Oskarżają Polaków o genetyczną rusofobię, a władze w Polsce przedstawiają jako krwawy reżim, który dokonuje politycznych zabójstw. Nie kryją sympatii do władz Rosji i Białorusi. Łączy ich to, że są Polakami, którzy zaprzedali się rosyjskiej i białoruskiej propagandzie. Najnowszy przypadek to zbiegły na Białoruś sędzia Tomasz Szmydt. Ale jemu podobnych w ostatnich latach było całkiem sporo – przypomina Mariusz Kowalczyk z „Presserwisu”.
Jeszcze kilkanaście lat temu Polacy godzący się na udział w programach publicystycznych emitowanych w rosyjskich i białoruskich telewizjach martwili się o to, czy wytrzymają ataki prowadzących i innych gości, gdy powiedzą coś, co autorom programu się nie spodoba. Już wtedy krzyk i wyzwiska nie stanowiły rzadkości w tych programach. Ale można było wtedy w jednym programie rosyjskiej telewizji państwowej zobaczyć np. występujących razem Wiktora Batera, ówczesnego korespondenta Polsatu w Rosji i Piotra Skwiecińskiego, korespondenta „Rzeczpospolitej”. Z obecnymi w studiu Rosjanami rozmawiali o stosunkach polsko-rosyjskich, łącząc się zdalnie z reżyserem Andrzejem Wajdą.
Kremlowska propaganda dopiero się rozpędzała. Występując w rosyjskiej telewizji, można było powiedzieć, co się chciało, dzięki czemu wielu Rosjan mogło usłyszeć polskie racje i argumenty. Korzystał z tego Robert Pszczel, szef Biura Informacyjnego NATO w Moskwie w latach 2010-2015, który przyjmował zaproszenia m.in. do programu „Niedzielny wieczór z Władimirem Sołowjowem” w telewizji Rossija 1.
– Zawsze pojawiał się dylemat, choć mniejszy niż u przyjaciół z rosyjskiej opozycji. Dylemat faustowski, bo jak się nie pójdzie, to nie ma się szans na dotarcie do 20 milionów ludzi. Z racji pracy uważałem, że skoro można się przebić z faktami o NATO, to warto to robić. Nie były to przyjemne doznania – opowiadał Pszczel w rozmowie z portalem Wirtualna Polska.
Od tamtego czasu wiele się zmieniło. Nie do pomyślenia jest już, by uczestnicy programów w rosyjskiej i białoruskiej telewizji mówili coś, co nie zostało wcześniej uzgodnione i np. próbowali się przebić ze swoimi argumentami. Programy te zaczęły przypominać wyreżyserowane spektakle propagandowe.
Jednak nie brakuje Polaków, którzy godzą się odgrywać tam swoje propagandowe role. Tomasz Szmydt w rosyjskich i białoruskich telewizjach opowiada o tym, jak reżim w Polsce chce mu zrobić krzywdę i dlatego musiał uciekać na Białoruś, gdzie panuje porządek. Jak na zamówienie wspiera przekazy rosyjskiej i białoruskiej propagandy, mówiąc: „Polska nie jest niezależnym krajem, a władze w Warszawie działają w interesie Waszyngtonu i Londynu”.
Jest też wielu innych „dyżurnych Polaków” świadczących rosyjskiej i białoruskiej propagandzie usługi. Opisujemy niektórych z nich.
- Tomasz Jankowski
W państwowej telewizji Biełaruś 1 wystąpił w programie o łamaniu praw człowieka w Europie. Przedstawiany był jako polski politolog. Opowiadał, że Polacy są zastraszani przez elity polityczne w swoim kraju, które chcą uniemożliwić im poznanie rosyjskiego języka i kultury. Jego zdaniem w Europie rosyjska mniejszość nie ma możliwości uczenia się ojczystego języka, co źle świadczy o demokracji w Unii Europejskiej. Jankowski dodawał, że Polska i kraje bałtyckie, wprowadzając taki zakaz nauki języka rosyjskiego, prowokują Rosję do reakcji. Natomiast w rosyjskim kanale telewizyjnym Zwiezda TV, należącym do Ministerstwa Obrony, opowiadał m.in. o tym, że Polacy i Rosjanie powinni żyć w przyjaźni, bo wiele nas łączy.
Jankowski związany jest z prorosyjskim periodykiem „Myśl Polska”, w rosyjskich mediach przedstawianym jako gazeta dla „sensownych Polaków”. Działał w partii Samoobrona, był też sekretarzem generalnym prorosyjskiej partii Zmiana.
- Mateusz Piskorski
Stały gość rosyjskich i białoruskich mediów tradycyjnych oraz internetowych. W programie jednego z głównych rosyjskich propagandystów Władimira Sołowjowa przekonywał np., że to Zachód zwraca narody słowiańskie jeden przeciwko drugiemu. W przeszłości był posłem Samoobrony i jednym ze współzałożycieli prorosyjskiej partii Zmiana. W Polsce oskarżony jest o szpiegostwo na rzecz Rosji.
- Piotr Jastrzębski
Dawniej pracował w „NIE” i „Trybunie”. W Radiu Białoruś opowiadał o „natowskich zbrodniach” podczas bombardowania Jugosławii w 1999 roku. To ważny motyw rosyjskiej propagandy, która używa go usprawiedliwiając ingerencję wojskową w Ukrainie. Jastrzębski w białoruskich mediach powtarza, że Ukraina podobnie jak Kosowo stanie się miejscem przemysłowej produkcji narkotyków. A polscy narkotykowi baronowie już kupują posiadłości na ukraińskim Zakarpaciu.
- Jakub Korejba
Przedstawiany jako politolog, ale nawet w Rosji nazywany „etatowym Polakiem”, który gra rolę rusofoba. W programie „60 minut” w kanale Rossija 1 mówił np. w ten sposób: „Ukraina z punktu widzenia polskich interesów osiągnęła niewiarygodny sukces. Od przynajmniej roku znajdujemy się nie tyle na etapie realizacji planu, ale spełnienia się marzeń. Ukraina rozwiązała wszystkie nasze strategiczne problemy. I w tym kontekście trzeba rozpatrywać wszystkie taktyczne drobnostki. Nikt nie będzie zmniejszał pomocy, dopóki Ukraina będzie wypełniać swoją funkcję, a nasze interesy będą zbieżne […]. Każdy dzień, w którym Ukraina likwiduje rosyjskie siły, zwiększa Polską rolę w regionie, zmienia mechanizm stosunków międzynarodowych”. Z pozoru jest to wypowiedź proukraińska. Z drugiej jednak wspiera przekaz rosyjskiej propagandy, że to Zachód podsyca wojnę w Ukrainie, wysyłając tam sprzęt wojskowy i amunicję, bo Zachód realizuje swoje antyrosyjskie cele na terytorium Ukrainy.
- Tomasz Maciejczuk
Dawniej to on odgrywał w rosyjskich mediach rolę „etatowego Polaka”, prezentując w sposób agresywny antyrosyjskie wypowiedzi. W studiach telewizyjnych doprowadzał nawet do bójek. Gdy zapotrzebowanie na prowokacje i rękoczyny z udziałem Polaka zmalało, został zatrzymany przez rosyjskie służby, a potem wyjechał z Rosji – jak twierdził do Wielkiej Brytanii.