Wynagrodzenia wypłacane są na mocy nowelizacji prawa autorskiego z 2015 roku. To rodzaj rekompensaty za to, że czytelnicy – zamiast kupić książkę – wypożyczają ją z biblioteki publicznej.
Jak relacjonuje Rafał Lisowski – prezes Stowarzyszenia Tłumaczy Literatury (STL) – w ostatnich 10 latach wypłaty odbywały się w oparciu o z góry ustalone na dany rok kwoty. Teraz przed ministerstwem stoi zadanie, by ustalić nowe stawki.
Przedstawiciele branży – w tym STL, Unia Literacka oraz odpowiedzialne za podział i wypłatę środków stowarzyszenie Copyright Polska – postulują, by były to wyższe środki niż dotychczas. Organizacje rozmawiały na ten temat w zeszłym tygodniu z przedstawicielami Ministerstwa Kultury: doradczynią minister Hanny Wróblewskiej Agatą Diduszko-Zyglewską oraz dyrektorem departamentu praw autorskich i filmu Maciejem Dydo. Na razie nie padły konkrety.
Rafał Lisowski przedstawia nam tło sprawy: – W budżecie na ten rok na wypłatę wynagrodzeń dla twórców przewidziano około 4,5 mln złotych, a uprawnionych do wynagrodzenia jest około 4 tys. osób i wydawnictw. Copyright Polska policzyło, że przy takim budżecie mediana wypłat na autora wynosi zaledwie 360 złotych rocznie. A kwota ta z roku na rok maleje, gdyż przybywa twórców zgłaszających się do podziału środków. Chcielibyśmy, aby większość autorów otrzymywała co najmniej czterocyfrowe kwoty – zaznacza Lisowski, nie podając jednak na tym etapie konkretnych stawek.
Drugim postulatem autorów, tłumaczy i wydawców jest rozszerzenie listy bibliotek raportujących swoje wypożyczenia – to właśnie na podstawie tych informacji obliczane jest wynagrodzenie dla twórców. Według nich lista obejmująca tzw. reprezentatywnych 60 placówek z miast i wsi w prawie całym kraju jest niekompletna.
Jak tłumaczy nam prezeska Polskiej Izby Książki Magdalena Hajduk-Dębowska, na liście nie ma ani jednej biblioteki z województwa małopolskiego i pomorskiego. – To oznacza, że jeśli wydawca wydaje książki regionalne o Podhalu, Krakowie czy Gdańsku to jego tytuły nie są raportowane i nie są brane pod uwagę przy wypłacie środków – dodaje Hajduk-Dębowska.
Skoro system kuleje, to dlaczego do tej pory nie udało się go zreformować?
Rafał Lisowski: – Problem w tym, że biblioteki w województwach pomorskim i małopolskim stosują inne systemy biblioteczne, przez co trudno było wciągnąć je na listę. W Polsce nie dokonano centralizacji systemów bibliotecznych – biblioteki stosują więc te programy, które zostały zakupione przez samorządy w drodze przetargu. A to jeszcze bardziej komplikuje sprawę – tłumaczy Rafał Lisowski, dodając, że najwięcej raportujących bibliotek korzysta z systemu MAK+ administrowanego przez Instytut Książki. Dlatego to właśnie na wsparcie Instytutu liczą pisarze i tłumacze, jeśli chodzi o poszerzenie listy.
Po pierwszym spotkaniu w ministerstwie nie wyznaczono jeszcze terminu kolejnych rozmów z przedstawicielami branży.