Krzysztof Stanowski wykorzystał biznesmena Zbigniewa Stonogę, aby ośmieszyć dziennikarzy. Podrzucił mu nagranie, które po upublicznieniu w mediach społecznościowych wielu uznało za ostateczny dowód, że redakcji Kanału Zero nie wolno atakować byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Wczoraj Stanowski z triumfem ogłosił, że wideo było ustawką. – Nie rozumiem zachwytu nad tą prowokacją – komentuje Bianka Mikołajewska, dziennikarka śledcza, która pracuje nad uruchomieniem programu w Telewizji Polskiej.
W poniedziałek wieczorem Zbigniew Stonoga, wiele razy oskarżany m.in. o oszustwa, zamieścił w mediach społecznościowych wideo nagrane w redakcji Kanału Zero podczas kolegium. Współpracownicy zgłaszają na nim swoje propozycje i wraz z innymi mediami chcą zająć się nieprawidłowościami w Funduszu Sprawiedliwości, gdy szefem zarządzającego nim resortu sprawiedliwości był Zbigniew Ziobro.
Dziennikarze uwierzyli w nagranie Stanowskiego
„No dajcie spokój, Jezu” – mówi na nagraniu Stanowski. „Nie będziemy grać w jednej drużynie z Giertychem” – dodaje. I instruuje swoich współpracowników: „Wiedzieliście od początku, jakie są zasady gry. Wiedzieliście, że bawimy się w fajne dziennikarstwo, ale są tematy, których nie poruszamy. I nie wkur… mnie teraz, że nagle was ugryzło sumienie, czy coś. Róbmy dobre rzeczy, ale po tym musimy się tylko prześlizgnąć. Nie ma ch…a”. Stanowski zaznacza też: „Jest kilka osób, których nie ruszamy, Ziobry nie ruszamy”.
Wideo wrzucone do sieci przez Stonogę wywołało falę oburzenia w mediach społecznościowych. „Teraz przynajmniej wiadomo, skąd w nazwie kanały wzięło się zero” – napisał w serwisie X Radomir Wit z TVN 24. „Kanał Ziobro” – skomentował Maciej Bąk z Radia Zet. Tomasz Lis, były redaktor naczelny „Newsweek Polska”, wskazywał: „»Bawimy się w fajne dziennikarstwo, ale pewnych tematów nie ruszamy«. Dokładniej swoich nie ruszamy. I wszystko jasne”.
W materiał z kolegium Kanału Zero uwierzyli też m.in. Wojciech Czuchnowski z „Gazety Wyborczej” czy Marcin Łuniewski, redaktor w TVN 24 i współpracownik „Rzeczpospolitej” oraz Radia Kampus.
Po dwóch godzinach użytkownicy serwisu X dostrzegli, że w nagraniu z rzekomego kolegium nie zgadzają się daty wydarzeń, które omawiają dziennikarze Kanału Zero. Mowa jest tam, że „wczoraj” odbyła się debata o relacjach polsko-żydowskich (odbyła się 23 maja), meczu Jagiellonii Białystok „w weekend”, czyli 25 maja i o mężczyźnie, który dopiero 29 maja został wciągnięty przez silnik samolotu na lotnisku w Amsterdamie. Jak się potem okazało, w inscenizacji kolegium, które polecił nagrać Krzysztof Stanowski, celowo pojawiły się zdarzenia z przyszłości, aby uważniejsi widzowie nie dali się na to wideo nabrać.
Stanowski: „Odróżnić prawdziwych dziennikarzy od kretynów”
Dziennikarze, którzy nagranie z kolegium bez żadnego sprawdzania uznali za autentyczne, zaczęli przyznawać, że zbyt pochopnie w nie uwierzyli. „Za szybko podałem wpis Stonogi i za to przepraszam. Wygląda na to, że to wszystko gierka Stanowskiego dla podbicia sobie wyświetleń, ale fakt dałem się złapać i oskalpować. Na przyszłość będę uważniejszy” – zapewnił Marcin Łuniewski.
Czytaj też: Marcin Kącki odchodzi z „Gazety Wyborczej” za porozumieniem stron. Zapowiada pozwy
Redaktor naczelny serwisu Goniec.pl Janusz Schwertner, który wcześniej pisał o „porażającym nagraniu z kolegium Kanału Zero”, przyznał: „Pisanie na X wymaga precyzji i na pewno nie może być sugerowaniem jakiejkolwiek tezy w czasie, gdy dopiero się ją weryfikuje”. Goniec wieczorem zrobił od razu program na żywo o tym temacie.
Również Wojciech Czuchnowski przyznaje, że dał się zaskoczyć. – Nigdy nie spotkałem się z czymś takim, żeby ktoś podszywał się pod samego siebie, żeby wprowadzić kogoś w błąd. To, co zrobił Stanowski, to nie jest ani prank, ani prowokacja dziennikarska – mówi Czuchnowski.
We wtorek rano Stanowski opublikował materiał, w którym tłumaczy, że wideo z rzekomego kolegium było inscenizacją, bo Zbigniew Stonoga obiecywał udostępnienie na miesiąc drogiego samochodu temu, kto dostarczy mu materiały kompromitujące założyciela Kanału Zero. Stanowski oświadczył, że sam wysłał Stonodze nagranie z rzekomego kolegium redakcyjnego i pokazał, jak wsiada do niebieskiego lamborghini.
W filmie na Kanale Zero pokazano też, jak redakcja przygotowała nagranie z fikcyjnego kolegium prowadzonego przez Stanowskiego i socialowe reakcje na ten film wielu mainstreamowych dziennikarzy. „W tym filmie zaszyta była mała pułapka, która miała odróżnić prawdziwych dziennikarzy od kretynów” – stwierdził w nagraniu Stanowski, popijając szampana. Wielu jego fanów jest zachwyconych tą akcją.
Dalsza utrata wiarygodności
– Nie rozumiem zachwytu prowokacją przeprowadzoną przez Krzysztofa Stanowskiego – komentuje Bianka Mikołajewska, która w TVP pracuje nad uruchomieniem programu śledczego.
– Czego takiego dowiedzieliśmy się dzięki niej, czego nie wiedzieliśmy już wcześniej? Tego, że niektóre osoby publiczne, także dziennikarze, podają czasami w mediach społecznościowych niesprawdzone informacje? Nie wydaje mi się to epokowym ustaleniem. Trzeba pamiętać, że każda tradycyjna redakcja, która chciałaby przeprowadzić taką prowokację, musiałaby rozważyć, czy warto wprowadzić w błąd tysiące ludzi, by wykazać, że niektórzy z nich nabiorą się na fałszywą informację. Bo prowokacja dziennikarska to narzędzie, które może być wykorzystywane tylko w wyjątkowych sytuacjach, gdy nie da się w inny sposób zdobyć czy zweryfikować informacji i to tylko informacji naprawdę ważnych z punktu widzenia interesu społecznego. Czy prowokacja Kanału Zero spełniałaby te warunki? Moim zdaniem nie – dodaje Mikołajewska.
Dziennikarka śledcza zwraca uwagę, że konsekwencją akcji Stanowskiego będzie dalsza utrata wiarygodności wszystkich dziennikarzy. – Także tych, którzy codziennie weryfikują trafiające do nich prawdziwe i nieprawdzie doniesienia i oddzielają prawdę od dezinformacji i fejków, jednym słowem starają się dostarczać czytelnikom rzetelne i sprawdzone informacje. Tak po prostu działają mechanizmy mediów społecznościowych. A warto pamiętać, że nie bez powodu jednym z głównych celów dezinformacji – na przykład rosyjskiej – jest osłabianie wiarygodności tradycyjnych mediów – mówi Mikołajewska.
I puentuje: – Dostrzegam dwa efekty tej akcji. Pierwszy to reklama i promocja Kanału Zero, o którym przez pewien czas będzie głośno, a drugi – osłabienie wiarygodności mediów.