Tomasz Sakiewicz w najnowszym numerze „Gazety Polskiej” narzeka na decyzję PiS-u w sprawie zakupu Polska Press, co miało źle wpłynąć także na jego biznes. „Gdyby decyzje zależały ode mnie, pewne sprawy rozwiązałbym na tym rynku inaczej. Ale to już przeszłość” – pisze, po czym zachęca czytelników do kupowania prenumeraty, bo „ostatnie lata nie były dla naszych mediów jakimś szczególnym eldorado”.
Tomasz Sakiewicz kreśli w tekście czarny scenariusz. „Zagrożona jest wolność słowa, zagrożone są demokracja i suwerenność Polski, zagrożone jest nawet nasze narodowe bezpieczeństwo” – nie pozostawia wątpliwości.
By Polska przetrwała, niezbędne są silne prawicowe media. Cóż, kiedy rzeczywistość nie jest różowa – przypomina Tomasz Sakiewicz. Pisze otwarcie: „Trzeba wesprzeć istniejące konserwatywne media prywatne. Naprawdę zbudowaliśmy sporo i jest na czym się oprzeć. (…) Ostatnie lata nie były dla naszych mediów jakimś szczególnym eldorado. Oczywiście pojawiły się reklamy, których nie było wcześniej, ale spotkały nas też istne plagi egipskie. Media Strefy Wolnego Słowa wyrosły na gazetach papierowych. Rynek ten po prostu się zawalił. W ciągu dekady w całej Polsce zniknęło około 70 proc. punktów sprzedaży detalicznej gazet. W efekcie bardzo trudno nasze periodyki nabyć. Zbankrutowało dwóch z trzech dużych kolporterów, zmuszając nas do zrezygnowania ze znacznej części należnych nam pieniędzy”.
Sakiewiczowi zdecydowanie nie pomogła decyzja PiS-u o przejęciu koncernu Polska Press. Pierwszy raz wprost zwraca uwagę na to, że na rynku basujących władzy mediów zrobiło się za ciasno. Również z finansowego punktu widzenia: „Wzmacnianie mediów publicznych i zmiany w Polsce Press spowodowały naturalną konkurencję wobec naszych mediów zarówno papierowych, jak i elektronicznych. W rezultacie, choć powiększyliśmy nasze zasięgi w przestrzeni cyfrowej, to straciliśmy sporą część dochodów” – zauważa.
I dodaje gorzko: „Gdyby decyzje zależały ode mnie, pewne sprawy rozwiązałbym na tym rynku inaczej. Ale to już przeszłość”.
Dalej naczelny „Gazety Polskiej” i TV Republika broni mediów publicznych przed „bezprawnymi próbami zawłaszczenia lub niszczenia”, co jest „nie tylko zwykłym barbarzyństwem prawnym”, lecz co także „niszczy równowagę w debacie”. Sakiewicz zastrzega, że nie ma interesu we wzmacnianiu mediów publicznych: „Piszę to wyłącznie w interesie publicznym, bo kierując prywatną grupą medialną, odmawiałem innego udziału w mediach publicznych niż jako gość. Media te w sposób naturalny tworzą konkurencję dla odbiorców Strefy Wolnego Słowa nastawionych na przekaz patriotyczny. Mimo to uważam, że trzeba ich za wszelką cenę bronić”.
Przypomnijmy, że pierwsze wystąpienie publiczne Jarosława Kaczyńskiego po przegranych wyborach miało miejsce na zjeździe Klubów Gazety Polskiej w Spale – zatem właśnie u Sakiewicza. Kaczyński zapowiedział tam, że prawica musi budować silne media: „Stoi przed nami ogromne wyzwanie, żeby stworzyć jednak media dużo większe niż obecna Strefa Wolnego Słowa”.
Od tego momentu w przychylnych PiS-owi mediach zrobiło się gorąco, nikt bowiem nie wiedział, co Kaczyński miał na myśli. Zarówno bracia Karnowscy, jak i środowisko Tomasza Sakiewicza oraz TVP, a także po części ludzie orlenowskiej grupy Polska Press zaczęli zgłaszać swoją gotowość do liderowania procesowi budowania nowych silnych mediów. Najnowszy apel Tomasza Sakiewicza też można rozpatrywać w tym kontekście.