Piasecki jest freelancerem, używał telefonu do filmowania demonstracji Extintion Rebelion przed Ministerstwem Klimatu i Środowiska. Jak zaznacza, na urządzeniu nie zachowała się żadna kopia filmu. – Wszystko od razu lądowało w chmurze. Zabrałem najprostszy sprzęt i okazało się, że dobrze, że nie pomyślałem o żadnej poważniejszej kamerze – mówi „Presserwisowi”.
Przypomnijmy, że jeden z policjantów usiłował zniechęcić dziennikarza do wykonywania pracy tak nieudolnie, że upadając, złamał sobie nogę. Był to oficer prasowy III Komendy Rejonowej Policji na warszawskiej Ochocie. Dowódca jednostki jeszcze na miejscu zdarzenia miał stwierdzić, że to dziennikarz „naruszył nietykalność cielesną” funkcjonariusza i w konsekwencji Piasecki spędził w piątek na komendzie pięć godzin, z czego przez trzy był przesłuchiwany w charakterze świadka. Policja zatrzymała jego sprzęt – telefon i gimbal – do oględzin. W poniedziałek, kiedy go odbierał, dowiedział się, że skoro do tej pory nie usłyszał żadnych zarzutów, to raczej ich nie usłyszy. Policja miała już tylko zatwierdzić u prokuratora przeszukanie, jakiemu go poddano.
Maciek Piasecki ma duże doświadczenie w relacjonowaniu protestów. – Wiem, gdzie mogę się ustawić, wiem, co to są polecenia policji i jak powinny być sformułowane. W piątek nikt nie wydał mi żadnego polecenia, policja jedynie „prosiła” i „wzywała”. Wiem też, że policja nie może utrudniać mi wykonywania mojej pracy. Sam też robię zawsze wszystko, żeby policjantom pracy nie utrudniać. Edukuję się w tym kierunku, ale też mam lata doświadczenia – podświadomie wyłapuję użycie środków przymusu bezpośredniego i podobne rzeczy – mówi. Dodaje, że w takich sytuacjach stara się ograniczyć emocje. Nie okazuje ich wobec policjantów, może się nimi potem podzielić co najwyżej z widzami.
Piasecki w piątek został zatrzymany drugi raz w życiu. Pierwszy raz zatrzymała go białoruska milicja w sierpniu 2020 roku, kiedy dla OKO.press relacjonował wybory prezydenckie na Białorusi. – Nawet policjanci mnie pytali na komendzie o tamto zatrzymanie. Głupio mi je porównywać. Z jednej strony własne państwo, od którego oczekuję najwyższych standardów, jeśli chodzi o prawa człowieka i wolności obywatelskie, z drugiej krwawy reżim, który nie waha się używać najgorszych form przemocy wobec swoich obywateli. Jeśli to porównuję, to znaczy, że coś jest bardzo nie tak – komentuje dziennikarz.