Wywiad z księdzem zrobiła per pan, a teraz jest w pierwszej trójce twarzy propagandy „Wiadomości”. Ale i tak nikt nie pamięta jej nazwiska, a wielu myli ją z Danutą Holecką. W obliczu nadchodzących powyborczych zmian w mediach publicznych przypominamy sylwetkę Edyty Lewandowskiej, prezenterki „Wiadomości”, która przyczyniała się do szerzenia rządowej propagandy nie mniej niż Michał Adamczyk i Danuta Holecka, ale która pozostawała w ich cieniu. Być może już za niedługo cała trójka odejdzie z TVP.
Za chwilę w opolskim amfiteatrze rozpocznie się koncert upamiętniający zmarłego w tym roku Krzysztofa Krawczyka. Gościem prowadzącej tego dnia „Wiadomości” jest prezes Telewizji Polskiej. – Nie wystarczy zgapić grafiki, ale trzeba jeszcze mieć tę prawdę i tę pasję, którą mają tylko dziennikarze i wydawcy TVP – basuje swoim dziennikarzom Jacek Kurski.
Edyta Lewandowska reaguje: – To się rzadko zdarza, by prezes tak chwalił swoich pracowników – przymila się i brnie w pochlebstwa wobec szefa: – Mogę pana zapewnić, że pracujemy rzetelnie i robimy to, w co wierzymy. I mam nadzieję, że Polacy, nasi widzowie w szczególności, to doceniają.
Widzowie nie doceniają: „Skąd oni ich tam biorą. Dramat w kilku aktach. Jest lepiej niż w Korei Północnej” – skomentował na Facebooku Tomasz Heller. Małgorzata Sikorska zaś napisała: „I popłynęło dziewczę wazeliną, oj popłynęło szeroko…”. „Dziennikarstwo na »wysokim« poziomie” – ironizował Grzegorz Sikorski. Z kolei Bartłomiej Maleszka – także w komentarzu na FB – wspominał: „Ja tę kobietę trzymającą mikrofon kojarzę chyba z telewizji łódzkiej sprzed 20 lat. Wtedy zapowiadała się nawet na dziennikarkę”.
DUMNA Z BEŁCHATOWA
Kariera telewizyjna Edyty Lewandowskiej przypomina sinusoidę. Przygodę z mediami zaczęła w Bełchatowie, skąd pochodzi. – W rodzinie nie było tradycji dziennikarskich. Mama Edyty pracowała w urzędzie miasta, tata zajmował się naprawianiem telewizorów – słyszę od osoby, która znała wówczas przyszłą dziennikarkę TVP. Najpierw było Radio Bełchatów i Radio Classic. Pod koniec lat 90. po raz pierwszy pojawiła się w Warszawie. Miała 22 lata i była jedną z prowadzących program rozrywkowy w TVP 1 „Twoja lista przebojów”. To właśnie wtedy Edytę Lewandowską poznała Małgorzata Halber, która też pracowała przy „Twojej liście…”. Program nagrywano w klubie Stodoła, celem była promocja młodych artystów. Ci, którzy otrzymali najwięcej głosów od widzów, mogli wystąpić na festiwalu w Opolu. – Edyta trafiła do tego z programu z lokalnej telewizji. Pamiętam, że była dumna, że pochodzi z Bełchatowa. Na pewno nie miała kompleksu pochodzenia i to mi się u niej podobało – wspomina Małgorzata Halber. – Była obowiązkowa i zdyscyplinowana. Twardo stąpała po ziemi, niezbyt interesowała się muzyką, ale chciała dobrze wykonywać swoją pracę. Czuła, że ten program jest dla niej szansą – kontynuuje Halber. Nie przypomina sobie rozmów na tematy polityczne czy światopoglądowe. – Edyta nie sprawiała wrażenia, że to ją interesuje. Może dlatego, gdy dziś czasem oglądam „Wiadomości”, to widzę dziewczynę, którą przecież kiedyś znałam, ale której teraz nie poznaję. Dzisiejsza TVP to groteska, a „Wiadomości” prezentują jakiś świat równoległy – podsumowuje Halber, która dziś jest pisarką i graficzką.
W 2002 roku Edyta Lewandowska dołączyła do zespołu przygotowującego w łódzkim ośrodku Telewizji Polskiej „Wiadomości dnia”. – Przyszła do nas doskonale zarekomendowana jako młoda, zdolna i świetnie wyglądająca dziennikarka. Bardzo kontaktowa. Miała błysk w oku – wspomina jedna z osób, która znała Lewandowską z tamtych czasów. Jej zdaniem Lewandowska potrafiła zadawać trudne pytania, była dociekliwa. Starała się być niezależna. Ktoś inny wspomina, że jednym z pierwszych wyzwań, jakie postawiono przed dziennikarką, były całodzienne relacje z finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. – Telewizyjne zwierzę. To nie było łatwe zadanie, ale Edyta poradziła sobie znakomicie – słyszę.
Raczej stroniła od spotkań towarzyskich, nie chodziła z ludźmi z pracy na piwo. Czytała lokalne wiadomości, robiła wejścia reporterskie na żywo, czasem realizowała materiały. – Odżywiała się tabletkami. Tu błonnik, tu jakieś witaminy. Nieraz mówiliśmy do niej: – Edyta, zjedz coś normalnego, nie można żyć tylko tabletkami – słyszymy od kolejnej osoby, która wówczas pracowała z Lewandowską. Nie zdradzała związków z Kościołem. Raczej bliżej było jej do środowisk lewicowych – słyszę od jednego z rozmówców. Była znajoma przypomina aferę, jaka wybuchła przed laty, gdy Lewandowska, rozmawiając na antenie z księdzem, zwracała się do niego per pan. Podobno była z tego powodu dumna. Ktoś inny przypomina, że przyszła gwiazda telewizji Jacka Kurskiego miała poglądy bliskie Platformie Obywatelskiej. – Zawsze głosowała na PO – słyszę. – Co się z nią stało? Sami zadajemy sobie to pytanie! Nigdy bym nie przypuszczał, że stanie się twarzą pisowskiej telewizji. Tyle że ona zawsze powtarzała, że pracuje wyłącznie dla pieniędzy. Ambicje dziennikarskie miała jej bliska przyjaciółka Danusia Holecka, ale nie ona – słyszymy od jeszcze innej osoby.
W 2004 roku Lewandowska wzięła udział – jako jedna z 1,2 tys. osób – w konkursie na prezentera telewizyjnej Dwójki. Do występu przed kamerami zaproszono 44 osoby. Potem na finałową piątkę głosować mogli widzowie. Edyta Lewandowska zdobyła największą sympatię telewidzów i od stycznia 2005 pracowała w redakcji oprawy TVP 2. To wtedy Lewandowską poznał Jarosław Kulczycki, który wraz z Agatą Młynarską – jako prezenterzy TVP 2 – oceniali przyszłe telewizyjne gwiazdy. – Edyta na pewno miała to coś. Nie tylko urodę, ale także sprawność – wspomina Kulczycki. Pamięta także, że za wszelką cenę chciała się czymś wyróżnić. – Jednym z zadań było przeczytanie tekstu z odpowiednią dykcją. W pewnym momencie – ku naszemu zaskoczeniu – Edyta zwróciła się do mnie i do Agaty Młynarskiej, byśmy my sami podjęli się tego zadania – opowiada Kulczycki. – Przyznam, że było to dość bezczelne. Podjęliśmy jednak wyzwanie i przeczytaliśmy to dwa razy szybciej niż ona – dodaje Kulczycki, który zapamiętał Edytę Lewandowską jeszcze z innego powodu. – Ma taki smutek w oczach. To było dla mnie zawsze zagadką. Młoda i atrakcyjna, ale jakby wiecznie strapiona. Ten smutek na jej twarzy widzę do dziś – podsumowuje Kulczycki.
W 2006 roku Lewandowska związała się najpierw z TVP 3, a następnie z TVP Info. I od razu stała się jedną z głównych twarzy nowego kanału informacyjnego. – To jedna z najlepszych prezenterek, z jakimi pracowałem – nie ma wątpliwości Sławomir Matczak, były dziennikarz i wydawca w TVP Info. Wspomina wieczór 3 marca 2012 roku, kiedy doszło do katastrofy kolejowej pod Szczekocinami. – To była sobota. Wiadomość dotarła do nas po 21. Natychmiast rozpoczęliśmy specjalne wydanie serwisu TVP Info, które prowadziła Agnieszka Górniakowska. Kiedy po kilku godzinach byliśmy już na skraju zmęczenia, nagle w newsroomie pojawiła się Edyta Lewandowska. Przyjechała, bo widziała w telewizji, że Agnieszka jest sama, a skala tragedii jest tak duża, że czeka nas jeszcze wiele godzin pracy. Poczułem do niej wielki szacunek. Przecież nikt jej o to nie prosił. Przyjechała, by pomóc, pokazała klasę. Matczak wspomina też o żelaznych nerwach Lewandowskiej. – Bywało, że wpadała do studia w ostatniej chwili i malowała się już w trakcie wydania, gdy widzowie oglądali na antenie materiał filmowy. Była jedną z niewielu, która nie czytała automatycznie zapowiedzi z promptera, ale potrafiła omawiać temat, tak że widz miał wrażenie, że ona mówi do niego – opowiada były dziennikarz TVP.
Ale dla innego byłego dziennikarza TVP pojawianie się Lewandowskiej w studiu minutę przed wejściem na antenę nie było dowodem żelaznych nerwów, ale braku szacunku dla kolegów. – To się działo głównie na dyżurach porannych. Wszyscy prowadzący potrafili przyjść do newsroomu na tyle wcześniej, by przygotować się do pracy. Edyta wpadała w ostatniej chwili. Zapowiedzi materiałów, które czytała, często widziała po raz pierwszy – wspomina była dziennikarka. – Choć sprawna rzeczywiście była. Jak widziała w zapowiedzi jakieś trudne słowo w obcym języku, potrafiła je sprytnie ominąć. Świetnie też sprawdzała się podczas wydań specjalnych. Może nie miała jakiejś głębokiej wiedzy na różne tematy, ale potrafiła to świetnie maskować. Miała też umiejętność opowiadania. Podczas wydań specjalnych często trzeba, jak to się u nas mówi, szyć, czyli opowiadać z głowy, czekając na kolejne łączenie z gościem. Edyta była w tym mistrzynią – wspomina była dziennikarka TVP Info.
Jednak Paweł Prus, wówczas reporter TVP Info, a dziś ekspert rynku mediów i prezes Instytutu Zamenhofa, ma nieco inną opinię. – Nieszczególnie zwracała na siebie uwagę. Pracę wykonywała poprawnie, ale bez specjalnej finezji. Do ważnych programów i wydań specjalnych raczej byli angażowani inni, zdolniejsi i z lepszym warsztatem niż ona – mówi Prus.
W 2009 roku Lewandowska trafiła na listę do zwolnienia. Agencją Informacji TVP kierował wtedy Jan Piński. Znalazła się w grupie kilkudziesięciu osób, m.in. obok Adriana Klarenbacha. Protestowały przeciwko temu działające wówczas w TVP związki zawodowe, ogłoszono pogotowie strajkowe. Ostatecznie w październiku 2009 roku Lewandowską i część osób skreślono z listy do zwolnienia. „Jestem za pozostawieniem Edyty Lewandowskiej, niezwykle przyjemnie się Ją ogląda i słucha. Szkoda, niebywała szkoda. Mam nadzieję że ktoś przeczyta wpisy na forum i weźmie sobie to do… serca?” – apelował na forum jeden z czytelników „Gazety Wyborczej”. „Co? Edyta Lewandowska do zwolnienia? Takiej dziennikarki nigdy nie było w telewizji, nie ma i nie będzie. To jest dziennikarka którą chcemy słuchać i oglądać. Zostawcie ją w pracy!” – prosił ktoś inny.
Została, ale wiosną 2011 roku audyt zlecony przez szefów TVP Info wykazał, że w okresie od kwietnia 2010 roku do lutego 2011 roku dziennikarce zdarzało się pracować, będąc na zwolnieniu lekarskim. „Przez lata w TVP działał taki system: dziennikarz brał przez pierwsze pół miesiąca maksymalnie dużo dyżurów, a w drugiej szedł na zwolnienie lekarskie i brał zasiłek napompowany w pierwszej połowie miesiąca. Niektórzy brali i zasiłek, i dyżury, kiedy byli na zwolnieniu” – pisała wówczas „Gazeta Wyborcza”. Na konto Edyty Lewandowskiej w ciągu kilkunastu miesięcy miało wpłynąć tytułem „chorobowego” ponad 35 tys. zł, choć nie powinien wpłynąć ani grosz. Dziennikarka zniknęła z wizji i na pewien czas musiała pożegnać się z pracą w telewizji. Stała się jedną z ofiar rewolucji, która dokonała się w TVP Info wraz z objęciem stanowiska szefa Telewizyjnej Agencji Informacyjnej przez Tomasza Sandaka latem 2013 roku. Chodziło o odświeżenie formuły i wizerunku stacji informacyjnej – tłumaczył wówczas Jacek Rakowiecki, rzecznik prasowy TVP. Wraz z Lewandowską z anteny TVP Info zniknęła wtedy także Małgorzata Żochowska i Danuta Holecka. „Każda z wyżej wymienionych osób otrzymała propozycję pozostania w TVP Info. Panie Edyta Lewandowska i Małgorzata Żochowska propozycję pełnienia funkcji wydawcy serwisów w bloku porannym już wstępnie zaakceptowały” – wyjaśniał Rakowiecki.
Tomasz Sandak zaś argumentował, że odsunął Lewandowską od prowadzenia serwisów, bo była po prostu słaba. Jego zdaniem odczytywała zapowiedzi, często nawet nie czytając ich wcześniej. Nie mówiąc już o redagowaniu czy napisaniu ich przez siebie. Rozmowy o odsunięciu od prowadzenia programów nie należały do najłatwiejszych. Według byłego szefa TAI dziennikarze nie rozumieli, jak mogą być odsunięci od serwisów, skoro robią to od tylu lat.
Rozbrat Edyty Lewandowskiej z TVP trwał prawie trzy lata. Powróciła w kwietniu 2016 roku, gdy prezesem TVP już od kilku miesięcy był Jacek Kurski. Biuro prasowe TVP pytane wówczas o lewe zwolnienia lekarskie wydało oświadczenie, że dziennikarka zwróciła wszystkie nadpłacone zasiłki chorobowe i… sprawa jest zamknięta. Grzegorz Adamczyk, ówczesny zastępca dyrektora TAI ds. serwisów TVP Info, wyrażał wtedy radość, że „tak doświadczona dziennikarka po latach wraca do TVP Info”. Już po tzw. dobrej zmianie Lewandowska współpracowała także z radiową Jedynką, gdzie prowadziła serwisy informacyjne.
Paweł Prus nie ma złudzeń: kariera Lewandowskiej nabrała rozpędu, dopiero gdy politycy Prawa i Sprawiedliwości przejęli telewizję i ci lepsi od niej albo zostali wyrzuceni, albo sami odeszli. – Edyta wskoczyła na ich miejsce, prowadzenie programów zawdzięcza, moim zdaniem, czystce, która miała miejsce na placu Powstańców po 2015 roku – mówi były dziennikarz TVP Info. Inny były dziennikarz TVP nie ma wątpliwości, że za przywróceniem Lewandowskiej stała Danuta Holecka. Choć słyszę też opinie, że obie panie dziś nie przepadają za sobą.
HOLECKA, ADAMCZYK I ONA
Kiedy na początku 2019 roku z prowadzenia głównego wydania „Wiadomości” zrezygnował Krzysztof Ziemiec, wśród kandydatów do jego zastąpienia wymieniano przede wszystkim Zuzannę Falzmann, byłą korespondentkę TVP w Stanach Zjednoczonych. Ostatecznie jednak wybrano Edytę Lewandowską. – Holecka nie zgadzała się na Falzmann. Widziała w niej większe zagrożenie dla siebie – słyszę na placu Powstańców Warszawy, gdzie powstają „Wiadomości”. „Ziemiec odchodzi. Na jego miejsce przychodzi Edyta Lewandowska. »Dziennikarka« której łzy stanęły w oczach po porażce Jakiego i Płażyńskiego” – skomentował na TT internauta Radio Libek. „Rzeczniczka dobrej zmiany” – dorzucił kolejny. Nawet na prawicowym portalu wPolityce.pl pod informacją, że to Lewandowska zastąpi Krzysztofa Ziemca, przeważały głosy sceptyczne. „Nie jest zła w swoim fachu, ale uważam, że męski głos przydaje powagi Wiadomościom. Przywrócić Rachonia!!” – apelowała 5 lutego 2019 roku internautka Luiza. Z kolei użytkownik określający się jako „wąsaty Janusz” pisał: „Pamiętam tę panią, jak za rządów pełowskich zionęła nienawiścią do PiS-u. To ci dobra zmiana, zaraz wrócą buźki agenciaków prowadzących dziennik w PRL-u. Pomału zaczynam się gubić w tym co się dzieje”. „Ładna kobieta z pięknym głosem. Delikatna i kulturalna” – kwitowała czytelniczka Ula. Dziennikarkę wspierała też Jasia: „Piękna i b. sympatyczna z miłym głosem dziennikarka. Powodzenia i proszę nie przejmować się totalnymi” – komentowała na portalu wPolityce.pl. – Edyta to trochę taki dodatek. Potrzebowali kogoś do duetu Holecka – Adamczyk, kto będzie łatał dziury i padło na Lewandowską – słyszę od jednej z osób zatrudnionych na placu Powstańców Warszawy. Ale gdy przeglądamy wrześniowy grafik prowadzących, Lewandowska nie jest od łatania dziur – ma tyle samo dyżurów co Holecka i Adamczyk. Dowiaduję się też, że przechodząc do „Wiadomości”, miała zrezygnować z etatu. Teraz ma gwiazdorski kontrakt objęty tajemnicą.
Dla Kaliny Błażejowskiej, dziennikarki „Tygodnika Powszechnego”, która od czasu dobrej zmiany wnikliwie śledzi „Wiadomości” TVP, pojawienie się Edyty Lewandowskiej w miejsce Krzysztofa Ziemca było dużym zaskoczeniem. – Nie kojarzyłam jej wcześniej zbyt dobrze. Poza tym nie mogłam uwierzyć, że ktoś kilka lat po przejęciu TVP przez Jacka Kurskiego chce dobrowolnie stać się twarzą telewizji publicznej. Lewandowska musiała zdawać sobie sprawę, jaką będzie uprawiać propagandę. Nie ma takich pieniędzy, które by mogły rekompensować utratę twarzy – mówi Błażejowska. Według niej Ziemiec starał się posługiwać nieco łagodniejszym językiem. Zapowiedzi Lewandowskiej są tak samo bezczelne i pełne nienawiści co Holeckiej i Adamczyka. Jako przykład wymienia choćby wydanie „Wiadomości” z 14 września. – To wręcz wzorcowe wydanie. Były w nim materiały wymierzone w uchodźców, lekarzy, osoby LGBT, opozycję i Unię Europejską. Czyli we wszystkich, którzy myślą inaczej niż partia rządząca. I twarzą tych „Wiadomości” był nie kto inny jak Edyta Lewandowska – relacjonuje dziennikarka „TP”, która w marcu 2019 roku szydziła z Lewandowskiej: „Mamy nową Orianę Fallaci: Edyta Lewandowska w ciągu 15 minut wywiadu zadała Joachimowi Brudzińskiemu trzy pytania, a jak kaszlnął, powiedziała „przepraszam”.
To nie była pierwsza przygoda Edyty Lewandowskiej z „Wiadomościami”. Po raz pierwszy pojawiła się w nich we wrześniu 2005 roku, tyle że wtedy nie było to główne, ale poranne wydanie. „Jestem optymistką, staram się być zawsze zadowolona, a w stosunku do innych szczera, co zapewnia mi jak do tej pory sukces. I nie ukrywam, mam nadzieje, że będzie tak i tym razem” – deklarowała wówczas lokalnej „Gazecie Wyborczej”. Mówiła, że praca w Warszawie to spełnienie jej marzeń, choć kiedyś chciała być najlepszym w Polsce prawnikiem albo ministrem sprawiedliwości. „Ministrem może jeszcze zostanę… na emeryturze” – żartowała wówczas, przyznając równocześnie, że próbuje właśnie znaleźć czas na obronienie pracy magisterskiej na Wydziale Prawa Uniwersytetu Łódzkiego. Już wtedy budziła emocje. Mediów społecznościowych wprawdzie jeszcze nie było, ale na forum czytelników „Gazety Wyborczej” z lat 2005–2006 znaleźć można skrajne opinie. Jedni określali ją mianem profesjonalistki, dla innych była beznadziejna: „Jej głos nie nadaje się do newsów, ma fatalną dykcję, mówi przez zaciśnięte zęby. Słuchać jej nie można” – pisał jeden z czytelników. „Z dykcją przesadzacie. Lekka wada wymowy – nawet słodka, dodaje jakości, charakteru. Edzia wcale nie jest bufoniasta czy nadęta, ale bardzo sympatyczna” – uważał ktoś inny.
Maciej Orłoś, były dziennikarz Telewizji Polskiej i prowadzący „Teleexpress”, przyznaje, że Edyta Lewandowska jest dla niego zagadką. Gdy ją zobaczył pierwszy raz na ekranie, pomyślał: jak można być tak bezbarwną osobą? – Żadnych emocji. Ładna dziewczyna, ale w żaden sposób nieprzebijająca się przez ekran telewizora, transparentna – opisuje Orłoś i dodaje: – Sztuczny uśmiech. Posągowa mowa ciała, nijakość.
Medioznawca z agencji Social Sky Maciej Myśliwiec zadaje pytanie: ilu widzów w ogóle kojarzy Edytę Lewandowską? A ilu zna jej nazwisko? Jego zdaniem dziennikarka wciąż pozostaje w cieniu. A przecież pracuje w Telewizji Polskiej od bardzo dawna i przetrwała wielu prezesów. – Z jednej strony, może to świadczyć na jej korzyść, bo ma warsztat i robi swoje, ale z drugiej może być dowodem na to, że do wszystkiego potrafi się dopasować, byle tylko być na antenie – uważa medioznawca. Jego zdaniem, gra Lewandowskiej wciąż w drugiej lidze może być dla niej okolicznością łagodzącą. – Czy Lewandowska jest twarzą telewizji Kurskiego? Raczej nie. Owszem, z gorliwością realizuje propagandowe cele, ale trudno ją określić mianem pierwszoligowego gracza – przekonuje Myśliwiec.
Także dr Monika Kożdoń-Dębecka, medioznawczyni z Uniwersytetu Warszawskiego, a w przeszłości dziennikarka Telewizji Polskiej, nie widzi w Lewandowskiej twarzy telewizji Kurskiego. – Może z powodu jej spokojnego stylu przekazywania wiadomości? – zastanawia się medioznawczyni. – Lewandowska stara się nie przemycać emocji. Oddziela je od informacji. Chce być chłodną profesjonalistką w kategorii: prezenter telewizyjny. Ma dobry głos i świetną dykcję. U niej nie ma tej nadekspresyjności widocznej u innych dziennikarzy – uzupełnia wykładowczyni z UW.
W SZKLANEJ BAŃCE
Chyba jej to nie wychodzi, bo zdaniem Kaliny Błażejowskiej z „Tygodnika Powszechnego” Edyta Lewandowska odróżnia się od Danuty Holeckiej i Michała Adamczyka. Ale na minus. – Oni w studiu „Wiadomości” czują się jak ryba w wodzie. Zapowiadają materiały z doskonale udawanym przejęciem, jakby naprawdę wierzyli w to, co mówią, Lewandowska sprawia wrażenie wiecznie spiętej i zestresowanej. Materiały zapowiada z zaciętym wyrazem twarzy. Sztucznie się uśmiecha. Mówi zbyt szybko, często się myli. Gdy rozmawia z gośćmi, reaguje agresywnie, gdy tylko ktoś powie cokolwiek niezgodnego z linią partii – opisuje Błażejowska. – Czy Lewandowska jest twarzą telewizji Kurskiego? – dopytuję. – Dla mnie tak, ale wielu widzów pewnie nie odróżnia Lewandowskiej od Holeckiej. Widać to choćby we wpisach w mediach społecznościowych – zauważa Błażejowska.
Sławomir Matczak, który wielokrotnie w rozmowie podkreśla, jak dobrze mu się pracowało z Edytą Lewandowską, gdy był wydawcą w TVP Info, przyznaje z żalem: – Przykre, gdy osoba, którą miałem za profesjonalistkę, staje się złodziejem prawdy i sprzedaje się na rzecz kłamstwa – mówi Matczak.
Czy podałby jej dziś rękę? – Chyba trzymałbym je głęboko w kieszeni – stwierdza. Z kolei Maciej Orłoś przyznaje, że nie wierzy, by Edyta Lewandowska nie miała wewnętrznych rozterek. – Pytanie, czy żyje w takim wewnętrznym zakłamaniu, czy też uwierzyła w to, co robi? Chyba weszła w taką szklaną bańkę, w której nie ma już miejsca na wątpliwości. Jest za to wdzięczność wobec prezesa, że może zarabiać i prowadzić główny program informacyjny TVP – przekonuje Orłoś.
– Rozmowa Lewandowskiej z Jackiem Kurskim w Opolu osiągnęła apogeum niezręczności – uważa Maciej Czajkowski, były dziennikarz BBC i Telewizji Polskiej. – Lewandowska zamiast sprawnie zamknąć wątek pochwał prezesa, pochlebczo komentuje jego słowa i zapewnia o oddaniu w pracy. Zastanawiam się, co powiedziałby Boris Johnson, gdyby taka brytyjska Lewandowska wyraziła swój zachwyt nad rządową strategią podczas konferencji prasowej na Downing Street? Ale wyobraźni mi na to nie starcza – podsumowuje Czajkowski.
Edyta Lewandowska nie udziela wywiadów. Ostatecznie odmówiła także nam, choć wcześniej wyrażała chęć rozmowy. Przed laty wyznała, że jej motto życiowe brzmi: „Wszystko będzie dobrze”.
Zdaniem Kaliny Błażejowskiej dziennikarze powinni zapamiętać nazwisko Edyty Lewandowskiej. – To, co robi, jest sprzeniewierzeniem się etyce zawodowej. Najgorsze, gdyby tacy ludzie po upadku tak zwanej dobrej zmiany pozostali w zawodzie. Gdyby nie spotkali się ze środowiskowym ostracyzmem. Dla nich nie powinno być miejsca w normalnych, niezależnych mediach.
***
Ten tekst Grzegorza Sajóra pochodzi z archiwalnego wydania magazynu „Press”.