O Przemysławie Babiarzu ostatnio było głośno. Znany dziennikarz został zawieszony za komentarz podczas ceremonii otwarcia igrzysk olimpijskich w Paryżu, a po fali krytyki, jaka spadła na TVP, szefostwo telewizji przywróciło go do pracy i dalej relacjonował on imprezę. Jednak dzisiejszej ceremonii zamknięcia już nie skomentuje. Przypominamy sylwetkę Babiarza, którą przedstawialiśmy rok temu w magazynie „Press”: komentator podczas swojej pracy dla propagandy Kurskiego dał się poznać również jako prezenter z estradowym zacięciem.
Tańczę, śpiewam, recytuję, czasem także komentuję – można sobie wyobrazić, że Przemysław Babiarz podryguje na scenie w rytm takiego wierszyka. A mógłby tylko komentować.
Przemysław Babiarz wychodzi na scenę ubrany w garnitur, ale ma na sobie fioletowe okulary i naciągniętą na czubek głowy zimową czapkę. Koszula pod szyją rozpięta, na piersi zwisa złoty łańcuch z olbrzymim symbolem dolara, niczym u 50 Centa. Wygina się chwilę przy mikrofonie. W tle za nim głowy polskich królów z dynastii Jagiellonów. Po chwili zaczyna rapować: „Świetnie działo się w koronie, kiedy Władek był na tronie, gdy krzyżackich trupów hałdę pozostawił pod Grunwaldem. Ach ten Władek, ten Jagiełło! To, co zdziałał, z nóg nas ścięłło!”. Występ trwa ponad trzy minuty, potem Babiarz – przy aplauzie widowni – staje obok Anny Popek, gwiazdy publicznej telewizji. To fragment „Wielkiego testu o Jagiellonach”. Programy z tego cyklu emitowane są na antenie TVP nieregularnie od 2008 roku. Babiarz i Popek często są ich gospodarzami.
Estradowe zacięcie jednego z głównych komentatorów sportowych publicznych mediów jest znane. – Zawsze miałem takie predyspozycje. Najczęściej zmierzałem w stronę czegoś, co rozbawi. Mój debiut sceniczny – jeszcze zanim poszedłem do szkoły teatralnej – to występy w kabarecie w liceum albo w teatrze Fredreum w Przemyślu – zdradził Robertowi Mazurkowi w trakcie wizyty w studiu Programu 2 Polskiego Radia.
TAŃCE NA LODZIE
W Przemyślu się urodził. W szkole średniej chodził do klasy ścisłej, ale – jak wspomina – od 16. roku życia zaczął czytać dużo ambitnej literatury. Został finalistą olimpiady polonistycznej na szczeblu centralnym. To ułatwiło mu drogę na studia. Trafił na teatrologię na Uniwersytecie Jagiellońskim, chociaż trochę z przypadku. Na formularzu zaznaczył po prostu specjalizację „nienauczycielską”. W 1985 roku – mając już 22 lata – zdecydował się podejść do egzaminu w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej. Udało się. Potem był nawet krótko aktorem Teatru Wybrzeże.
Tęsknota za sceną została w nim do dziś. Brał udział w show „Gwiazdy tańczą na lodzie” i śpiewał w programie „Star Voice” (przerwanym przez pandemię), gdzie wykonał m.in. kultowy utwór Młynarskiego „Jesteśmy na wczasach”. W 2018 roku pojawił się nawet na scenie opolskiego amfiteatru z utworem „W Polskę idziemy”.
– Takie propozycje zaczęły się sypać, ale ja byłem już zmęczony. Z dobrej zabawy zrobiło się coś więcej i mniej jednocześnie – wyjaśnia Babiarz. – Oczywiście mogłem odmówić, ale jestem pracownikiem telewizji, mam kontrakt, w którym są spisane pewne sprawy. Zgodziłem się na udział w „Star Voice” i nie żałuję. Lecz taka zabawa angażuje. Do głosu dochodzą ambicje, ego cierpi. To ta gorsza strona medalu.
We wspomnianej wcześniej rozmowie u Roberta Mazurka Babiarz co pewien czas nawiązuje do religii. A to wspomina diecezję przemyską, a to przy okazji obozów harcerskich w Rumunii zaznacza, że było to już po wyborze Karola Wojtyły na papieża, a to – gdy podziękowano mu za pracę w teatrze – stwierdza, że „Pan Bóg coś zabiera, coś oddaje”. Nie kryje, że jest osobą mocno wierzącą. W przeszłości promował m.in. marsz dla życia i rodziny, mówiąc, że „wiemy, jak ważna jest rodzina i życie, życie od poczęcia do naturalnej śmierci”.
– Mój konserwatyzm wynika z wiary, a nie wiara z konserwatyzmu. Z wiary zakorzenionej w Kościele katolickim. Nie ogranicza się do życia prywatnego, lecz przejawia się w życiu społecznym. To jest dawanie świadectwa wobec świata. A współczesny świat reprezentowany przez globalne elity walczy z Kościołem katolickim. Obrona wiary jest więc postawą nonkonformistyczną – mówi.
„NIE PAMIĘTAMY, JAK WYRZUCANO DZIENNIKARZY?”
Nie mówi zbyt często wprost o polityce. Są jednak wyjątki. W styczniu 2016 roku zasiadł na widowni programu „Świat się kręci” prowadzonego przez Agatę Młynarską. Prezesem TVP był już wówczas – od kilkunastu dni – Jacek Kurski. W rozmowie uczestniczyli Renata Kim z „Newsweek Polska” i Cezary Gmyz (reprezentujący wtedy „Do Rzeczy”), a dotyczyła ona debaty o samorządności, która dzień wcześniej odbyła się w Parlamencie Europejskim w Strasburgu, i wystąpienia Beaty Szydło.
Renata Kim zaczęła: „Bardzo często Prawo i Sprawiedliwość próbuje przekonać Polaków, że oto Unia Europejska nas napada, że oto my staliśmy się ofiarą pomówień, że ktoś próbuje nas krzywdzić i że to w ogóle jest skandal. Mnie się wydaje, że celem działania Komisji Europejskiej (…) jest pokazanie, że Europa martwi się o to, co dzieje się w Polsce; jest pokazanie, że próbuje pomóc rządowi PiS-u uświadomić pewne błędy, które zostały popełnione. Uważam, że tu nie ma tego elementu, który PiS próbuje za każdym razem wobec opozycji wyciągać i zarzucać, żeby to było jakieś skarżenie na Polskę. Knucie i nasyłanie Europy na Polskę” – mówiła Kim.
To wyprowadziło z równowagi Babiarza, który zaczął z dezaprobatą kiwać głową. „Krótka pamięć. To jest sposób przedstawiania sytuacji. Urodziliśmy się wczoraj wszyscy, tak?” – pytał Babiarz. „Nie pamiętamy, jak wyrzucano tych samych dziennikarzy parę lat temu? Nie pamiętamy, jak manipulowano Trybunałem Konstytucyjnym w maju? Wtedy Komisja Europejska i Europa nie pochylały się z troską, a w tej chwili się pochyla, tak? Różnica jest taka – co próbował powiedzieć Cezary – różnica nie polega na tym, że mamy spór niemiecko-polski, tylko różnica jest w zależności od tego, czy mamy poglądy lewicowo-liberalne czy konserwatywne. Proszę zwrócić uwagę, że politycy niemieccy z konserwatywnych opcji bardzo podobnie do polityków Prawa i Sprawiedliwości widzą ten problem. To jest różnica ideologiczna” – oświadczył.
W tym samym programie Gmyz podziękował Babiarzowi, że w 2012 roku uczestniczył w proteście przeciwko jego zwolnieniu z „Rzeczpospolitej”. Chodziło o głośny artykuł „Trotyl we wraku Tupolewa”, po którym z dziennika dyscyplinarnie zwolniono Gmyza, a także m.in. redaktora naczelnego Tomasza Wróblewskiego. W tamtym proteście – jak donosił PAP – uczestniczyli także m.in. Anita Gargas, Jan Pospieszalski, Jacek Karnowski, Krzysztof Skowroński oraz Krystyna Pawłowicz, Mariusz Kamiński i Adam Hofman.
Kilka dni wcześniej, gdy Jacek Kurski wyszedł na swoje pierwsze spotkanie z dziennikarzami już jako prezes TVP, Przemysław Babiarz stał za jego plecami – obok m.in. Danuty Holeckiej i Anny Popek. – Jak się miałem zachować? Skoro poprosił, to przyszedłem – mówi dziś dziennikarz.
ZAROBIŁ NA MIESZKANIE
Tak jak głos Dariusza Szpakowskiego kojarzy się z piłką nożną, tak głos Przemysława Babiarza łączony jest z medalami polskich lekkoatletów czy olimpijskim złotem Otylii Jędrzejczak. Na antenie TVP debiutował w 1992 roku. Od razu został rzucony na głęboką wodę – relacjonował igrzyska w Barcelonie. Właśnie zatem minęło mu 30 lat pracy u publicznego nadawcy – z małą przerwą. Na przełomie wieków trafił do Wizji Sport, która wówczas ściągnęła do siebie wiele wschodzących gwiazd.
To był rok 1999. Babiarz miał już swoją pozycję w TVP, ale zarabiał marnie – to znaczy w porównaniu z tym, co oferowała mu prywatna stacja. Robert Kwiatkowski – ówczesny prezes (kojarzony z lewicą) publicznej – nie miał czym przebijać.
– Opiniowałem jego przejście do Wizji Sport – ze wszech miar pozytywnie – mówi dziś Michał Bunio, jeden z twórców kanału. – Podobał mi się jako człowiek i jako zawodowiec – tak go postrzegałem wtedy i później. Miał dobre umiejętności. Wyszedł z TVP, był w Wizji Sport, a potem wrócił do publicznej. To też pewna umiejętność. Bunio dodaje: – Zawsze ceniłem go za profesjonalizm, rzetelność, ale też fajne odnoszenie się do innych ludzi i kolegów.
Babiarz był w Wizji jedną z najważniejszych twarzy. A pojawiło się tam wielu dziennikarzy, którzy później wyrośli na czołowe postaci sportowej publicystyki w różnych telewizjach: Maciej Kurzajewski, Edward Durda (kolega Babiarza ze szkoły teatralnej), Bożydar Iwanow, Robert Sitnicki. Początkowo tzw. dziupla (studio, miejsce do komentowania meczów) mieściła się pod Londynem. – Lecieliśmy tam na kilka dni, robiliśmy swoje i wracaliśmy. Scenariusz transmisji w ich konwencji był niezwykle szczegółowy. Liczył ponad sto pozycji – wspomina.
– Wizja Sport ściągnęła dobrych ludzi. W miesiącu było nawet 20 transmisji. Ekipa była dość skromna. Zdarzało się, że ci sami ludzie robili co drugą transmisję. Ale dobrze płacili – wspomina Michał Bunio. – Gdy wpadło się na dwa tygodnie w taki system, człowiek codziennie budził się w innym hotelu. Były podróże po Polsce i po Europie, a do tego gwiazdorskie kontrakty. Ludzie czuli się docenieni. Anglicy byli nie w ciemię bici. Pracowali dla Sky czy BBC i to, co u nas było nowością, dla nich było standardem.
Babiarz zastrzegł sobie jednak w umowie, że w Londynie będzie tylko określoną liczbę dni w miesiącu. Był gwiazdą, mógł sobie na to pozwolić. Uznał, że zbyt częste wyjazdy nie będą dobre dla jego rodziny.
Wizja Sport dość szybko się jednak zwinęła. Przejęta została najpierw przez UPC, a potem przez Cyfrę+. Nadawanie zakończono w grudniu 2001 roku. Babiarz wiedział, że ma wciąż uchylone drzwi do TVP i tam wrócił. Choć – jak wspominał w „Asie wywiadu” u Patryka Mirosławskiego – na starych zasadach. Zdążył jednak w tym czasie zarobić na mieszkanie.
Gdy Włodzimierz Szaranowicz w 2017 roku przestał pełnić funkcję dyrektora TVP Sport, naturalnym kandydatem, który mógł go zastąpić, był Babiarz. Ale odmówił.
– W tym wieku nie nadaję się już do takiej roli. Jestem z wykształcenia aktorem. Sport to moja pasja. Sprawdzam się jako komentator, prezenter, autor programów. Ale zarządzanie? Pod tym względem współczesna struktura korporacyjna, jej rygory, nie nęcą mnie – tłumaczy dziś. – Gdy 30 lat temu przychodziłem do Telewizji Polskiej, była ona organizacyjnie zbiorem redakcji. Trochę jak w gazecie. Teraz TVP jest korporacją, trzeba mieć kompetencje menedżerskie. To nie dla mnie.
Tym samym schedę po Szaranowiczu objął młody Marek Szkolnikowski, który ledwie rok wcześniej został wicedyrektorem. Dziś Babiarz nie chce tego potwierdzić, ale pięć lat temu ponoć poparł ten pomysł. I chociaż nie został szefem, to jednak bez wątpienia jest dziś jedną z ważniejszych twarzy TVP. Zajmuje się nie tylko sportem czy prowadzeniem „Wielkich testów”. Jest również gospodarzem reaktywowanego teleturnieju „Va banque”, prowadzi relacje z uroczystości patriotycznych, przepytuje ludzi w quizie „Giganci historii”. W przeszłości mogliśmy go również oglądać w telewizji śniadaniowej – w „Pytaniu na śniadanie” oraz „Kawie czy herbacie”, a także w programie „Stawka większa niż szycie”. Wiecznie uśmiechnięty musi budzić sympatię widzów. Zresztą trzykrotnie dostał od nich Telekamerę.
KOCHANA TVP UZDRAWIA SKOKI
W 2022 roku o Babiarzu głośniej zrobiło się kilka razy. Najpierw w lutym podczas zimowych igrzysk olimpijskich, kiedy komentował skoki narciarskie. Wówczas zawody Pucharu Świata mogliśmy oglądać tylko w TVN, bo TVP, która transmitowała je przez lata, straciła prawa. Ale na igrzyska skoki wróciły chwilowo do telewizji publicznej. Gdy Dawid Kubacki wywalczył brązowy medal, Babiarz wypalił: „Z niezależnych od TVP powodów skoki nie cieszyły się ostatnio może wielkim zainteresowaniem, ale wróciły do domu i od razu jest efekt”.
To jedno zdanie wywołało burzę – od TVN do TVP, od prawa do lewa. To samo powtórzył szef Babiarza, Jacek Kurski: „Sami państwo widzieli, co się stało. Kiedy tylko skoki wróciły do Telewizji Polskiej, natychmiast przyszły też sukcesy Polaków” – napisał na Twitterze. Joanna Lichocka – posłanka PiS i członkini Rady Mediów Narodowych – oświadczyła: „(…) Przemysław Babiarz w relacji w TVP. W samo sedno. Marcin Wikło z portalu wPolityce.pl i tygodnika „Sieci” oświadczył, że nie jest wielkim fanem skoków, ale „ustalmy fakty, Przemek Babiarz po prostu ma rację”. Portal Tvp.info opublikował tekst „Lawina postów w obronie Babiarza”, w którym stwierdzono, że „lewicowo-liberalne redakcje dopuszczają żarty z TVP, ale ze stacji TVN żartować nie wolno”.
Po drugiej stronie komentarze były zgoła odmienne. „Żenujący żart Babiarza o tym, że medal Kubackiego ma związek z transmisją skoków w TVP, a nie w TVN, pokazuje, że propaganda lasuje mózgi nawet komentatorom sportowym. Ostały się chyba tylko jeszcze pogodynki” – ostro skomentował Michał Danielewski, wicenaczelny OKO.press. „Skoczkowie i olimpijczycy nie mają nic wspólnego z łajdactwami TVP. Mieszanie sportowców w to, [to] szambo, jest obrzydliwe i głupie” – odpowiedział Kurskiemu na Twitterze Tomasz Lis.
Pytam Babiarza, dlaczego to powiedział. Woli nie komentować.
Wpadka zdarzyła mu się też podczas lekkoatletycznych mistrzostw Europy w Monachium, kiedy pozdrowił na antenie nieżyjącego już naszego lekkoatletę Sławomira Majusiaka.
– Sławomira Majusiaka podziwiałem na mistrzostwach Europy w Splicie w 1990 roku jako kibic lekkiej atletyki. Zdobył wtedy brązowy medal w biegu na 5000 metrów. Kilka lat temu spotkałem go w Krakowie przed Cracovia Maratonem. Ale go nie poznałem. Po prostu podszedłem do anonimowego obserwatora i zapytałem, czy interesuje go maraton, a on na to, że tak, że sam kiedyś biegał i zdobył nawet medal mistrzostw Europy. Na co ja: to pan Majusiak! No i pogadaliśmy sobie nieco. Od tego czasu, gdy jest bieg na 5000 metrów, wspominam o nim obok Krzyszkowiaka, Zimnego – tłumaczy się Babiarz.
Wiele portali zauważyło tę pomyłkę, pojawiło się sporo krytycznych głosów kibiców, zwłaszcza w internecie. „Koszmar! Przed chwilą Przemysław Babiarz w TVP Sport pozdrowił Sławomira Majusiaka (…). A Majusiak zmarł w zeszłym roku”. „Pan Babiarz przed chwilą pozdrowił nieżyjącego już niegdysiejszego medalistę. Ja nie wiem, co ja uważam”. „Tak się kończy parcie starszego Pana na szkło. Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść… niepokonanym”. „Zawodowy (od wielu lat!) komentator lekkiej atletyki jednak powinien wiedzieć, że niedawno zmarł jedyny w ostatnim półwieczu polski medalista mistrzostw w biegach długich…”. To tylko kilka twitterowych komentarzy. Byli jednak i tacy, który go bronili. „Zdarza się, nawet i on nie może pamiętać wszystkiego. A lekką oglądam w 90 procent dla głosu Pana Babiarza. Mistrz!” – ripostował jeden z kibiców. Eksperci uznali to za duży błąd, ale też usprawiedliwiali komentatora.
– Przemysław Babiarz zalicza tak naprawdę niewiele wpadek. To, że one się w ostatnim czasie skumulowały, może być efektem tego, że ma coraz więcej aktywności pozadziennikarskich – powiedział „Presserwisowi” Grzegorz Kita, prezes Sport Management Polska.
Babiarz tłumaczy dalej: – Umknęła mi wiadomość o jego śmierci. Dlatego go pozdrowiłem. Zmarł stosunkowo młodo, w sile wieku.
Co uważniejsi doliczyli się jeszcze kilku drobnych pomyłek na tych mistrzostwach. „Gdy wygrywająca rzut dyskiem Chorwatka Sandra Perković oddała próbę dającą jej prowadzenie, z ekranu padła opinia, że to jakieś pięć metrów mniej, niż było w rzeczywistości. I daje piątą pozycję. Z kolei gdy w ostatniej kolejce od razu wyszła z koła (czyli spalony), prowadzący zastanawiali się, czy dysk leci daleko. W rzucie młotem nie zauważono, że rzut wygrywającej Rumunki Bianki Florentiny Ghelber był najdalszy w konkursie. Kiedy w półfinale 200 metrów metę osiągnęła zawodniczka o imieniu Jodie, wymknęło się Babiarzowi, że w czołowej trójce znalazła się Jodie Foster ”– wyliczał „Presserwis”.
Dlatego pojawiają się zarzuty, że Babiarz ma w TVP za dużo obowiązków. – W początkach telewizji, w latach 60.–70. istnieli komentatorzy, którzy obsługiwali pięć–sześć dyscyplin, nazywani omnibusami. To nie było dobre. Dziś doszliśmy do wąskiej specjalizacji. Komentator nie powinien wykraczać poza dwie dyscypliny – mówi dr Andrzej Ostrowski z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej, który dla Polskiego Radia komentował piłkarskie mistrzostwa świata i igrzyska olimpijskie.
I dodaje: – Przemysław Babiarz komentuje jedną z najtrudniejszych, jeśli chodzi o prezentowanie jej w telewizji, dyscyplin, czyli lekkoatletykę. Wiele rzeczy dzieje się na stadionie w jednym momencie opowiadanie o tym wymaga podzielności uwagi, refleksu, znajomości aktorów poszczególnych konkurencji.
– Dziennikarz musi być fachowy, trzymać się obrazu – zauważa Ostrowski, który dodaje, że pomyłki to jednak nic niezwykłego i zdarzają się komentatorom. – Ja te pomyłki nazywam lapsusami. Dla mnie to nieuwaga, brak koncentracji, efekt tego, że człowiek czasem musi naraz robić kilka rzeczy. Lapsusy są częścią komentowania. Człowiek, który ich nie popełnia, stara się robić wszystko idealnie, jest mniej wiarygodny.
Ostrowski chwali Babiarza za pracę: – Jest bardzo zaangażowany w to, co mówi, merytorycznie przygotowany. Jego wiedza o dyscyplinie, którą komentuje, jest bardzo fachowa.
– Przemek jest dobry w tym, co robi. W tym zawodzie to czołówka w Polsce – co do tego nie ma wątpliwości. Pełen profesjonalizm. Jest z natury sympatyczny. Ma też w sobie coś ujmującego. Nie jest konfliktowy i wydaje mi się, że chyba nie jest lizusem – uśmiecha się Stefan Szczepłek, dziennikarz „Rzeczpospolitej”, który u progu lat 90. formalnie był w TVP przełożonym Babiarza.
Szczepłek wskazuje na jeszcze jeden fakt: Przemysław Babiarz pracował w telewizji publicznej niezależnie od tego, kto był przy władzy i kto zasiadał w fotelu prezesa TVP. – Jego poglądy są znane, chociaż nigdy nie rozmawiałem z nim na ten temat. Zresztą to zawsze był atut, zwłaszcza teraz – dodaje Szczepłek.
Zwraca uwagę także na to, że – w przeciwieństwie do jego wielu kolegów po fachu – Babiarza nie można spotkać w reklamach. – Do niedawna granie w reklamach przez dziennikarzy było zabronione. Można było za to wylecieć z pracy. W reklamach wystąpili Włodzimierz Ziętarski, Mateusz Borek czy Maciej Kurzajewski, a Przemka tam nie ma. Mógłby dorobić mnóstwo pieniędzy, a jednak tego nie robi – kończy Szczepłek.
Być może spełnia się w podrygiwaniu w autoreklamach TVP. W filmiku promocyjnym „Wielkiego testu o lesie” sprzed pół roku Przemysław Babiarz z Anną Popek próbują przeciąć wielką piłą ręczną podkład kolejowy (co natychmiast zauważyli internauci). Popek: „Drewno wykorzystywane jest prawie wszędzie. Nawet w produkcji ubrań”. Babiarz teatralnym głosem: „Ubrań? A skąd ty to wiesz?”. „Bo jestem przygotowana do wielkiego testu o lesie!” – radośnie odpowiada Popek.
Dobra rola, ale dziennikarstwa sportowego w tym akurat niewiele.
***
Ten tekst Jakuba Gudera pochodzi z magazynu „Press”.