Zespół Fake Hunters Polskiej Agencji Prasowej oraz specjalistów Naukowych i Akademickich Sieci Komputerowych zaprezentowały raport „Wojna Informacyjna 2022-2023 przebieg i wnioski”, oceniający wpływy i mechanizmy rosyjskiej dezinformacji. Według specjalistów jest jednak zbyt ogólnikowy i pozbawiony danych liczbowych, które pozwoliłyby na faktyczną ocenę zjawiska.
– Od razu zwraca uwagę brak konkretnych danych i opisu metodologii – mówi w rozmowie z „Presserwisem” Anna Mierzyńska, publicystka OKO.press, zajmująca się dezinformacją. – Należałoby liczyć, że będzie tu więcej danych, więcej wyników badań. Jeżeli NASK monitoruje 1225 słów kluczowych związanych z dezinformacją, można było oczekiwać, że danych liczbowych, które by pokazywały, jak ta dezinformacja w Polsce wygląda, będzie więcej. Skoro monitorują taką liczbę słów kluczowych, to muszą mieć te dane liczbowe, ale nie zdecydowali się ich pokazać. Szkoda.
Ograniczone spektrum tematów
Anna Mierzyńska wskazuje, że w samym raporcie jego autorzy przyznają, iż na poziomie państwowym zaczęto się przejmować dezinformacją rosyjską, kiedy wybuchła wojna w Ukrainie. Wcześniej badano zjawisko tylko w kontekście COVID-19. – Projekty dotyczące dezinformacji, w jakie wchodzi państwo, są związane z wojną w Ukrainie, więc mają ograniczone spektrum tematów, którymi się zajmują – mówi Mierzyńska. I zauważa, że skoro raport nie wskazuje konkretnych ram czasowych objętych badaniami, to nie da się stworzyć żadnego wykresu, który obrazowałby dynamikę rosyjskich narracji dezinformacyjnych.
Raport obejmuje okres znacznie dłuższy niż ostatnie kilkanaście miesięcy, ponieważ odnosi się również do rosyjskiej wojny informacyjnej z okresu pandemii. – Nasi specjaliści już wcześniej, szczególnie zajmując się dezinformacją doby pandemii COVID-19, natrafiali na ślady prowadzące jednoznacznie na Wschód – zwraca uwagę Wojciech Surmacz, prezes zarządu PAP we wstępie do raportu.
Publikacja obejmuje okres pandemii, kryzys humanitarny na granicy polsko-białoruskiej i agresję rosyjską na Ukrainę. Ale choć wymienia wiele konkretnych przykładów, brakuje w niej danych, które obrazowałyby skalę wojny informacyjnej.
Państwowy charakter raportu
Z comiesięcznego raportu Europejskiego Obserwatorium Mediów Cyfrowych (EDMO) wynika, że w kwietniu spadła liczba publikowanych na terenie Unii Europejskiej treści dezinformacyjnych dotyczących COVID-19. Dezinformacje te stanowiły 6 proc. ze zweryfikowanych przez członków EDMO 1400 fake newsów.
Spadła też liczba dezinformacji dotyczących wojny w Ukrainie, zweryfikowano ich 173, czyli 12 proc. całości. Liczba fake newsów dotyczących zmian klimatu pozostała na stałym poziomie (130 treści – 9 proc. całości). Ale i tak te trzy typy treści stanowiły zaledwie 25 proc. przekazów dezinformacyjnych, jakie w kwietniu pojawiały się w internecie i mediach społecznościowych.
Specjaliści wskazują również na jeszcze jeden element, który można znaleźć w raporcie, a który potwierdza jego „państwowy” charakter. To, zdaniem autorów raportu, wschodnia dezinformacja na temat kryzysu humanitarnego na granicy polsko-białoruskiej, powielana „przez niektóre media i opozycję”. Chodzi o wątki dotyczące traktowania migrantów, stosowania wobec nich przemocy przez straż graniczną, czy sytuacji kobiet i dzieci w prowizorycznych przygranicznych obozach. Jednak takie wtręty pojawiają się tylko w dwóch miejscach raportu i nie są rozwijane w innych jego rozdziałach, choćby dotyczących „pudeł rezonansowych”, czyli bezrefleksyjnego przekazywania fake newsów.