PAP w okresie rządów Prawa i Sprawiedliwości została upolityczniona w nie mniejszym stopniu niż Telewizja Polska czy Polskie Radio. Przykładów zależności PAP od władzy jest wiele.
- W październiku 2021 roku ujawniono, że premier Mateusz Morawiecki prosił Wojciecha Surmacza, prezesa PAP, o znalezienie „sprytnego dziennikarza”, który przeprowadzi wywiad z tezą z prezydentem Andrzejem Dudą. W odpowiedzi na prośbę premiera Wojciech Surmacz napisał: „Działamy. Pytania są już gotowe, pójdą do Błażeja Spychalskiego (rzecznik prasowy prezydenta RP – przyp. red.), a ja je właśnie wysyłam do Mariusza Chłopika (doradca premiera – przyp. red.)”.
- W kwietniu br. PAP wycofała depeszę z niewygodnym dla władzy komentarzem do wyników spisu powszechnego. Autor depeszy poprosił prof. Małgorzatę Myśliwiec z Uniwersytetu Śląskiego o komentarz do wyniku wskazującego, że 585,7 tys. osób wskazało śląską identyfikację narodowo-etniczną.
- W lipcu PAP wysłała depeszę o „śledztwie” TVP Info, w ramach którego reporterzy uznali za stosowne tropić właściciela anonimowego konta w mediach społecznościowych, który krytykował władzę PiS.
Renoma PAP obniżyła się
– Agencja taka jak PAP jest potrzebna, obecnie może nawet bardziej niż przed 10 laty – uważa Wojciech Szeląg, dziennikarz ekonomiczny portalu Interia, w latach 1998-2002 i 2009–2017 członek rady nadzorczej PAP. – Mamy rosnący problem fake newsów, a duża agencja informacyjna powinna być źródłem sprawdzonych informacji. Nie musi się nawet ścigać w wyścigu o to, kto pierwszy poda informację, ale powinna dawać pewność, że to co publikuje, jest zgodne z prawdą.
Szeląg dodaje: – PAP powinna też nadawać informacjom hierarchię. Gdy ponad 30 lat temu zaczynałem pracę w mediach, wśród dziennikarzy panowało przekonanie, że PAP jest źródłem absolutnie wiarygodnych informacji. Krążyło nawet powiedzenie „immunitet agencyjny”, co oznaczało, że jeżeli coś podał PAP, to nie trzeba już tego weryfikować – opowiada Wojciech Szeląg.
Zdaniem byłego członka rady nadzorczej PAP agencja informacyjna może pozostać państwowa, ale nie może być poddana politycznym wpływom. – Jeżeli ma to być agencja rządowa, to tylko w tym sensie, że pewne informacje z ministerstw otrzymuje jako pierwsza. Nikt nie zagwarantuje odpolitycznienia PAP, to w dużym stopniu kwestia dotrzymywania standardów dziennikarskich. Jeżeli ktoś tego nie robił przez ostatnie osiem lat, to istnieje mała szansa, że nagle zacznie to robić po zmianie władzy. Do zmian personalnych będzie musiało dojść zatem również w PAP. Nie mówię, że nastąpić musi wymiana wszystkich dziennikarzy i sprzątaczek. Jednak renoma PAP obniżyła się i ci, którzy do tego doprowadzili, powinni przestać tam pracować – wskazuje Wojciech Szeląg.
„Agencję trzeba odciąć od rządu”
Również Bogusław Chrabota, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”, uważa, że PAP jest potrzebna. – Powinno się zmienić formułę jej funkcjonowania. Powinna być Polską Agencją Prasową, a nie „partyjną” agencją prasową. Trzeba ją odciąć, podobnie jak TVP, od rządu. Z ustawowymi gwarancjami niezależności. To technicznie możliwe – twierdzi Chrabota.
– Agencja informacyjna powinna istnieć, bo potrzebują jej media – uważa Andrzej Andrysiak, wydawca „Gazety Radomszczańskiej”, w latach 2011-2015 zastępca redaktora naczelnego „Dziennika Gazety Prawnej”. – Może być nawet państwowa, wtedy jednak nie powinna być nastawiona na zysk. Żeby nie było sytuacji takich, jak w latach 2013-2014, gdy PAP drastycznie podniosła ceny za dostęp do swoich serwisów i nawet duże media rezygnowały z jej usług.
Andrzej Andrysiak puentuje: – To powinna być krajowa agencja informacyjna, która ma też newsy o tym, co się dzieje w różnych regionach kraju. W tej chwili jest w niej serwis samorządowy, ale tak słaby, że lokalne redakcje nawet z niego nie korzystają. PAP powinna być kierowana przez ludzi, którzy w środowisku mają opinię niezależnych i odpornych na wpływy.