naczelnym w Katowicach, a siedziba gazety stała się kwaterą polskiego ruchu narodowego. Redakcja i drukarnia mieściły się w centrum miasta, przy ul. Młyńskiej (tam była potem też siedziba DZ). „Górnoślązak” Korfantego szybko zyskiwał czytelników za sprawą jego ostrych tekstów, ale wydawca nie chciał dopuścić go do spółki. Ostatecznie tytuł trafił do przeciwnika politycznego Korfantego – „króla prasy polskiej na Śląsku” Adama Napieralskiego, przywódcy umiarkowanego skrzydła w ruchu polskim.

Dlatego na początku 1905 roku Korfanty opuścił „Górnoślązaka” i założył własną gazetę pod nazwą „Polak”, której był sam właścicielem i zarazem redaktorem. Dwa lata później do wychodzącego trzy razy w tygodniu „Polaka” dodał codzienny „Kurier Śląski”. Niestety, nie miał dużych pieniędzy, a jego gazety nie przynosiły wtedy dochodu. Z wyłącznego właściciela stał się udziałowcem powołanej spółki wydawniczej, co na jakiś czas go uratowało.

W 1904 r. został też wspólnikiem firmy handlującej węglem i marzył, by wydzierżawić sobie kopalnię, ale na marzeniach się skończyło. Sytuacja zrobiła się dramatyczna, gdy upadła „Silvana”, bank handlowo-komisowy w Katowicach, który miał wesprzeć finansowo „Polaka” i „Kuriera Śląskiego”.

Nominację na polskiego komisarza plebiscytowego, z podpisem Naczelnika Państwa Piłsudskiego, otrzymał Korfanty 20 lutego 1920 roku. To z jego inicjatywy powstał Wydział Prasowy Polskiego Komisariatu Plebiscytowego. To on zaczął konsolidować całą prasę na Górnym Śląsku, koncentrującą się na jednej sprawie – na wygraniu Polski.

Cały czas doceniał siłę gazet. Już w 1923 roku odkupił od kardynała Adama Sapiehy akcje w niewielkim krakowskim dzienniku „Głos Narodu”. Równie szybko się ich pozbył, bo miał niewielki wpływ na jego redakcję. W 1924 roku odkupił od Ignacego Paderewskiego warszawski dziennik „Rzeczpospolita” i nabył Drukarnię Polską SA z całym wyposażeniem.

Cały czas przygotowywał się do założenia własnej gazety na Górnym Śląsku. Przygotowywał się długo i starannie. I… sukces był ogromny. „W tej ciężkiej sytuacji założyłem „Polonię” jako pismo poważne, które miało roztrząsać zagadnienia gospodarcze i ułatwiać ich zrozumienie szerokim masom, być wyrazem potrzeb Górnego Śląska, a równocześnie przeciwdziałać szkodliwemu szerzeniu nienawiści społecznej i nacjonalistycznej” – pisał potem w Odezwie do Ludu Śląskiego. Pierwszy numer „Polonii” ukazał się 24 października 1924 roku w nakładzie 40 tys. egzemplarzy. To była rewolucja na śląskim rynku wydawniczym i pod względem siły oddziaływania, i rozmachu organizacyjnego. Gazeta miała oddziały w całej Polsce, a korespondentów w Londynie, Paryżu, Wiedniu i Pradze. W zespole redakcyjnym byli m.in. Stanisław Ziemba i Bolesław Surówka, po wojnie publicyści DZ. Współpracowali z gazetą literaci: Gustaw Morcinek, Kornel Makuszyński, Emil Zegadłowicz.

Korfanty najpierw kupił zakład poligraficzny w Rybniku, powołując Księgarnię i Drukarnię Polską. Potem kupił parcelę w Katowicach przy ul. Sobieskiego i zbudował nowoczesną drukarnię, do której przeniósł firmę z Rybnika.

Tak powstała „Polonia”, Spółka Wydawnicza i jej najważniejszy tytuł. Korfanty był jedynym właścicielem drukarni i gazety, która z czasem stała się firmą rodzinną, udziały posiadała też żona i syn Zbigniew oraz zięciowie. Od 1927 roku nazywała się Śląskie Zakłady Graficzne i Wydawnicze „Polonia”. W zarządzie, w pierwszym okresie, był m.in. Konstanty Wolny, marszałek Sejmu Śląskiego.

Całe szczęście, że Korfantemu udał się własny biznes, bo po zamachu majowym, który jawnie krytykował, piłsudczycy eliminowali go z życia publicznego. Odwołano go z rad nadzorczych, m.in. polsko-francuskiej spółki Skarboferm, która dzierżawiła kopalnie węgla kamiennego. Fundusze na rozwój swojej spółki pozyskiwał z licznych firm przemysłowych z Górnośląskim Związkiem Górniczo-Hutniczym na czele. Część środków pochodziła z kapitału niemieckiego, co spotykało się z krytyką i szykanami. Przeciwnicy polityczni nie dawali mu spokoju ani na chwilę. Następnego dnia po jego aresztowaniu i osadzeniu w twierdzy brzeskiej, w 1930 roku, do drukarni wkroczyli urzędnicy skarbowi z żądaniem natychmiastowej zapłaty jakiejś zaległości. Nie dostali pieniędzy od razu, więc opieczętowali maszyny drukarskie, których wartość wielokrotnie przewyższała dług. Przez kilka dni „Polonię” drukowano w innym miejscu, ale jego bogata spółka zachwiała się w posadach finansowych. Na prostą wyszła znów, gdy od 1932 roku zaczęła wydawać dziennik ilustrowany „Siedem Groszy”, popularny w tamtym czasie i stroniący od polityki. W 1936 roku dołączył do niego „Kurier Wieczorny”, w którym dominował sport.

Oba masowe tytuły zarabiały na utrzymanie prestiżowej, ale deficytowej „Polonii”. Drukowały dodatki tematyczne, powieści, a nawet komiksy, m.in. „Przygody bezrobotnego Froncka” (na łamach „Siedmiu Groszy”).

Korfanty ciągle inwestował, także w drukarnię, do której wprowadził w 1937 roku pierwszą w Polsce maszynę do druku kolorowego. Wszystkie jego tytuły przetrwały do wybuchu wojny. Mimo sukcesów biznesowych, ciągle musiał walczyć z aparatem państwa. Skarżył się we wspomnianej Odezwie do Narodu Śląskiego (po zamachu majowym): „Nasamprzód świadomie łgano, przedstawiając mnie jako najbogatszego człowieka w Polsce, który zarobił liczne miliony! Z bezczelnością niebywałą rozszerzano wiadomości na łamach pism, że jestem właścicielem kopalń, że zakupiłem w Poznańskiem 100 000 morgowy majątek krotoszyński, że nabyłem w Krakowie „Grand Hotel”, że posiadam w Zakopanem kilkanaście willi, że mam jakieś pałace w Szwajcarii, a w bankach zagranicznych miliony dolarów. Wszystko to okazało się wierutnym kłamstwem i oszczerstwem, by podjudzić przeciwko mnie.”

Zmagał się więc z urzędnikami, ale uderzano w niego także w ramach czysto biznesowej walki. Wielki polityczny przeciwnik Korfantego – sanacyjny wojewoda śląski Michał Grażyński – psuł biznesy Korfantemu rywalizując z nim na rynku prasy. Dysponował (w sensie politycznym) własnymi mediami, wśród których prym wiódł dziennik „Polska Zachodnia”. Za pośrednictwem tej gazety walczył Grażyński o narzucenie odmiennej narracji niż Korfantowska.

Wielką biznesową karierę Korfantego tak naprawdę przekreślił jego konflikt z sanacją. Konflikt z sanacją de facto doprowadził Korfantego do śmierci. Ostatecznie wszystkie biznesy unieważniła II wojna światowa.