Roszkowskiego pogląd na historię wykładany w podręczniku dla uczniów liceów i techników pewnie zawsze traktowałbym jako dydaktyczne kuriozum, które znam z wyimków cytowanych w portalach. Niestety, przeczytałem rozdział o mediach – pełen bzdur, przemilczeń i manipulacji. Zawstydzająca lektura – pisze Marek Twaróg z „Presserwisu”.
Druga część podręcznika „HiT 2. Historia i teraźniejszość”, która wyszła spod pióra prof. Wojciecha Roszkowskiego, doczekała się już złośliwych, a może po prostu dowcipnych recenzji. Matka Teresa z Kalkuty w kontrze do muzyka Marylina Mansona, katastrofa smoleńska jako najwyższa cena, jaką Lech Kaczyński zapłacił za przeciwstawianie się rosyjskiemu imperializmowi, a także cytaty takie jak „Słowa popularnych piosenek w stylu rap zawierają czasem zwroty obsceniczne” lub „W PRL-u jeździły oczywiście pociągi, autobusy i samochody ciężarowe i osobowe” nadają się do gorzkiej refleksji nad jakością tej pracy.
Niezrozumienie idei niezależnych mediów
Dywagacje o mediach prof. Wojciech Roszkowski pomieścił w części VI „Koniec XX wieku”, i zatytułował je „Przekształcenia medialne”. Od początku popisuje się kompletnym niezrozumieniem idei niezależnych mediów. Wtłacza młodym do głów paranoję prawicowych publicystów ufundowaną na tezie Jacka Kurskiego, który ogłosił kiedyś, że pluralizm mediów w Polsce „nie powinien być rozliczany na poziomie TVP, tylko w bilansie wszystkich wiodących mediów elektronicznych w Polsce”, czym rozgrzeszał propagandę TVP. Innymi słowy – wytłumaczmy dobrze ten idiotyzm – nie ma niczego złego w tym, że media publiczne sprzyjają władzy, skoro media komercyjne ją kontrolują. „Media (…) zawsze spełniały istotną rolę społeczną oraz polityczną; nie tylko informowały, ale w mniejszym lub większym stopniu albo sprzyjały władcy, albo go zwalczały” – pisze Roszkowski, po czym przypomina, że zawsze politycy „stosowali przeróżne zabiegi, aby mieć na nie wpływ”.
Teza o mediach jako jedynie narzędziach w rękach polityków i instrumentach uprawiania polityki to fantazja każdego zamordysty. Naturalne w demokracji założenie, że media są sprzymierzeńcem obywateli w relacjach z instytucjami, u Roszkowskiego nie istnieje. Młody człowiek nie dowie się więc, że podstawową funkcją istnienia mediów w demokracji jest funkcja kontrolna.
Roszkowski załamuje ręce nad tym, że po likwidacji RSW Prasa-Książka-Ruch gazety dysponujące niewielkim kapitałem (często jako spółdzielnie dziennikarzy) okazały się niezdolne do egzystencji i stały się łatwym łupem dla kapitału zagranicznego. „Przeszły w ręce zagranicznych właścicieli, wśród których najaktywniejsi okazali się Niemcy” – grzmi Roszkowski, ale przytomnie zauważa też, że „początkowo dominował francuski gigant Robert Hersant”. Hersant był lepszy niż Niemcy – według Roszkowskiego – bo „jedynie wykładał pieniądze, potem patrzył jak się zwracają, nie ingerował w pracę redakcji”. Naturalnie: w przeciwieństwie do zaborczych Niemców, którzy ponoć w pracę redakcji się wtrącali.
Profesor koncentruje się więc na niemieckim ręcznym sterowaniu (to nieprawda), pewnie więc dlatego zapomina, że rynek należącej do polskich właścicieli prasy byłby bogatszy, gdyby nie Fundacja Prasowa „Solidarność” z Jarosławem Kaczyńskim na czele. To właśnie to towarzystwo przetrąciło należący do fundacji „Express Wieczorny” – tytuł, który dostało w spadku po PRL-u – a potem go sprzedało szwajcarskiej spółce Marquard. Obcej, prawie niemieckiej.
Roszkowskiego fascynują Niemcy
Gdy Roszkowski w swych rozważaniach przechodzi do Passauer Neue Presse, którą, jak się dowiadujemy, „posądzano o intencje germanizacyjne”, pisze ewidentną nieprawdę: „Od momentu zmiany właściciela zaczął się powolny, a potem szybki zjazd w dół omawianych tu gazet” (pisownia oryginalna, według profesora najwyraźniej możliwy jest zjazd w górę).
Prawda jest inna. Po przejęciu gazet przez Bawarczyków – a był to proces powolny i wieloetapowy, ale o tym Roszkowski nie wie – tytuły ówczesnej Polskapresse notowały bardzo dobrą sprzedaż, a około 1997 roku skokowo zwiększały zaangażowanie w rynki powiatowe, bo na potęgę tworzyły tygodniki lokalne, a nawet mutacje codzienne. Dopiero kolejne lata i naturalna cyfrowa rewolucja zmieniły sytuację.
W myśl obecnej doktryny PiS Roszkowskiego fascynują Niemcy – niestety aż do tego stopnia, że dopuścił się zawstydzającego z naukowej perspektywy przemilczenia: w części o mediach regionalnych nie wspomniał o ważnym i wieloletnim (od 1991 do 2006 roku) operowaniu na naszym rynku norweskiej Orkli. Norwegowie najpierw konkurowali, a potem współpracowali z Polskapresse i w najlepszym momencie byli właścicielami ponad 10 dzienników. O tym uczeń się nie dowie. Niemiecka okupacja na rynku mediów brzmi lepiej.
Historyk ewidentnie niepewnie czuje się też w tematyce biznesowej. Gdy wspomina o Grupie TVN, która jest – tu cytat – „głośna z różnych powodów” (uczniu, domyśl się) zauważa, że „wykazała w 2021 r. 551 mln zysku netto. W tymże roku (…) firma ta wypłaciła dla swego nowego właściciela Discovery, Inc w USA – 1,3 miliarda (!) dywidendy”. Roszkowski liczy na inteligencję uczniów – nie podaje, czy chodzi o złotówki, czy dolary. Autor nie dziwiłby się tak bardzo tą dywidendą i nie podkreślał swojego oburzenia wykrzyknikiem, gdyby nie zapomniał, że na dywidendę przeznaczone zostały obok zysku wypracowanego w 2021 roku także 991,7 mln zł z kapitału rezerwowego spółki.
Jeden cenny fragment
Ostatnie zdanie jest ważne, zostaje najdłużej w pamięci – tę dziennikarską prawdę Roszkowski wziął sobie chyba do serca i postanowił skończyć rozdział mocnym akcentem: „Niewielu Polaków czerpie dziś zyski z działających w naszym kraju mediów”. Ten populistyczny nonsens – większość mediów w Polsce jest w polskich rękach – postanowił jeszcze rozwinąć. „Taki układ własnościowy – niespotkany za granicą, ponieważ wszystkie kraje chronią swoje rynki mediowe – siłą rzeczy odbija się też na informowaniu i kształtowaniu opinii publicznej w Polsce”.
I znów kulą w płot. Popularna w prawicowych mediach teza o „wszystkich krajach, które chronią swoje media” najczęściej opiera się na niepełnej analizie rynków niemieckiego czy francuskiego. Tam jednak chroniony jest tylko rynek radiowy i telewizyjny (dokładnie jak u nas – poprzez koncesjonowanie), a jedynie we Francji także rynek dzienników, ale już nie innych segmentów prasy.
Jest w rozdziale o mediach u Roszkowskiego jeden cenny fragment. To pytanie zawarte w części z ćwiczeniami. Autor proponuje tam uczniom refleksję: „Jakie cechy powinien posiadać autorytet?”. Miejmy nadzieję, że uczniowie odpowiedzą zgodnie z prawdą: autorytet powinien znać materię, o której naucza, ergo: Roszkowski nie jest tu autorytetem.