Organizacje polskich wydawców prasowych i internetowych chcą, żeby w projekcie nowelizacji prawa autorskiego znalazły się przepisy pozwalające uzyskiwać pieniądze od korzystających z ich treści globalnych platform cyfrowych. – Nie oszukujmy się, kluczowe znaczenie ma Google. Google zdominował internet m.in. dzięki współpracy z wydawcami – mówi portalowi Wirtualnemedia.pl Maciej Kossowski, prezes Związku Pracodawców Wydawców Cyfrowych.
Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego w połowie lutego przedstawiło projekt nowelizacji prawa autorskiego mającej wprowadzić do naszego systemu prawnego dwie dyrektywy unijne sprzed kilku lat, m.in. tzw. dyrektywę DSM dotyczącą jednolitego rynku cyfrowego.
W pierwszej wersji przygotowywanych przepisów nie było mowy o tantiemach z internetu, co oburzyło m.in. środowisko filmowe. – Wynagrodzenie za korzystanie z filmów i seriali jest prawem polskich twórców i producentów jak wszystkich na świecie, którzy wymyślili i posiadają własność intelektualną. Wszyscy na całym świecie płacimy za patenty i dzięki temu, między innymi, mamy internet. Polscy twórcy i producenci filmów i seriali muszą mieć zagwarantowane wynagrodzenie także w internecie za korzystanie z ich dzieł, zgodnie z europejskim standardem – stwierdziła Polska Akademia Filmowa w liście otwartym do ministra kultury Bartłomieja Sienkiewicza.
Filmowcy organizowali też pikiety i konferencje w tej sprawie. – Implementujemy prawo do korzystania z tantiem w internecie i wpisujemy do ustawy prawo do pobierania tantiem dla twórców i wykonawców audio-wideo – zapewnił Sienkiewicz na początku marca.
UOKiK pomoże w porozumieniu z Google i Metą?
O swoje walczą również wydawcy prasowi i internetowi. Zrzeszające ich organizacje w ramach konsultacji publicznych projektu zaproponowały, żeby dodano przepisy obligujące duże platformy internetowe do rozmów z wydawcami na temat opłat za publikowanie fragmentów treści dziennikarskich od owych wydawców.
– Dyrektywa w sprawie prawa autorskiego i praw pokrewnych na jednolitym rynku cyfrowym wprowadza szansę na wyrównanie zachwianej równowagi rynkowej, wynikającej z dominacji wielkich platform cyfrowych, które narzucają własne, korzystne dla siebie warunki. Nie ponosząc kosztów wytworzenia treści, w pełni z nich korzystają i na nich zarabiają – mówił portalowi Wirtualnemedia.pl w połowie marca Marek Frąckowiak, prezes Izby Wydawców Prasy.
Z kolei powołany niedawno Związek Pracodawców Wydawców Cyfrowych w ramach konsultacji publicznych zaproponował, żeby w razie nieosiągnięcia przez wydawców i platformy cyfrowe porozumienia co do opłat za treści, po trzech miesiącach do gry wszedł Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
– Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów pomaga stronom w osiągnięciu porozumienia, a w przypadku braku możliwości jego osiągnięcia w ciągu 3 miesięcy, samodzielnie ustala wynagrodzenie lub jego stawkę. W takim przypadku, Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów wydaje decyzję, w której określona zostaje wysokość należnego wynagrodzenia lub stawka wykorzystywana do jego obliczenia, biorąc pod uwagę zakres i okoliczności korzystania z publikacji prasowych – czytamy w proponowanej poprawce.
Tymi okolicznościami mają być m.in. zasięg i wysokości przychodów z internetu każdego z wydawców, liczba zatrudnianych przez niego dziennikarzy, jego staż na rynku oraz wysokość inwestycji na dostosowanie działalności do potrzeb cyfrowych. Natomiast nieprzystąpienie do rozmów lub prowadzenie ich w złej wierze ma być uznawane za czyn nieuczciwej konkurencji.
Związek Pracodawców Wydawców Cyfrowych wyjaśnił w swoim stanowisku, że w innych krajach, w których wprowadzano dyrektywy o prawach autorskich i jednolitym rynku cyfrowym, „dochodziło do znacznych różnic interpretacyjnych pomiędzy wskazanymi podmiotami, a negocjacje pomiędzy nimi często kończyły się interwencją odpowiedniego organu państwowego”. – Podobne regulacje znajdują się w implementacjach dyrektywy wprowadzone np. przez Włochy, Belgię czy Czechy. Zostały tam wprowadzone możliwości interwencji organów (np. odpowiedników UOKiK czy UKE), w przypadku, gdy negocjacje okażą się bezskuteczne lub gdyby platformy nie chciały przekazywać stosownych informacji (choć jak same przyznają posiadają pełną wiedzę o zakresie wykorzystywania publikacji prasowych) – zaznaczono.
Trudne rozmowy za granicą
Maciej Kossowski, prezes Związku Pracodawców Wydawców Cyfrowych, w rozmowie z Wirtualnemedia.pl zwraca uwagę, że Polska jako ostatni kraj unijny wdraża dyrektywy dotyczące praw autorskich w internecie. – Możemy więc śledzić rozwój sytuacji na innych rynkach, choć trzeba przyznać, że nie znamy szczegółów, a przynajmniej niewiele danych jest dostępnych publicznie. W każdym razie widać, że proces negocjacji jest trudny – mówi.
Wylicza, że francuski urząd antymonopolowy nałożył na Google 500 mln euro kary za niezastosowanie się do dyrektywy, a niedawno 250 mln euro za nieprzestrzeganie przepisów dotyczących wynagradzania wydawców prasy za korzystanie z ich treści. Z kolei w Niemczech organizacja Corint Media reprezentująca część wydawców uzgodniła jedynie tymczasowe porozumienie z Google, które ma obowiązywać, aż Rada Arbitrażowa przy Niemieckim Urzędzie Patentów i Znaków Towarowych zdecyduje o wysokości należnej wydawcom kwoty.
– Doświadczenia z Niemiec i Francji wskazują, jak ważna jest rola instytucji państwowych we wsparciu lokalnych wydawców w relacji z gigantami technologicznymi. Między inymi z tych powodów, wzorem Włoch, Belgii czy Czech, w naszej propozycji zmian w ustawie znalazła się propozycja mechanizmu wsparcia prowadzenia negocjacji między platformami a wydawcami – podkreśla Kossowski.
– Niestety nie została ona uwzględniona w opublikowanym projekcie. Trudno mi powiedzieć, dlaczego – zaznacza.
Wydawcy uzależnieni od Google?
W dyrektywie unijnej i polskim projekcie nowelizacji prawa autorskiego wskazano, że za korzystanie z cudzych treści mają płacić „dostawcy usług udostępniania treści online”. O ile dla branży filmowej i muzycznej najważniejsze w tym kontekście są platformy streamingowe, o tyle dla wydawców prasowych i internetowych liczy się głównie Google.
– Możemy więc się zastanawiać, które firmy będą negocjowały z wydawcami, ale nie oszukujmy się, kluczowe znaczenie ma Google. Google zdominował Internet m.in. dzięki współpracy z wydawcami. Treści wydawców sprawiły, że od początku Google mógł być kompletny i wiarygodny – mówi nam Maciej Kossowski.
Zauważa, że na przestrzeni lat zmieniły się realia koegzystencji wydawców treści i Google’a. – W przeszłości deal był prosty. Treści wydawców były indeksowane przez wyszukiwarkę w zamian za ruch. Dzisiaj ta relacja wygląda inaczej. Użytkownik dostaje odpowiedzi bezpośrednio w usługach Google, co powoduje tzw. „zero-click searches” szacowane obecnie na ponad 50 proc. z tendencją wzrostową – opisuje. –
Równocześnie szereg działań podejmowanych przez koncern z Mountain View na przestrzeni ostatnich lat uzależnił wydawców od Google. Zarówno w wymiarze pozyskiwania ruchu, jak również przychodów reklamowych. Dlatego ta dyrektywa i ustawa ją implementująca są tak ważne dla rynku. Dają podstawy do ustanowienia uczciwych relacji biznesowych między wydawcami i Google, ale też z innymi platformami budującymi swoją wartość na treściach wydawców – dodaje szef Związku Pracodawców Wydawców Cyfrowych.
Jego zdaniem inaczej jest w przypadku Facebooka. – Relacje z wydawcami mają tutaj nieco inny charakter, ale też wydaje mi się, że w interesie obu stron jest wypracowanie odpowiedniej formuły współpracy. Branża nie może być zakładnikiem obawy przed domaganiem się symetrycznego podziału korzyści, które platformy czerpią od niej garściami – podkreśla Kossowski.
Już dekadę temu szef Axel Springer Mathias Döpfner w liście do Erika Schmidta, ówczesnego prezesa Google’a, przyznał: „Google nas nie potrzebuje. Ale my potrzebujemy Google. Boimy się Google”. Axel Springer uzgodnił z Google wycofanie z wyszukiwarki linków do jego publikacji, ale zanotował tak głęboki spadek odwiedzalności swoich portali, że szybko postanowił przywrócić linki.
Według Macieja Kossowskiego stratni w takiej sytuacji byliby nie tylko wydawcy. – Trudno mi sobie wyobrazić wyszukiwarkę taką jak Google lub Bing bez treści newsowych czy szerzej, tych treści, które są tworzone przez profesjonalnych dziennikarzy w wydawnictwach, które biorą odpowiedzialność za ich wiarygodność i rzetelność. To byłby dramat dla wydawców, ale również ogromna strata dla wyszukiwarek i ich produktów, jak np. Google Discover – stwierdza.