– Cytat (z rozmów małżeństwa Macierewiczów – red.) pokazuje, jaką cenę płaciły żony opozycjonistów za działalność mężów. Macierewicz opowiadał zresztą, że zlustrował kilkuset członków swojej rodziny. Jeśli to wszystko nazywa „brutalnym atakiem” i „ubeckimi metodami”, to faktycznie najlepiej będzie spotkać się w sądzie – odpowiadają na zarzuty byłego szefa MON oraz części publicystów Anna Gielewska i Marcin Dzierżanowski, autorzy książki „Antoni Macierewicz. Biografia nieautoryzowana”.
W sprzedaży pojawiła się książka „Antoni Macierewicz. Biografia nieautoryzowana”, w której dziennikarze śledczy Anna Gielewska i Marcin Dzierżanowski opisują życie i karierę polityczną byłego ministra obrony narodowej. To pierwsza biografia tego polityka Prawa i Sprawiedliwości. Autorzy prześwietlają życiorys byłego ministra w oparciu o teczki IPN, nieznane archiwa i depesze amerykańskiej ambasady. Dziennikarze rozmawiali z ponad setką osób, które poznały Antoniego Macierewicza na różnych etapach działalności.
Kontrowersyjne dla części publicystów jest opublikowanie w książce stenogramów z podsłuchów, dotyczących prywatnych spraw Antoniego Macierewicza, w tym jego kłótni z żoną. Macierewicz był wówczas podsłuchiwany przez SB.
Sam polityk już zapowiedział pozwanie Gielewskiej i Dzierżanowskiego. – Ta sprawa moim zdaniem najgłębiej dotyka tego, co nazywamy etyką dziennikarską. Nigdy ci ludzie się do mojej żony nie zgłosili, nigdy o nic nie zapytali, opublikowali esbeckie podsłuchy dotyczące wyłącznie spraw prywatnych mojej żony – po to by w nią uderzyć. To jest podłość – mówił na antenie Polskiego Radia 24.
Granica intymności przekroczona?
– Strasznie gryzie się wykorzystywanie przez dziennikarzy SB-eckich nagrań z małżeńskich kłótni Macierewicza. Są pewne granice intymności, których przekraczać się po prostu nie powinno. Tym bardziej, że niczego ważnego dla interesu publicznego te podsłuchy nie wnoszą – napisał na Twitterze Andrzej Gajcy, dziennikarz Onetu. – Czytałem książkę Gielewska & Dzierżanowski. Bez przesady z tym ujawnieniem podsłuchów rozmów małżeństwa Macierewiczów .To 2 małe fragmenty, nie naruszają granic intymności. Autorzy pokazali jak prześladowania SB wpływały na życie codzienne opozycji. Piszą to z troską i współczuciem – stwierdził z kolei Wojciech Czuchnowski z „Gazety Wyborczej”.
Z Czuchnowskim polemizował na Twitterze dziennikarz Radia ZET Konrad Piasecki. – Czytałem fragmenty. Chciałbyś żeby opisywano Twoje – podsłuchane, domowe rozmowy? Ja bardzo nie. Nawet gdyby miały czegoś dowieść – zaznaczył. – Wiem, że to jest ryzykowne. Ja bym tego nie publikował, ale autorzy nie poszli w sensację i bruk. Myślę że mieli dobre intencje a cały rozdział się broni – uznał Czuchnowski.
– Dobrze by było, raz na zawsze ustalić, że jeśli dziennikarz uznaje pewne reguły i standardy, to nie wykorzystuje SB-eckich nagrań z domowych kłótni, przynajmniej za życia zainteresowanych. A i potem – z ogromną ostrożnością i taktem – dodał Piasecki.
Nieco inaczej ocenia to dziennikarz Onetu Andrzej Stankiewicz, który w rozmowie z Dorzeczy.pl podkreśla, że gdyby autorzy książki chcieli „wywlekać osobiste rzeczy”, na przykład informacje o chorobach, to odtajnionego materiału w IPN, a więc dostępnego dla dziennikarzy jest cała masa. – Oni tego nie zrobili. Zacytowali tylko jedną wypowiedź Macierewiczowej, która miała pokazywać jej frustrację, że ona była sfrustrowana jego działalnością opozycyjną. Mówiła, że nic ich nie łączy. Ale ten cytat jest jedynie punktem wyjścia – tłumaczy Stankiewicz.
Autorzy: najlepiej będzie spotkać się w sądzie
Zapytaliśmy autorów, dlaczego w swojej książce umieścili zapisy nagranych przez SB prywatnych rozmów małżonków oraz poprosiliśmy o odniesiecie się do podnoszonego przez publicystów zarzutu, że jest to przekroczenie granicy intymności. W rozmowie z portalem Wirtualnemedia.pl, Marcin Dzierżanowski wyjaśnia, że kilka zdań z podsłuchu Macierewiczów, ujawnione w książce, dotyczy reakcji żony na jego pierwsze dłuższe aresztowanie, które miało miejsce w czasie trwania małżeństwa. – Cytat pokazuje, jaką cenę płaciły żony opozycjonistów za działalność mężów – tłumaczy autor.
Natomiast Anna Gielewska przywołuje stawiany przez Macierewicza zarzut o „brutalnym i skandalicznym ataku” na żonę. Dziennikarka podkreśla, że jest to zarzut „o tyle absurdalny, co nieprawdziwy”.
– Każdy, kto przeczyta cały rozdział książki „Macierewicz. Biografia nieautoryzowana”, nie może mieć co do tego żadnych wątpliwości. Jest dokładnie przeciwnie. Opisujemy w nim prześladowania żony i rodziny, jej internowanie wskutek działalności opozycyjnej męża. Cenę, jaką za tę działalność ponosiła cała rodzina – opisujemy sprawę jednoczesnego internowania obojga rodziców małego dziecka. Przytaczamy relacje współinternowanych z Gołdapi świadczące o wyjątkowej postawie żony Macierewicza. Co więcej, opisujemy skąd się wzięły plotki, które posłużyły do politycznych ataków na nią, na podstawie kwerendy w IPN, którą przeprowadziliśmy. Przytaczamy też dostępne publicznie relacje na ten temat – samego Macierewicza, jak i jego córki – wylicza Gielewska.
– Nie przytaczamy za to tych fragmentów z materiałów IPN, które dotyczą spraw wyłącznie prywatnych czy intymnych, a jedynie takie, związane z działalnością polityczną Macierewicza. Polityka, który zresztą sam opowiadał, że zlustrował kilkuset członków swojej rodziny. Jeśli to wszystko Antoni Macierewicz nazywa „brutalnym atakiem” i „ubeckimi metodami”, to faktycznie najlepiej będzie spotkać się w sądzie – dodaje.
„Medialne zaplecze Macierewicza manipuluje”
Dzierżanowski apeluje do dziennikarzy i polityków, którzy krytykują autorów biografii Macierewicza, by komentowali książkę po zapoznaniu się z jej treścią.
– Medialne zaplecze Antoniego Macierewicza stosuje bowiem manipulacje i wielu dało się już wpuścić w maliny. Na przykład Jan Olszewski, którego dziennikarka wprowadziła w błąd, a on oburzał się na coś, czego w książce w ogóle nie ma. Wyrwanie z kontekstu jednego czy dwóch zdań może sprawić wrażenie, że w książce ujawniamy jakieś intymne czy wrażliwe informacje. To po prostu nieprawda. Zresztą dziennikarze, którzy przeczytali książkę, tacy jak Andrzej Stankiewicz czy Bartosz Węglarczyk, nas bronią – podkreśla dziennikarz.
Gielewska i Dzierżanowski poprosili ministra Macierewicza o spotkanie i rozmowę, ale odmówił, dlatego napisana przez nich biografia nie została autoryzowana. Książka „Antoni Macierewicz. Biografia nieautoryzowana” liczy 500 stron i ukazała się w sprzedaży 6 czerwca br.
Anna Gielewska i Marcin Dzierżanowski pracują w redakcji tygodnika „Wprost” – Dzierżanowski jest wicenaczelnym tytułu.