Prokuratura nie dopatrzyła się znamion czynu zabronionego w zachowaniu dziennikarki „Gazety Wyborczej” Katarzyny Włodkowskiej – dowiedział się portal Wirtualnemedia.pl. Śledczy sprawdzali, czy reporterka działała na rzecz uniknięcia odpowiedzialności karnej przez Stefana Wilmonta, zabójcę Pawła Adamowicza. – Szybkie umorzenie pokazuje, że to była sprawa polityczna – mówi Włodkowska.
Prokuratura Okręgowa w Słupsku na zlecenie Prokuratury Krajowej od listopada ub.r. prowadziła postępowanie w kierunku poplecznictwa. Miałaby go się dopuścić reporterka „Dużego Formatu” Katarzyna Włodkowska względem Stefana Wilmonta, zabójcy prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza.
Sama Włodkowska w tekście z grudnia pisała: „Moje czwarte już przesłuchanie odbyło się 29 listopada br. Tym razem grozi mi od razu więzienie – od trzech miesięcy do lat pięciu. Ponownie stanęłam na straży pryncypiów dziennikarskich, odmawiając podania personaliów informatora. I znów podkreśliłam, że cała jego wiedza znalazła się w reportażu”.
Już wcześniej Włodkowska była przesłuchiwana w sprawie – przez śledczych z Gdańska. Nałożono nawet na nią grzywnę za niepodanie nazwiska informatora.
Spytaliśmy prokuraturę, na jakim etapie jest postępowanie. „W sprawie Prokuratury Okręgowej w Słupsku o sygnaturze 3009-1.Ds.81.2023 w dniu 22 grudnia 2023r. została podjęta decyzja o umorzeniu dochodzenia o popełnienie czynu zabronionego z art. 239 par. 1 kk – wobec stwierdzenia braku znamion czynu zabronionego” – przekazał nam Paweł Wnuk, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Słupsku. Jak dodał, w sprawie nie przedstawiono nikomu zarzutów. Wspomniany paragraf Kodeksu karnego dotyczy poplecznictwa. Mówi on: „Kto utrudnia lub udaremnia postępowanie karne, pomagając sprawcy przestępstwa, w tym i przestępstwa skarbowego uniknąć odpowiedzialności karnej, w szczególności kto sprawcę ukrywa, zaciera ślady przestępstwa, w tym i przestępstwa skarbowego albo odbywa za skazanego karę, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5”.
– Szybkie umorzenie pokazuje, że to była sprawa polityczna – mówi Włodkowska w rozmowie z Wirtualnemedia.pl. – Ktoś w Prokuraturze Krajowej, polecając wszczęcie kolejnego postępowania w mojej sprawie, raz jeszcze chciał zrobić na złość „Gazecie Wyborczej” – ocenia.
Włodkowska pozywa sąd
Podstawą wszczęcia dochodzenia była treść uzasadnienia wyroku Sądu Okręgowego w Gdańsku w sprawie Stefana Wilmonta. Sędzia Aleksandra Kaczmarek z IV Wydziału Karnego Sądu Okręgowego stwierdziła tam, że Włodkowska odmawiając ze względu na tajemnicę dziennikarską odpowiedzi na pytania „utrudniła prowadzenie postępowania w niniejszej sprawie”.
„Włodkowska nie podała danych informatora, ponieważ taki informator w ocenie Sądu nie istniał” – dodała sędzia Kaczmarek. I stwierdziła, że „organy ścigania dokonały przesłuchania innych znajomych oskarżonego z portalu Facebook. Nikt nie potwierdził, by był informatorem dziennikarki”.
„Tajemnica dziennikarska ma charakter względny, może zostać uchylona przez odpowiedni organ, co też miało miejsce w niniejszej sprawie” – podkreśliła Kaczmarek. Dodała, że wersja Włodkowskiej z artykułu „nie została uznana za wiarygodną. W istocie cały materiał dowodowy odnoszący się do pobudek Stefana Wilmonta jej przeczył”.
Sędzia dodała, że jej zdaniem Włodkowska „podała opinii publicznej zmyślony stan faktyczny, aby na tak nośnym, interesującym ówcześnie wydarzeniu zbudować kapitał popularności. Ani zasady logiki ani materiał dowodowy zgromadzony w sprawie nie potwierdziły bowiem jej wersji”.
„Bezprawne wypowiedzi sądu”
7 grudnia ub.r. za to uzasadnienie wyroku Włodkowska wniosła do sądu pozew o naruszenie dóbr osobistych. Domaga się przeprosin za „bezprawne naruszenie jej dóbr osobistych w postaci godności, dobrego imienia oraz reputacji zawodowej, które miało miejsce w uzasadnieniu wyroku Sądu Okręgowego w Gdańsku, IV Wydział Karny, sygn. akt IV K 227/21 wydanego w sprawie Stefana Franciszka Wilmonta oskarżonego o zabójstwo prezydenta Pawła Adamowicza”.
W pozwie zaznaczono, że wypowiedzi sądu inne niż stwierdzenie, że Włodkowska odmówiła odpowiedzi na poszczególne pytania, były bezprawne. Według pełnomocnika reporterki, sąd doprowadził niejako do „wydania wyroku” na Włodkowską w sprawie dotyczącej Wilmonta, w której ona sama nie była stroną i nie miała możliwości skorzystania z przysługujących oskarżonym instrumentów (np. zasada domniemania niewinności).
W czwartek spytaliśmy rzecznika sądu, na jakim etapie jest sprawa, czy wyznaczono już termin rozprawy. Do momentu publikacji nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że sąd okręgowy poprosił apelacyjny o wyznaczenie jednostki do prowadzenia postępowania, bo sam nie może go prowadzić we własnej sprawie.
Włodkowska na początku 2020 roku, w pierwszą rocznicę zabójstwa prezydenta Gdańska opublikowała reportaż „Stefan W. Posiedzę dwa lata i wyjdę”. Podważyła w nim wersję biegłych, którzy ocenili, że Wilmont był niepoczytalny w momencie ataku. Wedle ustaleń dziennikarki, zaplanował on dokładnie zabójstwo i rozumiał jego konsekwencje, zaś śledczy zaniechali elementarnych czynności.
Po publikacji reportażu prokuratura domagała się od Włodkowskiej, by podała nazwiska informatorów. Zarzuciła jej też ujawnienie elementów śledztwa.