Publicysta Krzysztof Wołodźko oskarżony o molestowanie

„Przeprosiłem prywatnie, a temat upubliczniono po naciskach”

Krzysztof Wołodźko

Portal Codziennikfeministyczny.pl opublikował artykuł Małgorzaty Szymaniak, współpracownicy kwartalnika „Nowy Obywatel”, w którym kobieta oskarża publicystę Krzysztofa Wołodźko o nachalne pisanie wiadomości o podtekście seksualnym, określając jego zachowanie molestowaniem. – Były to niestosowne zachowania, których żałuję. Nie mogę się jednak pogodzić z faktem, że postanowiono zrobić z nich sprawę publiczną. Temat upubliczniono w efekcie nacisków, żebym przeprosił za wszystko publicznie. Rozważam konsultację z prawnikiem – tłumaczy nam Wołodźko.

Szymaniak opisuje, że rok temu – w maju 2017 roku – otrzymała na Facebooku zaproszenie od Wołodźki, aby dodała go do znajomych. Przebywała wówczas w Krakowie na festiwalu myśli społecznej, którego dyrektorem był wtedy publicysta, z którym kobieta rozmawiała podczas imprezy. Po zakończeniu festiwalu Krzysztof Wołodźko zaczął wysyłać do Małgorzaty Szymaniak prywatne wiadomości, które po dwóch miesiącach zamieniły się w bardziej prywatne.

(…) spytał mnie nagle, czy może powiedzieć mi „bardzo frywolny komplement”. Odmówiłam, uzasadniając to tym, że nie chciałabym, aby wpłynęło to negatywnie na nasz późniejszy kontakt. Rzeczywiście nie usłyszałam w końcu planowanej treści komplementu, jednak nie obyło się bez negocjacji:„Okej. Czyli zostanę z tym sam”, „Nie ukrywam że żałuję bo chciałbym Cię poaadorować” (pisownia oryginalna). Gdy już prawie się ugięłam, dowiedziałam się, że ten komplement byłby „[g]rzeczny, ale chyba podpadłby pod porno. :D” – opisuje Szymaniak.

– Krzysztof Wołodźko osiągnął tu całkiem sprytny efekt. Niby nie napisał mi niczego konkretnego, ale dał do zrozumienia, że ma seksualne fantazje na temat mojego ciała i chce, żebym o tym wiedziała. Ja natomiast nie potrzebowałam z jego strony bardziej obrazowych i dosłownych opisów, aby mimowolnie wyobrazić sobie coś podobnego i poczuć się obrzydliwie – dodaje.

Później okazało się, że kobiet zaczepianych przez publicystę jest więcej. Z relacji autorki artykułu na Codziennikfeministyczny.pl wynika, że miał on m.in. pytać „jakie mają na sobie majtki”, nawiązywać w komentarzach do stosunku seksualnego oraz nachalnie wysyłać zaczepne komentarze, a po kolejnych odmowach – blokować na FB. – Mój kontakt z nim urwał się, gdy dodałam na instagram zdjęcie z klubu z rozpiętą koszulą, a on mi napisał w środku nocy „o rety, a myślałem, że jesteś taka grzeczna…” – cytuje wypowiedź jednej z kobiet.

Autorka przyznaje jednak, że chciała rozwinąć współpracę z kwartalnikiem „Nowy Obywatel” i zależało jej na dobrych kontaktach z redakcją. Dlatego starała się załagodzić relację z Krzysztofem Wołodźką. – Później Wołodźko znudził się już rozmowami ze mną i zaproponował co prawda jeszcze poprowadzenie spotkania w jego zastępstwie, jednak poza tym zwracał się do mnie raczej oschle i odpowiadał zdawkowo – przypomina Małgorzata Szymaniak.

„Przeprosiłem te osoby prywatnie, rozważam konsultację z prawnikiem”

Jednocześnie Małgorzata Szymaniak sugeruje, że Wołodźko jako ówczesny wicenaczelny „Nowego Obywatela” „najprawdopodobniej świadomie wykorzystywał swoją pozycję władzy wobec młodych osób ze środowiska, w którym był rozpoznawalny”. Kobieta poinformowała o wszystkim krakowską Spółdzielnię „Ogniwo” i redakcję „Nowego Obywatela”. Kolektyw Spółdzielni zarekomendował radzie nadzorczej usunięcie publicysty z grona spółdzielców, jednak Wołodźko sam zrezygnował. Natomiast redaktor naczelny „Nowego Obywatela” Remigiusz Okraska zażądał od swojego zastępcy przeproszenia osób poszkodowanych, jakiejś formy zadośćuczynienia oraz wystosowania publicznego oświadczenia o całej sprawie.

– Przeprosiłem część tych osób prywatnie. Wpłaciłem 2 tys. złotych na Fundację Pozytywnych Zmian z Bielska-Białej, ponieważ chciałem, żeby to nie były zdawkowe słowa. Nie byłem przełożonym żadnej z tych osób, w tym autorki, która zaznaczyła, że współpracowała ze mną później z własnej woli, i napisała tekście, że moje zachowanie było „oschłe”. Utrzymywałem zdystansowaną formę komunikacji, żeby było jasne, że zaczepki już się nie powtórzą – tłumaczy w rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl Krzysztof Wołodźko.

– Były to niestosowne zachowania, których żałuję. Nie mogę się jednak pogodzić z faktem, że postanowiono zrobić z nich sprawę publiczną. Zadeklarowałem gotowość przeprosin każdej osoby, która uzna, że zachowałem się wobec niej niestosownie. Temat upubliczniono w efekcie nacisków, żebym przeprosił za wszystko publicznie, czego nie uznałem za słuszne. Obecnie rozważam konsultację z prawnikiem – dodaje Wołodźko.

Krzysztof Wołodźko jest dziennikarzem i publicystą, ekspertem Narodowego Centrum Kultury w Zespole ds. Polityki Lokalnej. Jego felietony ukazują się w „Gazecie Polskiej Codziennie”, a także są nadawane na antenie Polskiego Radia 24. Był związany z takimi mediami jak „Znak”, „Ha!art”, „Fronda Lux”, TV Republika, „W Sieci”, „Nowa Konfederacja”, „Rzeczpospolita”, „Pressje” i „Kontakt”.

Przypomnijmy, że w listopadzie 2017 roku w „Codzienniku Feministycznym” ukazał się tekst „Papierowi feminiści. O hipokryzji na lewicy i nowych twarzach polskiego #metoo”. Autorki tekstu oskarżyły Jakuba Dymka i Michała Wybieralskiego m.in. o mobbing i molestowanie seksualne. Współpracę z Dymkiem natychmiast zawiesiła „Krytyka Polityczna”, a Wybieralski odszedł z „Gazety Wyborczej”.